środa, listopada 09, 2011

(346+14). Marzy mi się... okazja!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Pokaż mi swą kuchnię a powiem ci, kim jesteś. O rany!
Pokaż mi zawartość swej szafy a powiem ci, kim jesteś. No i?
Pokaż mi swoje miejsce pracy a powiem ci, kim jesteś. Proszę bardzo.

***

Bettelheim ma na mej półce z książkami specjalne miejsce. Wciąż gdzieś w środku mnie pracują jego słowa. Odkryłam na swój własny użytek kolejną mądrość i wyższość dzieci nad dorosłymi.

Dzieci... mają taką przypadłość, że jak polubią jakąś baśń to każą sobie czytać i... czytać... drugi, trzeci, setny raz i znów od nowa. Nie da się dziecka oszukać zmieniając zdania, akapity. Trzeba czytać dokładnie słowo po słowie, bo latorośl zna tekst na pamięć, recytuje fragmenty, jakby znało również miejsca, w których postawiono przecinki. I znów każe sobie czytać. Według, nie tylko, Bettelheima, baśń, która pochłania malucha ma w sobie problem, który dziecko właśnie świadomie --- dużo częściej nieświadomie --- w środku siebie obrabia. Można więc powiedzieć, że dzieci żują swoje problemy tak długo aż je przeżują.

Dorośli... mają taka przypadłość, że problemy są dla nich po to, by szybko się ich pozbyć, rozwiązać, zrzucić na kogoś innego. Ma to sens w kategorii logistyki życia codziennego. Są jednak problemy wewnątrz nas, których nie da się załatwić wyciągając z portfela banknot o większym nominale, nie da się ich ominąć, nawet jeśli przez dłuższy czas udawało się ich unikać, nie da się od nich uciec. I wtedy dorośli... mają prawdziwy problem, co dogania ich pod różnymi postaciami. Niby różne sytuacje, a istota ich kłopotliwości podejrzanie taka sama, niczym czytana po raz setny baśń.

Jako dorosła, dokopuję się do dziecięctwa w sobie i uczę się cieszyć takimi problemami, których nie da się ignorować, bo to królowie wśród problemów --- problemy rozwojowe, co potrzebne nam są do życia jak chleb i woda. Przychodzi dzień, że trzeba sobie odpowiedzieć na naprawdę trudne pytania, trzeba podjąć decyzję, którą drogą iść. Trzeba? Nie trzeba. Warto.

Żal mi tylko, że nie dzielimy się problemami, z których wyszliśmy zwycięsko. Marzy mi się, by ludzie o tym mówili, dając nadzieję i wiarę tym, którzy po nich stają twarzą w twarz z problemem, który z dalszej perspektywy jest już tylko świetną okazją do zmiany. Marzy mi się... chyba bylibyśmy wtedy bardziej ludzcy i mniej plastikowi.

***

Wypowiedz choć jedno zdanie a powiem ci, jaki problem teraz ma cię w swoich objęciach. I nosi, i hołubi, i marzy, byś wyssał z niego wszystko co najlepsze i poszedł dalej bogatszy, silniejszy, mądrzejszy.

Wypowiedz choć jedno zdanie... Proszę bardzo. No i? O rany!

Naprawdę? Naprawdę. Od czegoś trzeba zacząć. Uczę się słuchać siebie, by usłyszeć własną Duszę, co nie wie i nie chce wiedzieć, która ręka jest prawa, która lewa, ale jest żywo zainteresowana, w którą stronę pójdziemy dalej. Fajna Dusza, co z uporem maniaka powtarza, że problem to... okazja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz