wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Jak byłoby miło mieć metr pięćdziesiąt, kręcone włosy i sokoli wzrok. Bóg, może głuchy nie dosłyszał, może ślepy nie doczytał zamówienia, a może miał swój chytry plan. Wszystko przekręcił i podarował urodzinowy prezent. Nie ma w nim metra pięćdziesięciu, nie ma kręconych włosów, a gdy wieczorem zdejmę okulary, przed oczami mam niekończący się test Rorschacha. Bóg miłosierny, bo łapnął w końcu, że podarował coś, czego być może sam sobie by życzył, gdyby miał stać się człowiekiem. Z pewnym opóźnieniem podarowałbył lekarstwo — Sadownika, co nie znosi kręconych włosów, kocha z metra ciętą kobietę i lubi mówić: „plama się do Ciebie uśmiecha”, gdy rankiem okulary dosypiają w swej prywatności na parapecie.
Marzenia, by nie wystawać ponad tłum, by być zwykłym, nierzucającym się w oczy człowiekiem, grzeczną dziewczynką, niesprawiającą kłopotu córką, spełniającą oczekiwania społeczne obywatelką — Boga ominęła nawet myśl, by choć zalążki spełnień tego podarować. Dopadła mnie dzisiaj Akuszerka, całkiem bez znieczulenia: jak mi jest być bezdzietną w świecie?
***
Jak jest, gdy ludzie traktują moją bezdzietność jako problem i odsuwają się ode mnie?
Jak to jest, gdy kiedyś najbliżsi ludzie, wśród których się wychowałam, robią ze mnie problematycznego człowieka?
Jak to jest, gdy milczą, gdy dają dobre rady, gdy modlą się, by Bóg zechciał mnie naprawić?
***
Jestem bezsilna... Bezsilna tak bardzo, że aż bezbronna. Wtedy płaczę...
Płaczę... i wracają do mnie słowa Treyi, których ci wszyscy — co się odsunęli, wiedzą lepiej, milczą, dają dobre rady, chcą bym się zmieniła i modlą się bez końca — nie słyszą:
Chcę, żebyś mnie pytał, a nie mówił.
K. Wilber, Śmiertelni nieśmiertelni,
Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2007.
Płaczę... i znajduję na nowo słowa Ewy Woydyłły:
Dzięki łzom ocalamy to, co w nas najlepsze.
E. Woydyłło, Sekrety kobiet,
Wydawnctwo Literackie, Kraków 2005.
Płaczę... i czasem nie chcę już płacić tak wysokiej ceny za bycie sobą, co dla mnie łączy się nierozerwalnie z byciem reprezentantem mniejszości społecznej.
Płakałam i dziś, by na końcu bezsilności znaleźć siłę... siłę wręcz morderczą, by stać za tym, co wybrałam w życiu: za wolnością, której potrzebuję jak powietrza, za pragnieniem spełniania marzeń, za drogą, którą chcę podążać. Płaczę, by ocalić to, co we mnie najlepsze, co potrzebuje bezdzietną pozostać. Płaczę... i muszę przyznać, że płacz się chyba całkiem dobrze Bogu udał, bo po deszczu przyjść musi słońce...
***
...I przyszło, bo Frendka na swoim profilu umieściła:
I pomyślałam... właśnie o to chodzi! O to chodzi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz