piątek, lipca 30, 2021

4330. U Białego Kruka (LXXXII)

Wczoraj wieczorem pierwszy raz paliliśmy latarenkę. Każdy z nas przeżywa i pró­bu­je zinternalizować otaczającą nas nieobecność Orzeszka na swój sposób. Ja, po tej stro­nie tęczy, po­trze­bu­ję światła symboli.

Motyl i niezapominajki. Mam nadzieję, że podobałyby się Orzeszkowi. Z myślą o Niej je wybrałam. W jakiś sposób, dla każdego z nas w inny, Orzeszek z nami jest.

Autorką tej Piękności jest (oczy-
wiście) Zawsze-Wolna-od-Nudy.

*

Żałoba jest niczym dzikie zwierzę, które targa nas tak daleko w mrok, że wy­da­je się, że nigdy już stamtąd nie wrócimy. Nigdy nie będziemy się już śmiać. Boli tak bardzo, że nigdy do końca nie zrozumiemy, czy kiedyś nam przejdzie, czy też po prostu trzeba się do niej przyzwyczaić.

Fredrik Backman, My przeciwko wam,
przeł. Anna Kicka, Sonia Draga, Warszawa 2020.

4329. Chronos (II)  //  Czekariat (XII)

Wczoraj. Między ulem a Małą Danią. W ułamku sekundy wyprzedził wszystkie zie­lo­ne i pie­rzaste czekariusze, które bez awantur i skarg od prawie miesiąca cze­ka­ją i… cze­ka­ją grzeczniutko. Pierwszy raz zdarzyło się tak, że to literki czekały na piksele, a nie na odwrót.

Gdy zobaczyłam tę Upartą, a w zasadzie Upartego, wiedziałam natychmiast, że li­ter­ki Michała Cichego, które nosi w sobie moja świadomość — kiwając „głową” ze zro­zu­mie­niem od prawie miesiąca — znalazły sprzymierzeńca.

Każda afirmacja ma czarną podszewkę. Człowiek dorasta w pewnym mo­men­cie do głoszenia chwały istnienia, ale w tle jest przeszłe doświadczenie – depresja, niepokój, lęk, złość, poczucie niewartości. Motywacją do wejścia na drogę spokoju, ciszy i ulgi jest z reguły wcześniejsza katastrofa. Życie oka­za­ło się za trudne, a twoje siły – za małe.

Michał Cichy, Do syta,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.

4328. Chronos (I)

Środowy upał nie dał nam rady. Może byliśmy troszkę ledwo żywi — dwójka z nas nie stanowiła najlepszej ilustracji do reklamy uporczywej rehabilitacji — ale z pewnością wszyscy mieliśmy dobre nastroje i wspa­nia­ły, wspólny czas.


Michel & Sadownik:
(jagnięciną się raczą i proponują
Drzewku, by spróbowało
)

Jabłoń:
Nie jadam dzieci.

Sadownik:
A myślisz, że bakłażana nie boli?

*

Dalida, Ne joue pas.

środa, lipca 28, 2021

4327. Nie, nie, jeszcze nie!

Najpierw mnie zachwycił ich sens, a chwilę później cieszyłam się jak dziecko, że w tych ważnych (arcyważnych dla mnie) czterech słowach nie ma ani jednej literki, która potrzebuje znaku diakrytycznego. Mogłam zaszeleć z czcionką.

Tak! To zdecydowanie jeszcze nie koniec! Ukorzeniam się na nowo dziś od samego rana.


[…] nie koniec zauroczeń, nie koniec „ukorzeniania się”, a później patrzenia jak strumień Losu te korzenie wymywa, by znowu rozpoczynały od nowa… i od nowa.
// Tami

4326. Przeczytane na gigancie (IV)

Przypomniało mi się, że na premierę tej książki czekałam w zeszłym roku. Czekałam podwójnie, bo premiera ibuka opóźniła się względem planowanej przez wy­daw­nic­two daty o minimum dwa tygodnie. Czekałam, czekałam, wyczekałam, nabyłam i po kilkudziesięciu stronach rzuciłam w kąt ze względu na merytoryczny poważny błąd, nie wierząc, że został popełniony, a potem przeoczony.

Przypomniało mi się, że książkę tę mam, choć nie mogłam przypomnieć sobie, dla­cze­go ją porzuciłam. Tak czy inaczej ze względu na jeden uścisk dłoni od Autorki do prof. Osiatyńskiego posłałam książkę Białemu Krukowi i sama też się za nią wzięłam.

Przypomniało mi się migiem, dlaczego rzuciłam ją w kąt. Chaotycznej końcówce dziękowałam, że stanowi ostatnie rozdziały książki, które mogłam już dopchnąć kolanem zgodnie z maksymą Orzeszka: zaczęłaś, skończ. Skończyłam i dałam radę wydłubać trochę dobrych liter.

Warto jednak pamiętać, że dobre życie nie powstaje ze strachu – czyjegoś przed nami i naszego przed innymi. „Obecność? Nieobecność? Co jest prawdą? Jeżeli ten, kto odszedł, jednak nadal jest, bo pozostawia ślady, o których tylu ludzi opowiada, to odszedł czy nie odszedł?

*

Tracę siebie… Jak to przetrwać? Czy przetrwam?

*

[…] nie wszystko i nie zawsze układa się dobrze. A w gruncie rzeczy dość często układa się źle. Jednak wtedy ma się wybór lub raczej trzy wybory: załamać się lub nie załamać; szukać winnych albo nie szukać; skupić się na przyczynach albo zająć rozwiązaniami.

*

[…] główną motywację w wyborze światopoglądu oraz filozofii życia i śmierci stanowi wolna wola, która nas prowadzi, manewrując pomiędzy lękami i tęsknotami, niewiedzą i wiedzą, pragnieniami i przeczuciami.

*

Sentencja brzmiała: „Zawsze znajdujesz się w miejscu, w jakim chciałaś być”. Och, jak się wtedy wściekłam. Ale zaraz potem pomyślałam: „Dobrze. Przekonamy się, kto ma rację”. Pomyślałam tak z przekornym prze­świad­cze­niem, że oczywiście rację mam ja i udowodnię, że w tamtej mojej sytuacji nic nie da się zrobić. Nieszczęście to nieszczęście. Wyrok. Koniec, kropka.
     I co? Zrobiłam ten pierwszy krok, tak jak mi ktoś doradził, w zupełnie inną stronę niż sądziłam, że zdołam. Pamiętam, że ze zdumienia nie mogłam się otrząsnąć: nagle znalazłam się w zupełnie innym miejscu niż chwilę przedtem. W odróżnieniu od poprzedniego to miejsce było znacznie lepsze, otwierało się na nowe możliwości, a przede wszystkim dotarło do mnie, że i to nowe miejsce, i to poprzednie niedobre miejsce zależało od „losu” tylko trochę, ale głównie ode mnie samej. I że nawet jeżeli nie mogę od razu robić tego, co chcę czy bym chciała, to na pewno mogę myśleć i czuć się tak, jak sama zechcę. „Zawsze znajdujesz się w miejscu, w którym chcia­łaś być” – jakże innego znaczenia nabrało wówczas to powiedzenie.

*

[…] przyjmować siebie z pokorą, jak jedyny, a więc naj­lep­szy możliwy dar od losu.

*

Doświadczenie to raczej subiektywne zjawisko, na które składają się trzy zasadnicze elementy: doznania, emocje i myśli.
// Yuval Noah Harari

*

Bo nie sztuka być ofiarą, która amputuje swój ból. Każda amputacja zawsze pozbawia kawałka żywej ciebie. Prawdziwa sztuka to swemu bólowi nie zaprzeczać i nie pozbywać się go, ale go ukoić, uciszyć i nie pozwolić mu odebrać sobie radości życia.

*

Lubię słowa z ukrytymi kalamburami, takimi jak ten: po-moc. Tak to właśnie widzę, słyszę i rozumiem – po-MOC.

*

Coś w końcu trzeba robić z tym wszystkim, czego nie mogę zmienić.
     […] A ze śmiercią – co robię, gdy zabiera mi tych, których będzie mi już zawsze brakować? Dla nich otwieram swój wszechświat wewnętrzny. Mam tam już najważniejsze osoby z całego mojego życia; są moimi myślami, pamięcią i uczuciami.

*

Jeżeli nie ruszysz z miejsca i zostaniesz w tym ciasnym tunelu, nigdy nie dowiesz się, że twoje bolesne przeżycie jest tylko małym kadrem widzianym z głębi tunelu, z twojej pułapki. Rusz do przodu, wydostań się. Wyjdź z tu­ne­lu, rozejrzyj się, im szerzej się rozglądniesz, tym więcej zobaczysz dróg, możliwości, szans.

*

Trzeba szukać powodów do dumy z siebie, zadowolenia ze swoich dokonań i wdzięczności za swoje życie.

*

Akceptacja natomiast jest zaprzestaniem nieracjonalnej walki i obróceniem odzyskanej energii oraz oszczędzonych zasobów fizycznych, psychicznych i społecznych na własny pożytek. Kapitulacja to przegrać, akceptacja to wygrać. Kapitulacja to ulec i zrezygnować z siebie, akceptacja to wziąć na nowo w swoje ręce ster nawy. Kapituluje słabszy i bezradny, akceptuje silny i ciekaw dalszej drogi. Kapitulacja to bezczynność, akceptacja to dzia­ła­nie. Kapitulacja zatrzymuje w miejscu ze spuszczoną głową, ak­cep­ta­cja pozwala iść dalej z głową podniesioną.

*

Akceptacja jest aktem duchowym. Nie jest ona transakcją w sferze relacji międzyludzkich, nie jest efektem czyjegoś dorobku naukowego ani wy­so­kie­go ilorazu inteligencji. Jest stanem uspokojenia i ulgi. Osiąga się ją przez zmianę myśli, uczuć i zachowań, przez zaprzestanie uporu i lamentu i do­pusz­cze­nie do głosu szeptu, ugody, nawet uśmiechu, chociaż może być przez łzy.

*

Im bliżej akceptacji, tym bardziej człowiek gotów jest przyjmować rzeczy takimi, jakie są, tym chętniej współpracuje, poddaje się prowadzeniu, za­czy­na słu­chać, nie szuka już ucieczek, nie chowa się za swoją wy­jąt­ko­wo­ścią, nie odrzuca wskazówek i pomocy.

*

Stratę trzeba oswoić – dla siebie i w sobie. Spojrzeć jej w oczy. Odważyć się przyjąć ją na zawsze. Żałoba po kimś najważniejszym to droga, tym trud­niej­sza, im głębsza była więź ze zmarłym. Ale wtedy też trzeba – w imię pa­mię­ci wspólnej przeszłości – powrócić do życia. Ból nie mija, lecz z cza­sem stopniowo cichnie i płowieje.

Ewa Woydyłło, Żal po stracie,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.

[…]

Rzadko nam asystuje
podczas zajęć żmudnych,
jak przesuwanie mebli,
dźwiganie walizek
czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

Przy wypełnianiu ankiet
i siekaniu mięsa
z reguły ma wychodne.

[…]

„Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania.

Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni.
  // Wisława Szymborska, Trochę o duszy.

(tamże)

4325. Przeczytane na gigancie (III)

Poetę wyjęłam z audycji. Jednej z niewielu, których przynajmniej fragment wy­słu­cha­łam, łapiąc oddech między jedną a drugą aktywnością na gigancie, próbując uciszyć skowyt w sobie. Późnym wie­czo­rem klik, klik, a cichymi, nieskończenie czarnymi nocami nieśpieszne kłap, kłap. I było po tomiku. I przez chwilę było tak przyjemnie, jakby nikt bliski mi nie umarł.

Nic nie widać.
Popatrzcie.

*

Wszystko inaczej,
chociaż trochę tak samo.

Teraz tylko tę mądrość oprawić.

*

To jest ważne, a tamto nieważne.
To nieważne, bo zdarzyło się mnie.

*

Technika wspominania
technik wypominania

*

Noc liczy sobie nas na palcach

*

Co się panu nie podobało w mojej nowej książce?
To było jedyne pytanie profesor Staniszkis na egzaminie,
który, dawno temu, zdaliśmy z Cezarem na pięć.

*

Nie bądź vege, zjedz kolegę.

*

Ale jak radziłem sobie bez telefonu?
Kiedy odeszły monety, a wkroczyły żetony? karty?
Nic się nie wie.
Żenada.
Na legalu żenada.

Marcin Sendecki, W,
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2017.

Było
jak było

ale mężczyźni nie chadzali
w klapkach
po ulicy

rowerzyści
nie pruli
chodnikiem

tatuaże
mieli marynarze
bandyci
i Beckham

nie istniały
słowa youtuber
blogerka
modowy

cywilizacja śmierci
dopiero zmieniała się
w cywilizację śmieci

(tamże)

4324. Przeczytane na gigancie (II)

Gdzieś w środku tej książki zostałam półsierotą i straciłam umiejętność prze­twa­rza­nia pisma. Zamiast czytać, gapiłam się w okna i przestrzeń. Utrzymywał mnie przy życiu widok du­żych, zielonych braci i sióstr, w których konarach ptaki z uporem ma­nia­ka śpie­wa­ły psalmy o kruchości i cudzie życia. Zamiast, bo nic mądrzejszego do zrobienia nie przy­cho­dzi­ło mi do głowy.

Kilkanaście dni i tomik poezji były potrzebne, by zaufać, że zrozumiem, co czytam, że będę w stanie skupić się na zdaniu, akapicie, rozdziale, że odnajdzie mnie na no­wo przy­jem­ność czytania.

Nunez… jeśli nic tej Autorki nie czytaliście, to zazdroszczę, że tyle piękna, mądrości i magii przed Wami.

Nunez… mam nadzieję, że nie byłaby zachwycona (eufemizm), gdyby dowiedziała się, jak przetłumaczono oryginalny tytuł tej książki (What Are You Going Through). Nie jestem w stanie wypatrzeć ścieżki mentalnej, awruk, łączącej oryginalny tytuł z Pełnią miłości.

Wariatka. Czego boisz się najbardziej? Stara wariatka z torbami na parkowej ławce. Rzeczy błogosławione, rzeczy przeklęte. Typowa kobieca opowieść.

*

[…] wiele leży im na sercu i wiele siedzi w głowie […].

*

     — To już koniec – mówił. Zacytował innego pisarza, tłumacząc z fran­cu­skie­go: „Przed człowiekiem był las, po człowieku zostanie pustynia”. – Jeśli dawniej istniało coś, co mogło powstrzymać katastrofę, jakieś działania czy poświęcenie, stało się jasne, że ludzkości brakuje chęci, zbiorowej woli, by je przedsięwziąć.

*

[…] wyszłam z kina, myśląc o popularnym haśle mo­ty­wa­cyj­nym: „Bądź życzliwy, ponieważ każdy, kogo spotykasz, z czymś się zmaga”.

*

[…] mówi „przepraszam”. Ona rzuca wściekle coś, czego nie rozumiem, a on odpowiada: „Przecież przeprosiłem”. Ona pokazuje mu środkowy palec i idzie dalej. On woła za nią: „Przecież przeprosiłem!”. Ona, nie odwracając się, odkrzykuje: „Za późno, kurwa, na «przepraszam»”. „Doskonale! – od­wrza­sku­je budowlaniec. – W takim razie wszystko odwołuję. Wcale, kurwa, nie przepraszam!”.

*

Ale czyż miłość nie zawsze taka jest? Musi się wydarzyć, nie­ważne, jak jest nieoczekiwana, nieważne, jak niemożliwa.

*

Pamięć. „Potrzebujemy innego słowa, by opisać sposób, w jaki postrzegamy minione wydarzenia, które wciąż w nas żyją” – uważał Graham Greene.
     Zgoda.
     Zgoda również z Kafką. I jednocześnie z Camusem: „Dosłowne znaczenie życia jest tym, co powstrzyma cię przed odebraniem go sobie”.

*

[…] bezdzietna. Nie potrafiła pojąć, że to może być świa­do­my wybór, a nie kara boska.

*

George Balanchine powiedział: „Jeśli ustawisz na scenie grupę mężczyzn, dostaniesz grupę mężczyzn, ale jeśli ustawisz na scenie grupę kobiet, do­sta­niesz cały świat”.
     Jeśli umieścisz grupę kobiet w książce, dostajesz „prozę kobiecą”. Której unikają niemal wszyscy czytelnicy płci męskiej i całkiem sporo czytelniczek.

*

Co jest sensem twojego życia?
     — Rodzina.
     — Miłość.
     — Postępować właściwie.
     — Być dobrym człowiekiem.
     — Pozytywne nastawienie i spełnianie marzeń.
     — Sensem życia jest to, że się kończy. Oczywiście taką odpowiedź musiał wymyślić pisarz. I oczywiście musiał to być Kafka.
     — Ale własnymi słowami – prosi pracownica społeczna.
     — To są moje słowa. Zgadzam się z Kafką.
     — Ale pytanie brzmi: Jaki jest sens  t w o j e g o  życia?
     — Że się kończy – mówi moja przyjaciółka. – Tak jak to ujął Kafka.

*

Wiesz, udawaj tak długo, dopóki się nie ziści.

*

A co, jeśli Bóg w istocie zrobił więcej? Co, jeśli, po pierwsze, dał własny ję­zyk nie tylko innym ludom, ale także każdej istocie – język tak unikatowy jak odciski palców? A po drugie, by uczynić życie wśród ludzi jeszcze bar­dziej konfliktogennym i chaotycznym, co, jeśli zabrał im tego świa­do­mość? I wtedy, choć pozornie rozumielibyśmy, że jest mnóstwo plemion mó­wią­cych wieloma różnymi językami, dawalibyśmy się zwodzić, że każdy w na­szej grupie posługuje się tym samym językiem co my.
     […] Każdy z nas mówi osobnym językiem, którego znaczenie jest jasne dla nas samych, ale poza tym dla nikogo innego.

*

Jak ty to przetrwasz? – pomyślałam.
     Naprawdę nie wiem – odparła w myślach.

*

A każda historia to historia o miłości.
     A każda historia o miłości to historia o duchach.
     A każdy kiedyś kogoś kocha. Jak w piosence: Everybody loves somebody…

*

Wiesz, udawaj tak długo, dopóki się nie ziści.

Sigrid Nunez, Pełnia miłości, przeł. Dobromiła Jankowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

„Quel est ton tourment?”. W tłumaczeniu: „Przez co przechodzisz?”. Kiedy Simone Weil twierdziła, że zadanie tego pytania oznacza prawdziwą miłość bliźniego, pisała w ojczystym francuskim. A po francusku sens tego wiel­kie­go pytania brzmi: „Jaka jest twoja udręka?”.

*

[…] nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ci ludzie, zamiast mó­wić to, co naprawdę czują i myślą, mówią to, co chcieliby usły­szeć inni. Czyli to, co jest akceptowalne, właściwe – sto­sowne.

*

Czy nie to właśnie robią ludzie? Uśmiechają się, próbują się zachowywać normalnie, radośnie, ukrywają łzy – a po co? Bo uznali, że to ułatwi życie choremu i pomoże mu zachować dobry nastrój. Właśnie dlatego. […]
     — No więc ta kobieta zrobiła coś, co nie było łatwe – opowiadała przy­ja­ciół­ka. – Spojrzała prawdzie w oczy i nie drgnęła. Wypowiedziała nie­wy­po­wia­dal­ne. Nazwała to, co trzeba. A ci wszyscy ludzie nią manipulowali. Wca­le nie byli szczerzy: ani z nią, ani z sobą. Bo oni nie potrafili za­akcep­to­wać prawdy, musieli pochować ją pod toną bzdur.

*

Na świecie istnieją dwa rodzaje ludzi: ci, którzy widząc czy­jeś cierpienie, myślą: To mogło przydarzyć się mnie, oraz ci, którzy myślą: Mnie się to nigdy nie przydarzy. Ci pierwsi po­ma­ga­ją nam przetrwać, ci drudzy zmieniają życie w piekło.

*

Kto lepiej niż dziecko wie, jak to jest na łasce ukrytych i ar­bi­tral­nych sił i że wszystko może się zdarzyć, nawet coś bardzo dziwnego, na dobre albo na złe.

(tamże)

4323. Przeczytane na gigancie (I)

Historia mojej świadomości istnienia tej książki zaczyna się od brunatnego urzęd­ni­ka Czarnka, który otrzymał trzy książki po tym, jak błysnął intelektem rodem ze śre­dnio­wie­cza. Z telewizyjnego programu informacyjnego w Małym Nowym Jorku kil­ka dni przed wyjazdem na gigant wyjęłam tę i drugą, bo trzecią — ze wspo­mnia­nych trzech książkowych prezentów dla urzędasa anty­edu­ka­cyj­nego — czy­ta­łam dawno te­mu. Klik, klik, obie na czytniku były gotowe na cztery tygodnie re­ha­bilitacji.

Łatwa to ta książka nie jest. Nie wierzę, że ministerek ją przeczyta, ale gdyby jednak to zrobił (ze zrozumieniem koniecznie), to byłabym jedną ze szczególnie za­cie­ka­wio­nych osób, co z tej lektury wyniósł, co zrozumiał — w końcu, czy nie o to chodzi w edu­kacji?

Czy homoseksualizm jest zaburzeniem, czy pełnoprawną odmianą ludzkiej seksualności? Czy to kwestia wyboru, czy cecha stała? Wrodzona czy nabyta? A może nałóg, który można leczyć tak, jak leczy się alkoholizm czy narkomanię? Czy można być szczęśliwym gejem lub lesbijką? A mo­że ich cierpienie jest skutkiem stygmatyzacji, a leczenia potrzebuje homofobiczne społeczeństwo?
     Terapia konwersyjna to coś więcej niż kontrowersyjna praktyka na sty­ku psychologii i religii – przez dwie dekady był to ważny ruch społeczny, dochodowy interes, a zarazem front tak zwanych wojen kulturowych.
// Agnieszka Graff we wstępie.

*

Słupy ognia i piasku, szarańcza, pożerająca całe miasta: chrześcijańskie historie były szybkimi rozwałkami, pro­wa­dzą­cy­mi do ostatecznego spełnienia.

*

Miałem dosyć zastanawiania się, dlaczego znalazłem się w tej sytuacji, jak też poszukiwania innych odpowiedzi, innych rzeczywistości, innych rodzin i innych ciał, w jakich mogłem się urodzić. Za każdym razem, gdy uświa­da­mia­łem sobie, że nie ma alternatywy, czułem się tym gorzej, im bardziej próbowałem jej szukać. Teraz byłem gotów przyjąć wszystko takim, jakim było.

*

Wszyscy zetknęliśmy się z pewnego rodzaju ultimatum, z jakim inni ludzie nie mieli nigdy do czynienia, z warunkami, które raczej nie były częścią rodzinnej miłości między rodzicami a dziećmi. W jakimś momencie wszyscy usłyszeliśmy: „Zmień to albo wynocha”. Gdybyśmy się nie zdecydowali, wylądowalibyśmy na ulicy bez grosza przy duszy, zostalibyśmy eks­ko­mu­ni­ko­wa­ni, wygnani. Wszyscy obawialiśmy się, że skończymy jako wyrzutki społeczeństwa; przestrzegano nas przed przyszłością narkomanów, sekso­ho­li­ków, przed śmiercią na zarazę AIDS w jakimś wielko­miej­skim rynsz­to­ku na Zachodnim Wybrzeżu. Historie, jakie nam opowiadano, zawsze szły w tę stronę. A my w nie wierzyliśmy. W większo­ści wypadków media, z ja­ki­mi mieliśmy styczność, potwierdzały te opowieści.

*

Przez całe życie zastanawiałem się, jak to jest być heterykiem – a przy­naj­mniej od czasu, gdy odkryłem, że jestem gejem; […] za­sta­na­wia­łem się, jak to jest, widzieć własne odbicie w każdym filmie, mieć przyjaciół i rodzinę, którzy nieustannie rzucają żarcikami na temat twojego życia uczuciowego, a także świat w całej okazałości do swojej dyspozycji. Jak to jest, nie za­sta­na­wiać się nad każdym krokiem, nie być na cenzurowanym za każdy po­stę­pek, nie kłamać codziennie?

*

Nasze oznaczane kolorami diagramy miały wyjaśnić, gdzie tkwiła przy­czy­na wszystkich nieszczęść. Jeśli sięgniemy wystarczająco głęboko we własną genealogię, znajdziemy tam jeśli nie samą przyczynę seksualnego grzechu, to przynajmniej informację, który z martwych i zdegenerowanych konarów naszego drzewa genealogicznego był za niego odpowiedzialny.

*

Panie, oczyść mnie. Jeśli Bóg miał kiedykolwiek wysłuchać moich modłów, musiałem stać się przejrzysty jak kropla wody. Zmiąć w kulę pierwszą część mojej historii i wrzucić ją do kosza. Wszystko inne tylko rozpraszało uwagę.

*

„Obrzydliwość” — mówił […]. — Obłędne słowo. Po hebrajsku „to’e’va”. Może odnosić się zarówno do gejowskiego seksu, jak i do krewetek. Te wszystkie małe nóżki, pływające w słonej wodzie, przyprawiały Izraelitów o dreszcz obrzydzenia, wiesz? Myśleli, że to sprzeczne z naturą.

*

Wiesz, jak tu jest ciężko. Nie wystarczy wierzyć w zmianę. Trzeba się na­pra­co­wać, żeby ją osiągnąć, rozumiesz? Jeśli się chce, żeby leczenie odniosło skutki, trzeba pozwolić sobie na zwątpienie.
     – Mam wrażenie, że to jedyne, co robię – odparłem. – Wątpię.
     — […] Tutaj nie zachęcają nikogo do wątpienia. Wszyscy są zbyt zde­spe­ro­wa­ni potrzebą znalezienia odpowiedzi.

*

Przyjmując moc niewidzialności, zgodziłem się także zre­zy­gno­wać z prawa głosu.

*

Co za idiota może myśleć, że pochodzi od małpy? – mawiał nasz pastor, a na każde takie stwierdzenie wierni odpowiadali głośnym: „Amen”. […] W owym czasie wydawało mi się relatywnie normalne, że nauczycielka biologii pomija niektóre działy, ale gdy potem zacząłem czytać o biologii w Internecie, zdałem sobie sprawę, że ignorowała to, w co wierzy dzisiaj dziewięćdziesiąt siedem procent społeczności naukowej. Podekscytowany, ale i czując nieuchronne potępienie, przeczytałem jeszcze kilka artykułów na ten temat. Mimo że wciąż wierzyłem w Boga, czułem się bardzo nie­zręcz­nie z koncepcją Pana, który ignoruje naukę.

*

     – Nie proście Boga, by dał wam znak – powiadał ojciec wiernym na kazaniach, pocierając tę stronę swojej twarzy, która niemal doszczętnie spłonęła. – Może wam się nie spodobać to, co otrzymacie.

*

Czasem właśnie to, co pozostaje niewypowiedziane lub niezrobione, stwarza atmosferę cudowności.

*

Gdzie się nie zwróciłem, czekał na mnie kolejny uśmiech, za którym, jak przeczuwałem, kłębiły się tysiące stłumionych myśli i pragnień.

*

Ale czymże jest jedna iluzja wobec faktu, że świat działa na całej ich masie? Z każdym dniem w ośrodku wydawało się, że moje stanie się hetero wy­ma­ga jedynie dobrego oświetlenia; wystarczało zignorować to, czego nie chcia­ło się widzieć.

*

Jak to możliwe, że wcześniej na to nie wpadłem? To od­kry­wa­nie przed ludźmi prawdy było źródłem kłopotów.

*

„Męski”. To słowo wyglądało tak żarłocznie, usadowione na końcu linijki, podsumowujące wszystko, co przed nim. Ale czy to nie był ostateczny cel? Męski znaczy silny. Męski, czyli: heteroseksualny. Gdybyśmy mogli poznać istotę męskości, nauczylibyśmy się całej reszty. Wyrwałem zapisaną kartkę, zwinąłem ją w kulkę i wrzuciłem do kosza na śmieci. Zbyt kobiecy.

*

     – Życz mi powodzenia.
     Między nami tylko trzy stopnie, ale także tysiąc sylab różnicy między tym, co chciałem powiedzieć, a tym, co faktycznie powiedziałem:
     – Powodzenia.

*

Miłość mogła nadejść nawet w miejscu, które wydawało się kompletnie jej pozbawionym.

*

Są dni, kiedy trudno mi uwierzyć, że kiedyś żyłem w świecie zo­rien­to­wa­nym na tak radykalne opcje samozniszczenia. Ale włączyłem wiadomości, poczytałem artykuły i zdałem sobie sprawę, że to, czego doświadczyłem, mogło być jedyne w swoim rodzaju, ale nie było oderwane od historii. Mniejszości nieustannie były tłamszone i manipulowane tak przez nik­czem­ni­ków, jak i przez osoby pełne najlepszych intencji, a szkodliwe idee lęgną się bez przerwy w łonie różnych orientacji politycznych na całym świecie.

Garrard Conley, Wymazać siebie, przeł. Kamila Slawinski,
Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

No i Bóg. Przez całą dekadę udręki nie będę wzywał Boga na pomoc. Nie dla­te­go, że chcę Go trzymać z daleka od swojego życia, ale ponieważ Jego głos umilkł. To, co się ze mną stało, uniemożliwiło mi rozmowę z Bogiem i wiarę w jakąkolwiek Jego wersję, która nie jest naznaczona nienawiścią do samego siebie. Moi terapeuci eksgejowscy odebrali mi Boga na dobre; niezależnie od tego, do jakich bym nie chodził Kościołów, czuję w piersi taki sam ciężar pustki. Będę czuł, jak odeszło z mojego życia wszechogarniające uczucie miłości; szukam dalej.

*

Wiele lat później, pewnego popołudnia, zadzwonię do ojca, żeby mu po­wie­dzieć, iż muszę napisać tę książkę; coś może mi się stać, jeśli tego nie zrobię i nie dowiem się, kim jestem, dopóki jej nie skończę.
     – Chcę tylko, byś był szczęśliwy – powie ojciec, a w jego głosie zgęstnieje wszystko to, przeciw czemu się broni. – Naprawdę tego chcę.
     A ja mu uwierzę.

(tamże)

4322. Ścinki z giganta


wtorek, lipca 27, 2021

4321. 208/365

samotność w grupie — znam i wybieram; samotność w ro­dzi­nie — znam i od niej nie stronię; samotność w związku — znam i wiem, gdzie prowadzi. samotność, wynikająca z po­stę­pu­ją­cej choroby, jest tylko czubkiem góry lodowej, z którą trze­ba oso­bi­ście się zmierzyć. jedynym pocieszeniem jest pewność: to się kie­dyś skończy.

208/365

niedziela, lipca 18, 2021

4314. 199/365  //  na gigancie, dzień 22.

strach — pomyślałam nad ranem — może skutecznie odciąć mnie od życia. po co mu na to pozwalać?

zaufanie z samego rana życiu zrodziło dobry dzień, a dobry dzień przy­pro­wa­dził ze sobą wdzięczność.

199/365

[suplement pikselowy: 29.07.2021]

piątek, lipca 16, 2021

4312. 197/365  //  na gigancie, dzień 20.

jeszcze nie. nie zaczęłam odliczać dni do końca. ale zauważyłam dziś, że każdy napotkany pies zachwyca mnie ogromnie, pro­por­cjo­nal­nie do tęsknoty za moim stadem.

197/365

czwartek, lipca 15, 2021

4311. 196/365  //  na gigancie, dzień 19.

zwierzę totemiczne. w słoneczne dni zawsze o tej samej porze przysiada na fioletowym zielsku. zna się na zegarku?

196/365

Profesora Saxifraga:
Rusałka pokrzywnik,
Rusałka pawik

Jabłoń:
(nauczona w dzieciństwie przez Orzeszka
zachwytu nad żółtym żywym cudem
)
Latolistek cytrynek

wtorek, lipca 13, 2021

4309. 194/365

nie czytam. nie piszę. a wciąż żyję*.

194/365

______
  * zwą to żałobą?

*

     — Co to w ogóle jest?! Co to, kurwa, jest?! – krzyczała moja przyjaciółka.
     To jest życie, i tyle. Życie toczy się dalej, mimo wszystko. Paskudne życie. Nie­spra­wiedli­we życie. Życie, z którym trze­ba się mierzyć. Z którym ja muszę się zmierzyć. Bo jeśli ja te­go nie zrobię, to kto?

Sigrid Nunez, Pełnia miłości, przeł. Dobromiła Jankowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020.

4308. na gigancie, dzień 17.

czwartek, lipca 08, 2021

4303. na gigancie, dzień 12.

4302. U Białego Kruka (LXXXI)

Biały Kruk:
(zdjątko, łamiące serce Drzewku, przysłał)

I wcale nie widzę jakiejś znaczącej przewagi człowieka nad psem czy kotem, jeśli chodzi o go­to­wość czy zrozumienie tego, czym jest odejście bliskiej osoby. To tylko nasza stad­na arogancja. Naprawdę rozumiemy to bardziej niż pies?
// Kaan

środa, lipca 07, 2021

4301. na gigancie, dzień 11.

4300. Wczoraj i… 188/365 (dziś)

Szczególne były też Jej [Orzeszka] kontakty z domowymi zwierzętami. Wyczu­wa­ły jakoś jej dobroć, mimo że nie była wylewna w jej okazywaniu. Zwłaszcza kotka, która tylko u niej w nogach łóżka układała się na noc, a suczka Saba była jej nieodłączną asystentką, zwłaszcza po powrocie ze szpitala — nie odstępowała Jej na krok [przez ponad trzy lata]. […] Widzę, jak zwierzaki są zdez­o­rien­to­wa­ne i czekają na nią.
// Biały Kruk


fot. Gepardzica.

Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.

[…]

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.

Wisława Szymborska, Kot w pustym mieszkaniu.

*

możesz nie iść na urodziny, imieniny, wesele. jeśli jednak ktoś cię zaprasza na stypę, to musisz wiedzieć, że twoja obec­ność na niej pomoże utrzymać się na powierzchni życia, które warto żyć. wiem to od wczoraj, czując ogromną wdzięczność.

188/365

sobota, lipca 03, 2021

4297. na gigancie, dzień 7.

4296. 184/365

miała w sobie coś z dzikiego, pięknego ptaka. nie było łatwo być jej córką. jest przywilejem wciąż nią być i czuć w sobie moc tego wspaniałego skrzydlatego zwierzęcia.

184/365


fot. Małgorzata Witta, fragment,
[dostęp: 3.07.2021], źródło.

piątek, lipca 02, 2021

4295. 183/365

dziś, dokładnie 35 lat temu, odeszła Jego
Mama. dziś odeszła Miłość Jego Życia.
od dziś jestem półsierotą.

183/365

Nasza prawdziwa natura nie zna początku ani końca, na­ro­dzin ani śmierci. […]  jeśli ktoś bliski właśnie zmarł, poszukaj jej lub jego w nowym przejawie. To niemożliwe, by ta osoba umarła. Pod wieloma względami jej istnienie trwa nadal. Uży­wa­jąc oczu mądrości, możesz rozpoznać ją wokół siebie i w sobie.

Hanh Thich Nhat, Lęk. Co warto wiedzieć, by
przetrwać burzę
, przeł. Jolanta Kozak i Mariusz Orski,
Czarna Owca, Warszawa 2021.

czwartek, lipca 01, 2021

4294. 182/365  //  na gigancie, dzień 5.

skontrum dzisiejszego chwilozbioru. międzynarodowy dzień psa, a pies u babci. Sadownik w ulu nie tęskni za psem, drzew­ko na gigancie tęskni odrobinkę.

182/365