czwartek, lutego 29, 2024

5372. [*]

Bez tego chłopca nie byłoby tu ponad pół setki wpisów — póki co, bo ostatnie słowo, mam nadzieję, nie zostało powiedziane. To od Nie­go się zaczęło, by zaraz potem wraz z Zefirem lob­bo­wał za spotkaniem Drzewka z Ich Kudłatą Mamą.

Dziś dowiedziałam się, że w życiu pry­wat­nym był z hiszpańska lwem (Leo). Tu, w ży­ciu publicznym, wiódł mię­dzy­pla­ne­tar­ne życie. Dbał o to, by świat nie zszedł na psy. Mam nadzieję, że wciąż będzie dbał. Zie­lo­ność Jego oczu nie zgodziła się na czar­no-białe piksele.

Leo Mars
(2012–2024)


fot. Saxifraga.

środa, lutego 28, 2024

5371. W piórach (IV)  //  59/366

uwierzyłeś, że masz lepiej lub gorzej?
bezsilność się nie stopniuje. i tyle.

59/366

Zaprawdę powiadam Wam, są siły i siły,
przody i tyły, poczęcia i mogiły. A chóry
śpiewały, nie wyły, bezkresy nas zrodziły. —

 //  Kompan

5370. [']

Salvo:
(w niedzielny wieczór napisał)
Przyślesz te dwa zdania dla/o Irci?

Jabłoń:
(nijak w jednym zdaniu trzeci dzień zmieścić się
nie mogła, ale w dwóch już tak, więc posłała po chwili,
po ostatnim rzucie okiem i ostatniej korekcie
)

*

Choć mogłaby swojemu Losowi znacząco na­ubli­żać, że tego i tam­te­go nie dał oraz że wiele szybko zabrał, Ona była uparta, w naj­lep­szym tego słowa znaczeniu, i na przekór wszystkiemu reali­zowała swoje plany, doprowadzając cza­sem tych, których ko­chała, do furii, gdy gubi­li z pola widzenia fakt, że robiła różne szalone rzeczy wła­śnie z myślą o nich.

Była damą w obyciu, robiła najlepszy tort makowy na świecie i umiała cieszyć się naszą obecnością.


fot. Syn Salvo.


fot. Florysta z Fjoł, fragment.

*

Poniższy „kawałek” Mozarta był ulubionym Orzeszka i wybrzmiał na końcu Jej po­grze­bu. Był pierwszym utworem, który odtworzono, nim ruszy­li­śmy w ostatnią drogę Białego Kruka. Łomo­lę tym adagio od wczoraj na cześć Cioci Irki, która w swym sercu pomieściła tak wiele osób. Łomolę dziś, w dniu Jej pogrzebu.

W.A. Mozart, 23. Koncert fortepianowy A-dur, Adagio,
Chamber Orchestra of the Bavarian Radio,
Hélène Grimaud (fortepian), Radosław Szulc (dyrygent).

wtorek, lutego 27, 2024

5369. 58/366

powiedział to ponad miesiąc temu. od tego czasu noszę przy sobie przepiękną dwu­znacz­ność tych słów. i uśmiecham się otu­lo­na do­bry­mi chwilami tych, którzy byli tu przede mną, i czuję wdzięcz­ność, bo w ja­kiś sposób wciąż ze mną są.

58/366

każde ludzkie życie jest nieskończone.
JiM

*

Samuel Barber, Adagio na smyczki,
The Vienna Philharmonic, Gustavo Dudamel (dyrygent).

5368. Z oazy (CCXXXII)

O­dliczanie literek w cieniu wspomnienia po niedzieli, trzy. Poślizgnięte na tym cieniu o jeden dzień. Bach był pierwszym powodem, dla którego sięgnęłam po tę książkę. Drugim był fakt, że Autorka jest Australijką.

Pojedyncze sceny. Pełne nadziei, wyobrażeń, przekonań, uwikłań i poglądów oraz ludzi, którzy tylko pozornie się spotkali. Ta książka jest tylko i aż tym. Kilka utwo­rów mu­zy­ki klasycznej w „gratisie”. Drobna lektura o sporym ciężarze umie­szczo­nym między wierszami.

Tym, co „komunikuje się” z „istotą” wewnątrz tych postaci, jest ra­czej muzyka niż mowa. Ta książka […] przemilcza to, co język mógłby jedynie przesłonić i zafałszować.

[…] muzyka to w równym stopniu postać, co przeznaczenie.

Ben Lerner

🖇 🖇

[…] miał fioła na punkcie przeszłości. Wierzył w nią, podtrzymywała go na duchu, wykorzystywał ją do tego, by wpleść sens we wszechogarniający chaos.

🖇

Elizabeth obserwowała Athenę zza stołu kuchennego i czekała, aż ta się od­wró­ci i pokaże twarz, której wyraz, gdy już to zrobiła, okazał się zupełnie inny od wyobrażeń Elizabeth.
     – Jak ty to wytrzymujesz? – zapytała.
     – Wytrzymuję? – Czy to kolejny dramatyczny komentarz Elizabeth, czy też naprawdę chciała wiedzieć? – W głębi serca go porzuciłam – odparła. – To jest praca. Muszę tylko wytrwać do czasu, kiedy będziemy mogli się go pozbyć.

🖇

     – Nie śpisz jeszcze? – zapytała Athena.
     – Nie.
     – Przestań myśleć. Jak mogę zasnąć obok głowy pełnej myśli?

🖇

Zaskoczył ją nie sam fakt, ale nagłość. Nic nie powiedziała. Patrzyła na niego. […]
     Spojrzał na nią ostro. Które z nich odrzuciło drugie?

🖇

     – Ja? To on zaczął!
     – Oboje zaczęliście – wtrącił Arthur. – Mnie nie przeszkadza, jak ludzie się kłócą. W zasadzie moim zdaniem to nawet ciekawe.

🖇

Który z jej zmysłów rozpoznał go pierwszy?

🖇

     – W tym jest pełno błędów, jak dziur w serze. Nigdy nie jest dobrze. Za­wsze coś idzie nie tak.
     – Więc jaki sens to grać?
     – Hmmm. Na twoim obecnym poziomie zawsze jest coś nie tak. Później… To przychodzi z doświadczeniem. Musisz mieć trochę cierpliwości. Wiesz, co to cierpliwość?
     – Tak. Nie spieszyć się. Czekać.
     – Właśnie. Nie pędź tak. Nie martw się i nie denerwuj. Nie spiesz się i po­pra­cuj nad tym. Przyjrzyj się każdemu problemowi z osobna i prze­ana­li­zuj, dlaczego sprawia ci kłopot. Widzisz?

🖇

     – Nudzi mi się – powiedziała Vicki. – Odnudź mnie, Thena!
     Athena parsknęła śmiechem.
     – Ja nawet nie wiem, co to jest nuda.

🖇

Dlaczego nie możesz się z tym pogodzić? I wykorzystać tego jak najlepiej?

🖇

Nie bał się aparatu ani świata. Lubił go i oczekiwał, że świat będzie lubił jego. Jakie słowo mogłoby opisać cechę, która jaśniała w jego prostej, otwartej twarzy? To była dobroć.

🖇

     – Naprawdę? Byłam jeszcze mała. Nie znałeś mnie wtedy, prawda?
     – Widziałem cię. Pozwolili mi wziąć cię na ręce.

🖇

     – Niedługo skończę czterdzieści lat – powiedziała.
     Doktor Fox otworzył oczy i wydał z siebie osobliwy okrzyk.
     – A! Zatem wychodzisz na prostą. Po czterdziestce nie możesz już nikogo skrzywdzić i nikt nie może skrzywdzić ciebie.

🖇

Wiem, co to znaczy z kimś ugrzęznąć. Nie możesz tak o tym myśleć. To cię tylko unieszczęśliwi.

🖇

W takim nastroju, zdziczała z tęsknoty za domem i z samotności, prze­mie­rza­ła miasto i rzucała mu wyzwanie do ataku. Miasto nie zwracało na nią uwagi.

🖇

Czuł, jak konsekwencje tego jednego wydarzenia rozciągają się w nieskończoność.

🖇

a ubrania na sznurku zaschną w sztywne kształty, które rozluźnią się przy dotknięciu,
     a ktoś włączy czajnik,
     a z dnia na dzień Poppy przestanie trzymać Philipa za rękę: on opuści prawą dłoń na jej lewą, żeby mogła ją ująć, ale nic się nie stanie, a kiedy on spojrzy w dół, ona będzie stała obok niego, wypatrując przerwy w ruchu drogowym, i nie będzie już trzymała go za rękę, i nigdy już tego nie zrobi,
     […]
     a Athena zagra Bacha na pianinie, w pustym domu, lewą ręką będzie trzymała miarowy rytm, a prawą poprowadzi arpeggia, pośle je daleko, podrzuci garście nut wysoko w iskrzące się powietrze!

Helen Garner, Małe preludia, przeł. Kaja Gucio,
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023.
(wyróżnienie własne)

Podoba mi się twoja piosenka. Dam ci radę. Wróć do do­mu i napisz ją jeszcze raz. Wyrzuć z niej banały. Każdy zna „To zawsze tak się dzieje” albo „Weszłam w to w peł­ni świa­do­ma”. Usuń te rzeczy. Zostaw tylko obra­zy. Wiesz, o co mi chodzi? Musisz wyznaczyć granicę między tym, co rozumiesz, a tym, czego nie rozumiesz. Między banałem a tym drugim. Zrób luki. Nie zagłębiaj się w to. Nie wyjaśniaj wszystkiego. Zostaw dziury. Muzyka zrobi resztę.

🖇

Otworzyła nuty. – Bach dla dzieci. Boże, posłuchajcie tego, ależ to pompatyczne. „Bach nigdy nie jest prosty, ale to jeden z powodów, dla których wszyscy powin­ni­śmy starać się go opanować”.

(tamże)

*

J. S. Bach, Małe Preludia 1–12,
Tatiana Nikołajewa (1924–1993), fortepian.

poniedziałek, lutego 26, 2024

5367. Z oazy (CCXXXI)

O­dliczanie literek w cieniu wspomnienia po niedzieli, dwa. Czekałam na tę książkę bardzo i wcale nie najkrócej. W dniu publikacji połykałam pierwsze akapity, a po­tem utknęłam, bo to nie jest powieść, tylko patchwork wrażeń, wspomnień i myśli, czasem bardzo luźno połączonych.

Pandemiczny czas. W odniesieniu do tego czasu wybrałam tylko dwa fragmenty, do kolejnych dwóch zobligowała mnie okładka, reszta wyimków dotyczy języka, pi­sa­nia, czy­ta­nia, przemyśleń czy komentarzy dotyczących pomysłów, jakie świat ma na ludzkie życie. Są i o świecie, którego już nie ma, któ­ry jest, choćbyśmy nie wiem jak zaciskali po­wie­ki zamkniętych od lat oczu czy wrze­szcze­li, że czarne nie jest czarne.

Byłam jedyną pieszą, przecznica po przecznicy, miałam tylko dla siebie pół hektara Central Parku. (I och, te myszołowy rdzawosterne, bieliki ame­ry­kań­skie lądujące niemal u twoich stóp). Jeśli w przeszłości często pra­gnę­łam znaleźć się gdzie indziej, wdzięczna za każdy powód, który chwilowo zabierał mnie z Nowego Jorku, to po wybuchu pandemii nie chciałam już wyjeżdżać. Nie czułam powszechnego rozżalenia na tych, którzy uciekli do swoich domów na wsi, rozumiałam jednak marzenie wielu ludzi, żeby ci, którzy wyjechali – oraz miliony turystów – już nie wrócili.

🖇

Wśród pandemicznych hobby obserwowanie ptaków znalazło się wysoko na liście popularności. Szczęście w nieszczęściu, że pierwsza fala pandemii zbiegła się z wiosenną migracją. Zastępcza radość oglądania stworzeń, któ­re mogły latać wolno i się socjalizować. Radość dawało też przyglądanie się czemuś, czego nigdy wcześniej nie zauważaliśmy, zajęci czymś innym. Cze­muś zwyczajnemu.

🖇

Co rano budziłam się, czekając na to proste zadanie w moim planie: przejść kilka przerażająco wyludnionych przecznic i sprawdzić, co słychać u mo­je­go pie­rza­ste­go po­do­piecznego. Była to jedna z niewielu rzeczy, które wie­dzia­łam, że dam radę ogarnąć, i nie musiałam pytać samą siebie: dla­cze­go to robię?

🖇

Nie mogąc latać, Eureka [papuga] z rozmysłem ćwiczył nogi, maszerując w kółko po pokoju albo – częściej – przechadzając się po tym samym frag­men­cie podłogi. Robił to w tak dostojny sposób, że miarowy krok i lekko schylona głowa nadawały mu wręcz posturę myśliciela.
     Tak jak przewidziała Iris, czasami przyłapywałam go, jak mówi do sie­bie, cicho mamrocze i gdacze, zwykle wtedy, gdy spaceruje. (Ona po­dej­rze­wa­ła, że oblicza równania).

🖇

„Czegoś brakuje. Coś utraciliśmy”. Chyba to właśnie leży u podstaw mojego pisania.

🖇

Dlaczego powieści? – chciał wiedzieć Vetch. – Dlaczego nie poezja?
     Opowiedziałam mu o przypuszczeniach Faulknera: że każdy po­wie­ścio­pi­sarz to pisarz, który zaczął od pisania poezji – bez powodzenia, potem próbował pisać opowiadania – i poległ, aż w końcu zajął się pisaniem powieści.
     […]
     – Czy to znaczy, że długą powieść łatwiej napisać niż krótszą?
     – Hm, nie. Ale, pożyczając słowa pewnego krytyka, w niemal każdej dłu­giej książce, którą czytam, dostrzegam krótką, która miga się od pracy.

🖇

[…] stwierdzenie Briana Moore’a, że podczas gdy sukces czyni cię kimś, kim wcześniej nie byłeś, porażka robi z ciebie „bar­dziej intensywny destylat” tego, kim jesteś.

🖇

[…] być może w naszych mrocznych czasach postprawdy, rażącej hipokryzji i przy coraz częstszym wykorzystywaniu opowieści jako środka do zabu­rza­nia i zaciemniania rzeczywistości potrzebujemy literatury osobistej historii i refleksji: bezpośredniej, autentycznej, skrupulatnej, gdy chodzi o fakty.

🖇

Jakby pewnego ranka cały świat obudził się 
i zażył wielką tabletkę głupoty.

🖇

„Wierzę, że ludzie są bardziej dobrzy niż źli”. Kiedy Obama wypowiadał te słowa, powtarzał tylko, co wcześniej mówiło wielu. Inna wersja: „Wierzę, że na świecie jest więcej dobrych niż złych ludzi”. Za tym jednak nie idzie stwierdzenie, że dzięki liczbom dobro zwycięży.

🖇

Czy istnieje coś bardziej prze­wi­dy­wal­ne­go niż ludzkie okru­cień­stwo? Albo bardziej przerażającego niż patrzenie, jak wcześnie się ono zaczyna?

🖇

Jeśli to prawda, że nieumiejętność radzenia sobie z przyszłością to oznaka zaburzeń umysłowych: nie znam nikogo, kto obecnie nie byłby zaburzony – i nie byłby zaburzony od jakiegoś czasu.

🖇

Należało pracować, i to ciężko, bo nie było lepszego sposobu, by sobie po­ra­dzić w tak niespokojnych czasach. Ale to nie to samo, co nadzieja.

🖇

Nawet jeśli coś innego jest ze mną nie tak, to akurat ten ból, ten smutek, były normalne.

🖇

Po jedzeniu chcieliśmy iść na dach, ale tamtego dnia nieustannie i po­twor­nie lało.
     Nowe wyszukiwanie: „pada żabami”.
     Pochodzenie także sporne, prawdopodobnie żartobliwe. W innych kra­jach i językach deszcz pada kotami i psami, krowimi sikami, sznurami, siekierami, łomami, wężami, jaszczurkami, ropuchami, szewcami lub uczniami szewców, staruszkami, staruszkami z kijami, staruszkami z laskami, mężami.

🖇

Mówiono nam, że będziemy potrzebować dziesięcioleci, by zbu­do­wać życie, o jakim marzyliśmy. Nie powiedziano nam za to, że kie­dy nam się to uda, to życie wkrótce zniknie.

🖇

W pewnym momencie każdy Amerykanin potrzebujący podwózki zaczął wy­glądać podejrzanie: dlaczego ten człowiek nie ma samochodu? Wspa­nia­le byłoby przywrócić autostopowi popularność. Mniej pojazdów na drogach – któż by tego nie chciał? Ale to się nie wydarzy. Nie w społeczeństwie, w któ­rym cały czas rośnie strach przed obcymi.

🖇

Zawsze jest kartka papieru. Zawsze jest pióro.
Zawsze jest jakaś droga wyjścia.
Henry Louis Mencken
(1880–1956)

🖇

Problem z każdym pierwszym zdaniem – powiedziała Joan Didion – jest taki, że z nim zostaniesz. Wszystko inne wypłynie z tego właśnie zdania. A kiedy napiszesz pierwsze dwa – nie masz już żadnego wyboru”.
     Z a n i m   zaczniesz – zbyt wielki wybór. A potem ledwie mrugnięcie – i już żadnych możliwości.

🖇

[…]  jeśli rezygnujesz z macierzyństwa, przestaje cię szanować mnóstwo osób, w tym takie autorytety jak papież, który nie­da­wno potępił chęć posiadania „futrzastych” dzieci jako „zjawisko kulturowej degradacji”.

Sigrid Nunez, Słabsi, przeł. Dobromiła Jankowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

[…] przypominam sobie, co powiedział Stephen Hawking: „Ludzkości zostało na Ziemi jedynie jakieś sto lat”.
     Stephen Hawking powiedział to w 2017 roku.

🖇

„Których trzech pisarzy, żyjących lub zmarłych, za­pro­sił­byś na literackie przyjęcie?” – to pytanie często zadaje się autorom w wywiadzie dla „The New York Times Book Review”.
     Edmund White wyraził to, co James Merrill po­wie­dział o pewnym młodym fanie: „Dlaczego on chce nas zo­ba­czyć na żywo? Czy nie zdaje sobie sprawy, że to, co w nas najlepsze, znajduje się na kartce, a on spotka się tylko z pustym ulem?”.

🖇

„Pisz, żyj tym, co się dzieje – radził Christopher Isher­wood. – Życie jest zbyt święte na wymyślanie – choć cza­sa­mi możemy o nim kłamać, by je uwznioślić”.

🖇

Przypomniała mi się zwiedziona Psyche: zakrada się do ciemnego łóżka ze sztyletem w dłoni, oświetla lampą śpiące ciało, wydające się jej wielkim wężem, którego ma zabić, i zamiast tego znajduje Erosa.

🖇

Ta część nas, pragnąca ślubu i rodziny, to część, która pragnie być normalna, taka jak inni ludzie, kroczyć ścieżką, która – bo tak nas wychowano – prowadzi nie tylko do szczęścia, ale także do szacunku, akceptacji, przy­na­leżności do jakiejś wspólnoty. Ta część nas, pra­gną­ca czarodziejskiej miłości jak z romansu, to część, która chce postradać zmysły.

🖇

Liberałowie mówią: społeczeństwo powinno żyć go­dzi­wie. I jasne, brzmi świetnie. Ale wcią­ga­nie kolejnych lu­dzi na nasz poziom zamożności zniszczy tylko kolejne ekosystemy, wybije miliony roślin i zwierząt, spra­wia­jąc, że coraz większe połacie ziemi staną się nie­zda­tne do życia. Tak naprawdę trzeba sprawić, by wszyscy funkcjonowali bliżej poziomu ubóstwa. Ale o tym oczy­wi­ście nikt nie chce słyszeć.

(tamże)

5366. Z oazy (CCXXX)  //  Panna cotta (CXXII)

O­dliczanie literek w cieniu wspomnienia po niedzieli, raz. Dziesięć dni temu na pytanie, czy odbierze mi książeczki, odpowiedział pytanie: książeczki? Wytłuma­czy­łam się z ergonomiki realizowania deputatu na drukowane włoskie literki. Od tego miesiąca, jeśli upoluję dwie książeczki w miękkiej oprawie, z których kupno każdej osobno oznaczałoby doliczenie dodatkowo kosztów przesyłki, a kupno obu oznacza darmową przesyłkę, to mam święte prawo kupić obie. Tak też zrobiłam.

Pierwszą gruffalową książeczkę czytałam kilka dni przed wybuchem wojny w Ukra­i­nie. Druga książeczka Autorki była ostatnim iesbeenem przeczytanym przeze mnie przed tym, gdy zaczęła się ta wojna. Ta była jedną z trzech ostatnich przeczytanych przeze mnie książek w drugim roku wojny. Muszą nam się mieścić w głowie rzeczy, które dwa lata i cztery dni temu nie chciały się pomieścić nawet w wyobraźni.

To książka o strachu, że wielkie oczy ma, monstrualne kształty i może mieć nad na­mi wielką władzę, ale nie musi. Jeśli jest to możliwe, dobrze jest podejść do niego bliziutko, nawet jeśli wszyscy mówią, że to głupi pomysł. Szczególnie, gdy tak mówią!

La sera era scura, la notte viccina,
il Gruffalò disse alla sua piccolina:
Per noi gruffalò è molto rischioso
entrare nel bosco buio e frondoso.
Tanti anni fa […] il Topo Tremendo mi ha teso un agguato!

  [Było już ciemno, zbliżała się noc, / Tata Gruffalò powiedział do swojej maleńkiej córeczki:
     — Dla nas gruffali to bardzo niebezpieczne wchodzić do ciemnego, liściastego lasu. / Wie­le lat temu […] Straszny Mysz zaatakował mnie z zaskoczenia!]

🖇

La notte era scura, il babbo russava
la piccola invece un po’ si annoiava.
  [Była ciemmna noc, tata chrapał, / zaś Maleńka odrobinkę się nudziła.]

«A me nessun topo ha mai fatto paura, —
disse fra sé. — Andrò all’avventura!»
Il cielo era nero, la neve in tempesta,
la piccola entrò nell fitta foresta.
  [   — Nigdy żaden mysz mnie nie przeraził — / po­wie­działa do siebie. — Ruszam ku przygodzie! / Niebo było czarne, trwała burza śnieżna, / Maleńka weszła w gęsty las.]

🖇

Oibò, che cos’è questa scia tutta storta?
Chissà di chi è e chissà dove porta?
Ecco qualcosa che avanza strisciando,
forse è la coda del Topo Tremendo...
  [Fuuj, co to za ślad, cały pokręcony? / Kto wie, do kogo należy i gdzie prowadzi? / Oto coś, co pełza naprzód, / może to jest ogon Strasznego Mysza…]

🖇

Ma è solo un serpente che sta lì vicino,
ha gli occhi dolci e un musetto carino.
  [Ale to jedynie wąż, który żyje niedaleko, / ma słodkie oczy i uroczy pyszczek.]

Il Topo l’ho visto, è un assai tosto,
mangia per cena gruffalò arrosto!
.
  [   — Mysz, którego widziałem jest bardzo silny, na kolację jada pieczone gruffale.]

🖇

La neve cadeva, il vento ululeva,
nella foresta la piccola andava.
  [Śnieg padał, wiatr wył, / Maleńka szła dalej lasem.]

🖇

Oibò, che cos’è questa traccia contorna?
Chissà di chi è e chissà dove porta?
Due occhi brillano sul tronco scuro,
il Topo Tremendo è lassù di sicuro!
  [Fuuj, co to za ścieżka złożona z samych konturów? / Kto wie, do kogo należy i gdzie prowadzi? / Dwoje oczu świeci na ciemnym pniu, Straszny Mysz jest tam na górze, to pewne!]

🖇

Ma scende sul ramo una vecchia civetta.
Si cerchi il Topo, dammi retta.
  [Ale to stara sowa zeszła na dół na gałąź.
   — Szukasz Mysza, posłuchaj mnie.]

L’ho visto da poco, è un tipo feroce,
mangia per cena gruffalò alla brace!
.
  [Widziałam Go ostatnio, jest groźnym typem, / na kolację jada gruffale z grilla.]

🖇

Il gelo pungeva, la notte era scura,
la piccola andava senza paura.
  [Mróz kąsał, noc była ciemna, / Maleńka szła dalej bez strachu.]

🖇

Oibò, che cos’è questa traccia strana?
Chissà se porta dentro una tana?
Ecco due baffi! Starà già dormendo,
tranquillo e beato, il Topo Tremendo?
  [Fuuj, co to za dziwne ślady? / Kto wie, czy prowadzą do legowiska? / Oto dwa wąsy! Chyba już śpi, / spokojnie i błogo, ten Straszny Mysz?]

🖇

Ma esce la volpe, ha a coda rossiccia
e nemmeno un spina sulla pelliccia.
  [Ale wychodzi lisica, ma czerwonawy ogon / i nie ma ani jednego kołtuna na sierści.]

Il Topo l’ho visto, dormiva da un po’,
si è fatto un infuso di gruffalò!

  [   — Mysz, którego widziałem, spał przez chwilkę, zrobil sobie napar z gruffali.]

— Io non ci credo, è soltanto un gioco!
Per me non esiste nessun Gran Topo!
  [   — Nie wierzę ci, to jedynie taka zabawa! / Dla mnie nie istnieje żaden Wielki Mysz!]

🖇

Poi finalmente, un topino.
— Guarda, guarda, che bello spuntino!
Io me lo mangio con pane e nutella,
il Topo Tremendo è una sciocca storiella!
  [W końcu mała mysz. / — Popatrz, spójrz, co za wspaniała przekąska! / Zjem ją z chlebem i nutellą, / Straszny Mysz to głupia historyjka!]

🖇

Salgo sul ramo e lo vado a chiamare,
tu resta lì, devi solo aspettare...

  [   — Wejdę na gałąź i zawołam Go / ty zostań na dole, musisz tylko poczekać…]

🖇

 [Pojawia się jasny księżyc / i rzuca przerażający cień na ziemię.]

 [Kim jest to potężne i owłosione stworzenie / ze stalowymi wąsami i kolczastym ogonem, / wielkie i złe, z oczami pełnymi żaru / i wielkim orzechem pod pachą?]

🖇

— Allora esiste il Gran Topo Tremendo! —
gridò la piccina, nel bosco fuggendo.
  [   — Więc istnieje Wielki Straszny Mysz! — krzyczała Malutka w lesie podczas ucieczki.]

🖇

Oibò, che cos’è questa traccia gigante? —
esclama il topino, e parte all’istante.
  [   — Fuuj, co to za gigantyczny ślad? / — wykrzyknął Myszek i ruszył natychmiast.]

Il topolino cammina cammina...
  [Myszek idzie, idzie…]

...segue le impronte fino alla tana.
  […podąża śladami aż do gruffalowego legowiska.]

🖇

Eccola lì, la piccina è tornata,
meno spavalda e meno annoiata.
  [Oto ona tam, Malutka, wróciła, / ciut mniej dzielna i mniej znudzona.]

🖇

[Lepiej spać, dopóki można,  
w ciepłych ramionach gruffalowego tatusia. ]

Julia Donaldson, Il gruffalò e la sua piccolina,
ilustr. Axel Scheffler, z j. angielskiego przeł. Giovanna Pecoraro,
Edizioni EL, San Dorligo della Valle 2015.

*

sobota, lutego 24, 2024

5365. Zatrzymane cienie  //  Czekariat (LXVIII)

Cyk w poniedziałek. Cyk we wtorek. Odcedzone piksele czekały na słowa, którym miałyby ochotę towarzyszyć. Są.

Wierzę w ludzką biofilię. Wierzę, że więź z innymi żyjącymi stwo­rze­nia­mi, pragnienie, by być blisko i mieć z nimi kontakt, a także miłość do piękna natury, tkwią w naszym DNA. Jak jednak porównać to z rzeczywistością, którą widzi każdy w naszych czasach: ludzkim pę­dem, by czynić świat coraz brzydszym, a ostatecznie go zniszczyć?

🐚

[…] nasza ocena zdolności nieludzi do myślenia i odczuwania od za­wsze jest nietrafiona – co przynajmniej zaczynamy w końcu ro­zu­mieć. Gdy­by­śmy od początku bardziej uważali, ileż moglibyśmy się już na­uczyć o tym, co znaczy być zwierzęciem, jak funkcjonować w naturze, z któ­rą gatunek ludzki tak często niszczycielsko się nie zgadza.

Sigrid Nunez, Słabsi, przeł. Dobromiła Jankowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2024.

piątek, lutego 23, 2024

5364. W warzywniaku (III)

Jabłoń:
(naćpana zachwytem po trzech seriach ćwiczeń,
których bazą jest stanie przy ścianie
)

Rysia:
Prostowniki są antydepresyjne!

Jabłoń:
(z przyjemnością wciągnęła
nosem elementy biochemii
*)

🍆

__________
  *  wyprostowana postawa ciała zwiększa produkcję testosteronu; kulenie się, garbienie zwiększa poziom kortyzolu.

wtorek, lutego 20, 2024

5362. [']  //  51/366

obu­dziłam się dziś rano z intensywnym, nieznanym mi w ta­kim na­tężeniu po­czu­ciem otaczającej mnie ze wszystkich stron miłości**.

po południu połączenie telefoniczne — jedno z tych, których nie chcesz wy­ko­ny­wać, których nie chcesz odbierać — odeszła we śnie.

Orzeszek przychodzi do mnie ptakami, Biały Kruk jest ze mną w błękicie nieba i promieniach słońca, Ona otacza mnie — cór­kę tej, która była Jej oczkiem w głowie — miłością.

51/366


Irena* Maj
(1922–2024)

__________
   *   próbowałam szarości, Ciociu, ale potrzebuję Cię tu mieć w kolorze, zdjęciem zrobionym przez Salvo w dniu Twoich sto pierwszych urodzin.
  **  są w moim życiu ci, którzy mi o niej mówią, którzy ją oka­zu­ją, ale są również i tacy, którzy mają wobec mnie dużo ciepła, ale nie mówią, nie oka­zu­ją, wygumowali się, zni­ka­li po cichu lub z przytupem, a ja ich nie zatrzymywałam, bo też nie mó­wię, powstrzy­mu­ję się, wygumowałam, zniknę­łam, je­stem nie do za­trzy­ma­nia, ale miłość… to naprawdę nie­sa­mo­wi­te: trwa.

poniedziałek, lutego 19, 2024

5361. Z oazy (CCXXIX)  //  Panna cotta (CXXI)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, pięć, czynione w poniedziałek — lutowy przydział literek, grupujących się na włoską manierę. Po pierwszych kilku stronach byłam pra­wie pewna, że pozostanie mi po tej lekturze tylko ogromny absmak w postaci dy­dak­ty­cznego smrodku w stylu: kto nie sieje, ten nie zbiera; jak sobie pościelesz, tak się wy­śpisz. Jak ja się wspaniale rozczarowałam!

To jedna z najpiękniejszych włoskich książeczek na moich półkach. Afirmacja róż­no­rod­ności profesji oraz świadomości wzajemnej zależności potrzebna jest nie tylko społeczności myszek, zamieszkującej karty tej książki, ale przydałaby się również w kraju nad Wisłą.

To doskonała lektura dla tych mądroli, którzy definiują przydatność kształcenia wyłącznie jako przyrost złotówek, euro, dolarów i PKB, czli zboża, siana, orzechów i jagód. Mądroli, którym prze­szka­dza finansowanie przez państwo nauk pod­sta­wo­wych. Mądroli, którzy nie rozu­mie­ją, że sztuczna inteligencja, którą się tak obecnie za­chwy­ca­ją, to przede wszystkim globalny złodziej.

Ta książeczka to młodziutka starsza pani. Pierwszy raz ukazała się w 1967 roku. Jakby Autor przewidział, że ludzka chciwość przestanie umieć obsługiwać kompasy.

Si dice che per scrivere ai bambini devi essere un bambino, mentre è vero l’opposto. Scrivendo per i bambini, bisogna fare un passo indietro e guardare al bambino dalla pro­spettiva di un adulto.
[Mówi się, że aby pisać dla dzieci, trzeba być dzieckiem, podczas gdy prawdą jest coś przeciwnego. Pisząc dla dzieci trzeba zrobić krok wstecz i patrzeć na dziecko z perspektywy dorosłego.]


Leo Lionni
(1910–1999)
fot. źródło, [dostęp: 18.02.2024].

🖇 🖇

Lungo il prato, dove un tempo pascolavano le mucche,
c’era vecchio muro.
  [Wzdłuż łąki, gdzie kiedyś pasły się krowy, / był stary mur.]

🖇

Fra le pietre del muro, vicino al granaio,
cinque allegri topi di campagna avevano costruito la loro casa.
  [Między kamieniami tego muru, blisko stodoły / pięć wesołych wiejskich myszy zbudowało swoje gniazdo.]

🖇

Ma quando i contadini avevano abbandonato la fattoria,
il granaio era rimasto vuoto.
L’inverno si avvicinava e i topolini dovettero pensare alle scorte.
Giorno e nottesi davano da fare a raccogliere grano e noci,
fieno e bacche. Lavoravano tutti. Tutti tranne Federico.
  [Kiedy ludzie opuszczali gospodarstwo, / stodoła pustoszała. / Zbliżała się zima i myszki musiały pomyśleć o zapasach. / Dniami i nocami były zajęte zbieraniem ziarna i orzechów, siana i jagód. Pracowały wszystkie. Wszystkie, poza Federico.]

🖇

«Federico, perché non lavori?» chiesero.
«Come non lavoro!» rispose Federico un po’ offeso.
«Sto raccogliendo i raggi del sole per i gelidi / giorni d’inverno.»
  [  — Federico, dlaczego nie pracujesz? — spytały.
      — Jak to nie pracuję! — odpowiedział nieco urażony. — Właśnie zbieram promienie słońca na mroźne, / zimowe dni.]

🖇

E quando videro Federico seduto su una grossa pietra,
gli occhi fissi sul prato, domandarono:
«E era, Federico, che cosa fai?».
«Raccolgo i colori» rispose Federico con semplicità.
«L’inverno è grigio.»
  [A kiedy zobaczyły Federico siedzącego na wielkim kamieniu, / z oczami utkwionymi w łące, zapytały:
      — A teraz, Federico, co robisz?
      — Zbieram kolory — odpowiedział z łatwością. / — Zima jest szara.]

🖇

Un’altra volta […]
«Stai sognando, Federico?» gli chiesero con tono rimprovero.
Federico rispose: «Oh, no! Raccolgo parole.
Le giornate d’inverno sono tante e lunghe.
Rimarremo senza nulla da darci».
  [Innym razem […] / zapytały z wyrzutem:
      — Marzysz, Federico?
      Federico odpowiedział:
      — Och, nie! Zbieram słowa. Zimowych dni jest wiele i są długie. Nie pozostaje nam wtedy nic do powiedzenia.]

🖇

Venne l’inverno e quando cadde la prima neve,
i topolini si rifugiarono nella tana tra le pietre.
  [Przyszła zima i gdy spadł pierwszy śnieg, / myszki schroniły się w swoim gnieździe między kamieniami.]

🖇

In principio si rimpinzarono allegramente
e si divertirono a raccontarsi storie
di gatti sciocchi e volpi rimbambite.
  [Na początku ucztowały wesoło / i bawiły się opowiadając sobie historie / o głupich kotach i zwariowanych lisach.]

🖇

Ma, a poco a poco, consumarono gran parte
delle noci e delle bacche, il fieno finì
e il grano era solo un lontano ricordo.
Nella tana si gelava e nessuno aveva
più voglia di chiacchierare.
  [Ale po trochu zjadły większą część / orzechów i jagód, skończyło się siano, / a ziarno psze­ni­cy było wyłącznie dalekim wspomnieniem. / W gnieździe było mroźno i nikt nie miał / już ochoty na pogaduszki.]

🖇

Improvvisamente si ricordano ciò
che Federico aveva detto del sole,
dei colori e delle parole.
«E le tue provviste, Federico?» chiesero.
  [Natychmiast przypomniały sobie, / że Federico jesienią mówił o słońcu, / kolorach i słowach.
      — A twoje zapasy, Federico? — zapytały.]

🖇

«Chiudete gli occhi» disse Federico, mentre
si arrampicava sopra un grosso sasso.
«Ecco, ora vi mando i raggi del sole.
  Caldi e vibranti come oro fuso...»
E mentre Federico parlava,
i quattro topolini cominciarono
a sentirsi più caldi.
Era la voce di Federico?
Era magia?
  [  — Zamknijcie oczy — powiedział Federico, / podczas gdy wspinał się na wielki kamień.
      — Oto teraz przesyłam wam promienie słońca. Ciepłe i wibrujące niczym stopione złoto… / Podczas gdy Federico mówił / cztery myszki zaczynały / czuć więcej ciepła. / Czy to był głos Federico? Czy była to magia?]

🖇

«E i colori, Federico?» chiesero ansiosamente.
«Chiudete ancora gi occhi» disse Federico.
E quando parlò del blu dei fiordalisi,
dei papaveri rossi nel frumento giallo,
delle foglioline verdi dell’edera,
videro i colori come se avessero
tante piccole tavolozze
nella testa.
  [  — A kolory, Federico? — zapytali zniecierpliwieni.
      — Zamknijcie znów oczy — powiedział Federico. / I kiedy mówił o bławatkowym kolorze chabrów, / o czerwieni maków wśród złota pszenicy, / o zieloności listków bluszczu / wi­dzie­li kolory, jakby mieli wiele małych palet w głowie.]

🖇

«E le parole, Federico?»
  Federico si schiarì la gola,
  aspettò un momento, e poi,
  come da un palcoscenico,
  disse:
  [  — Federico, a słowa?
Federico odchrząknął, / poczekał chwilkę, a potem, / niczym z teatralnej sceny, / przemówił:]

«Chi fa la neve, il prato, il ruscello?
  Chi fa il tempo brutto oppure bello?
  Chi dà il colore alle rose e alle viole?
  Chi accende la luna e il sole?
  […]
  Uno fa il sole e l’aria leggera
  e si chiama topino di Primavera.
  Bouquets profumi... serenate,
  ce li regala il topino dell’Estate.
  Il topino d’Autunno fa scialli e ricami
  con foglie dorate strappate dai rami.
  Il topino d’Inverno, purtroppo, si sa,
  ci dà questa fame... e il freddo che fa.
  Le stagioni sono quattro. Ma a volte vorrei
  che fossero sette, o cinque, o sei».
  [  — Kto tworzy śnieg, łąkę, strumień? / Kto odpowiada za brzydką czy ładną pogodę? / Kto podarował kolor różom czy fiołkom? / Kto włą­cza księ­życ i słońce? / […] / Ktoś, kto odsłania słońce i czyni powietrze lek­kim, nazywa się Wiosenny Mysz. / Bukiety zapachów… serenady / nimi obdarza Letni Mysz. / Jesienny Mysz pomaga przy robieniu szali i haftów / ze zło­ty­mi liściami zrwanymi z gałęzi. / Zimowy Mysz, niestety, wia­do­mo, / przy­no­si głód… i tworzy ziąb. / Są cztery pory roku. Ale czasem chciałbym / aby było ich siedem lub pięć czy sześć.]

🖇

«Non voglio applausi, non merito alloro. Ognuno,
  in fondo, fa il proprio lavoro».
  [  — Nie chcę oklasków, nie zasługuję na laur. Każdy przecież wykonuje swoją pracę.]

Leo Lionni, Federico,
Bababum di Babalibri, Milano 2012.

*


niedziela, lutego 18, 2024

5360. Czekariat (LXVII)

Pierwsza akwaforta. Patrzy w przyszłość.


Kaan, fragment.

[…] szklana weranda była ciepła i słoneczna. Wyobrażałam sobie, jak siedzę tam na małym, białym wiklinowym krześle. I wyobrażałam so­bie pe­lar­go­nie i otoczaki na parapecie. I myślałam, że takie właśnie jest szczęście. Że jest weranda, że jest światło, że można marzyć o wi­kli­no­wych krzesłach.

Selja Ahava, Rzeczy, które spadają z nieba, przeł. Justyna Polanowska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2021.

5359. Z oazy (CCXXVIII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, cztery. Czekam, aż jedna książka autorki ukaże się w wersji elektronicznej, drugą zaznaczyłam do upolowania. Czekając na jedną i dru­gą, postanowiłam sprawdzić, czy jej sposób pisania jest tym, na co warto mi czekać. Warto.

To opowieść-medytacja na kilka głosów o… Również o brawurze. Dotyka. Rodzi wię­cej pytań, niż daje odpowiedzi. Paradoksalnie, daje czas, a nie go pożera. Będę cze­kać. Czekam już dziś.

Dużo myślę o czasie. Mam w mózgu szare komórki, tak jak Herkules Poirot. Używam ich do myślenia o tym, jak czas płynie naprzód i leczy rany. Do­ro­śli mówią, że czas leczy rany, a to oznacza, że gdy czas upływa, wtedy to, co się wydarzyło, staje się wspomnieniem, które potem pamiętasz coraz sła­biej. I gdy nie pamiętasz już prawie nic, to oznacza, że czas cię uleczył.

🖇

„No tak – znów mówili dorośli – nic nie zrobisz, tak to już jest, tak że tak. Miej­my nadzieję, że czas uleczy rany”. Ale powiedzenie „czas leczy rany” to gówno prawda i nic nam nie dał, bo czas nie płynął do przodu, a my utknę­liśmy w miejscu.
     Potem słowa się wyczerpały.

🖇

Ciocia wierzy, że im smutniejszy jest człowiek,
tym bardziej trzeba go trzymać w cieple.

🖇

Kiedy dom jest młody, trzeba dbać o niego trochę jak o dziecko. Musisz go prostować i opatrywać, pielęgnować i naprawiać. Ale kiedy dom ma na przy­kład dwieście lat, radzi już sobie sam. Wszystko, co miało zgnić, już zgni­ło. Wszystko, co miało się zawalić i popękać, już się zawaliło i popękało. W starym domu trzeba tylko grzecznie mieszkać, czyli tak, jak mieszkało się w nim dawniej.

🖇

Ludzie jedzą jogurt i ich kości i mięśnie rosną, a na obrazku na kartonie mle­ka silna dziewczynka niesie swojego młodszego brata.
     W poranek wielkanocny powiedziałam tacie i mamie, że nie chcę jeść, bo wtedy urosnę i umrę.
     – Tak czy inaczej urośniesz, ale jeśli nie będziesz jadła, to wyrośnie z cie­bie wkurzony dorosły – odpowiedziała mama.
     Dlatego byłam zła. Dlaczego nikt nie narysował śmierci na kartonie z mlekiem?

🖇

Siedziała tam całą noc, z kartką w ręce i okularami na czole. Kuchnia też wygląda na zmęczoną całonocnym czuwaniem, zapalonymi lampami i ludz­kim oddechem.

🖇

[…] w roku 1978, w Puerto Rico. Na nagraniu sławny linoskoczek […] Karl Wallenda spacerował na wysokości trzydziestu siedmiu metrów, próbując przedostać się z jednego dziesięciopiętrowego budynku na drugi. W pewnej chwili nagle dopadł go wiatr i drut zaczął się kołysać.

Są ludzie, którzy odganiają od siebie niebezpieczeństwo tak długo, że sami, być może, zaczynamy wierzyć w ich nieśmiertelność. Wydaje nam się, że ktoś, kto jest tak niebywale zręczny, musi mieć jakąś magiczną moc albo nadnaturalne zdolności, albo że nad dziećmi zawsze czuwa Anioł Stróż. Jed­nak w końcu wystarczy tylko jeden podmuch wiatru, jedno głupie po­tknię­cie, i człowiek umiera.

🖇

Żona Lota zmieniła się w słup, bo nie mogła znieść tego, co zobaczyła. Nau­czy­ciel wyjaśnił, że ten słup soli to były anielskie czary, ale teraz wiem, że można się zmienić w słup nawet bez magii. Wystarczy, że zobaczysz coś, cze­go nie będziesz mógł znieść.
     Są rzeczy, które nie mijają z czasem. Nie blakną, nie miękną i nie zmie­nia­ją się we wspomnienia. Są zawsze równie twarde i duże, sterczą czło­wie­ko­wi w brzuchu i w piersi jak słup, a potem tam dudnią. Można o nich za­po­mnieć, ale kiedy wracają w myślach, to zawsze są tu i teraz i zawsze są równie wielkie, jak gdyby właśnie się działy.
     Anioły robią Złe Rzeczy. Czasami ostrzegają wcześniej, ale czasami nie.

🖇

Któregoś dnia biała owca zahaczyła wełną o płot z drutu kolczastego. Stała tam, może od zeszłego wieczoru, i wyglądała tak, jakby porzuciła już wszel­ką na­dzie­ję i postanowiła umrzeć. Kiedy tam przyszłam, owca się prze­stra­szy­ła i bryknęła. I ten mały podskok wystarczył, żeby uwolniła się z drutu kolczastego, po czym potruchtała z powrotem do innych, jakby nic się nie stało. Patrzyłam za nią i myślałam sobie: Przecież mogłaś się odrobinę wy­silić, skoro to jedno wystarczyło.

🖇

[…] zakończenia jej nie interesowały.
     – Zakończenia są zawsze takie same – mówiła mama. – Książę i księżniczka biorą ślub, a morderca idzie do więzienia. Wszystko, co najciekawsze, dzieje się wcześniej.

🖇

Czasami niebo spada na głowę, czasami ziemia osuwa się spod nóg. Cza­sa­mi do­pa­da nas tak niepojęte szczęście, że trudno z nim dalej żyć. Czasami coś się wydarza – tylko jeden jedyny raz – ale przez resztę życia człowiek się zastanawia dlaczego. Czasami nie dzieje się nic i człowiek również przez resztę życia się zastanawia dlaczego.

🖇

Powiedziałam jej, że miała szczęście, bo nic się jej nie stało. Odpowiedziała, że tak mówią wszyscy. „Przecież nic się nie stało”. Ale przez lata zadręczała się pytaniami:
     Dlaczego byłam akurat w tym miejscu?
     Dlaczego nie byłam gdzieś indziej?
     Gdyby autobus się nie spóźniał, nie weszłabym do tego sklepu.
     […]
     Dlaczego jestem tu, gdzie jestem, akurat w tej chwili?
     Dlaczego nic się nie stało? Dlaczego prawie się stało?

🖇

Niektórym łatwiej jest myśleć, że Bóg karze grzeszników – niech im będzie. […]
     Pani Heiskanen, może tak naprawdę świat potrzebuje wydarzeń, które na­mi wstrząsną, które nas obudzą. W tej wiosce to ja jestem tym prze­bu­dze­niem. Gdy wchodzę do sklepu, każdy klient przypomina sobie, że niebo może spaść mu na głowę.

🖇

Jest tu kto?
     Starożytni Grecy mieli w zwyczaju zsyłać na scenę bogów, jeśli intryga tragedii się zasupłała, a bohaterowie nie byli w stanie sami jej rozwiązać.

🖇

Może, koniec końców, świat istnieje nadal dlatego, że pewne rzeczy się zda­rza­ją. Zdarzają się nagle, w złym czasie, w innym czasie, w złych miej­scach. Gdyby wszystko było poukładane, tak jak sobie życzą anioły, gdyby anioły rozkazały, że nie wolno patrzeć, i wszyscy by posłuchali, to trafilibyśmy do Raju za jednym wyciem trąby. Ale świat idzie naprzód i życie toczy się da­lej, bo zawsze znajdzie się człowiek, który i tak popatrzy.

Selja Ahava, Rzeczy, które spadają z nieba, przeł. Justyna Polanowska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Pyta mnie Pani o wyjaśnienie tych powtarzających się zdarzeń losowych, ale myślę, że to Pani sama musi je zna­leźć. Z własnego doświadczenia wiem, że z tego, co mówią inni, i tak nie ma żadnego pożytku.

🖇

A wracając do codzienności – tylko Pani może ją zbu­dować. Choć i Pani, i ja dobrze wiemy, że to tylko po­zory, ale mimo wszystko nie należy z tego całkiem rezygnować.

🖇

Fasola wyrasta z ziemi świeża, zielona i ufna. Na chwilę traci równowagę, jak stawiające pierwsze kroki dziecko, ale gdy tylko się czegoś chwyci, owija się wokół tego ko­smatym sznurem i umacnia. Tak ślepo ufa obcym.
     I czy wie Pani, Pani Heiskanen, że i my nie jesteśmy całkiem sami?

(tamże)

5358. Z oazy (CCXXVII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, trzy. To książka, autobiograficzna opowieść (pierw­sza jej część) o doświadczeniu, którego żaden biały człowiek nigdy nie będzie w stanie pojąć.

Każda osoba gdzieś na swojej drodze doświadcza okresowo wykluczenia, ale śmiem twierdzić, że czym innym jest dyskryminacja, której doświadczają ludzie od pierw­sze­go po ostatni swój oddech. Dla białego człowieka to pozostanie w sferze nie­wy­obra­żalnego. Ot, taki mamy przywilej.

To książka o rodzących się z bezsilności: świadomości i osobistej mocy.

Książka Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak po raz pierwszy uka­za­ła się w 1969 roku, a opisuje wydarzenia rozgrywające się w la­tach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku.

W przekładzie słowo Negro zastępowałam najbliższymi mu pod wzglę­dem znaczenia i wydźwięku określeniami, takimi jak „Mu­rzyn” czy „murzyński”, dla – jak to ujął Mikołaj Denderski, tłumacz Jamesa Baldwina – „zachowania prawdy o momencie hi­sto­rycz­nym”. Rezygnacja z tych budzących dziś moralny sprzeciw ter­mi­nów równałaby się fałszowaniu tamtej rzeczywistości, o której przecież chcemy się czegoś dowiedzieć, czytając Mayę Angelou, z której nadal możemy wyciągać wnioski i się uczyć.
     Warto jednak na każdym kroku podkreślać – bo niestety wciąż jest to boleśnie konieczne – że język to potężne narzędzie i to, jak się nim posługujemy, ma ogromny wpływ na świat i je­go mieszkańców.

[…] wbrew powtarzanym przez niektórych opiniom problem ra­si­zmu i ra­si­stowskiego języka nie dotyczy tylko Stanów Zje­dno­czo­nych czy krajów bardziej zróżnicowanych etnicznie, ale także Polski. By poszerzyć swoją wiedzę w tym zakresie, warto zajrzeć przykładowo na instagramową platformę edukacyjną Black is Polish (@blackispolish), której założycielki piszą o życiu czarnych osób w Polsce, tłumaczą kwestie i pojęcia związane z rasizmem, promują różnorodność i zachowania antyrasistowskie.
     Język i nieustanna, niestrudzona edukacja to dwie ogromne siły napędowe w życiu Mai Angelou, o czym czytelnicy i czytelniczki przekonają się na następnych stronach. Niech ta postawa będzie dla nas wszystkich źródłem inspiracji.

Elżbieta Janota

Maya Angelou żyła tym, co pisała. Rozumiała, że dzielenie się swo­ją prawdą stwarza pomost między nią a większymi ludzkimi praw­da­mi – na temat tęsknoty, porzucenia, bezpieczeństwa, na­dziei, zadziwienia, uprzedzeń, tajemnicy i wreszcie samo­od­kry­wa­nia, a więc uświadamiania sobie, kim naprawdę jesteśmy i że miłość niesie wyzwolenie.

Mawiała dumnie, zuchwale i często:
          Jesteśmy bardziej podobni niż niepodobni!
     To oznacza, że wszyscy możemy znaleźć w sobie em­pa­tię, że wszystkich nas może poruszyć śpiew uwię­zio­ne­go w klatce ptaka.

Oprah Winfrey [w:] Przedmowa.

🖇 🖇

Był [Shakespeare] moją pierwszą białą miłością. […] powiedział: „W nie­ła­sce u Fortuny, wzgardzony przez ludzi”. Był to stan, w którym czułam się naj­bardziej znajomo. Co do jego białości, uspokajałam się myślą, że przecież nie żyje od tak dawna, że dla nikogo nie może to już mieć znaczenia.

🖇

Segregacja w Stamps była tak całkowita, że większość czarnych dzieci nie miała absolutnej, niezachwianej pewności, jak wyglądają biali. Wiedziały tylko, że są inni i należy się ich bać, a w tym strachu zawiera się wrogość bezsilnych wobec możnych, biednych wobec bogatych, robotników wobec zleceniodawców i obszarpańców wobec porządnie ubranych.
     Pamiętam, że nigdy nie wierzyłam, by biali naprawdę byli prawdziwi.

🖇

Łyżki do zupy, sosjerka, noże do masła, widelce do sałatek i półmisek do kro­jenia mięsa stanowiły dodatek do mojego słownika, a w istocie niemal całkiem osobny język. Fascynowała mnie ta cała nowość, trzepotliwa pani Cullinan […] lekarz musiał wyciąć jej wszystkie kobiece narządy. Rozu­mo­wa­łam tak: do świńskich narządów zaliczają się płuca, serce i wątroba, więc skoro pani Cullinan chodzi po świecie bez tych niezbędnych ele­men­tów, nic dziwnego, że popija alkohol z nieoznakowanych butelek. Na bie­żą­co się balsamowała.

🖇

Ci, którzy w całej amerykańskiej historii kłaniali się i dygali, teraz swo­bod­nie i radośnie wiercili się w prowizorycznym kościele. Upewniono ich, że choć może i są najnędzniejszymi z nędzników, przynajmniej nie bra­ku­je im miłości i że „w Poranek Wielkiego Przebudzenia Jezus oddzieli owce (ich) od kozłów (białych ludziów)”.
     – Miłość jest prosta. – Kościół zgodził się z nim donośnie.
     […] O, moje dzieci, przybyłem tu…
     Kościół huśtał się na końcówkach jego zdań. Stawiał kropki. Potwierdzał.
     – Przybądź tu, Panie!
     […]
     Pławili się w prawości ubogich i elitaryzmie pognębionych. Niech białe ludzie mają te swoje pieniądze i władzę, segregację, sarkazm i duże domy, i szkoły, i trawniki jak dywany, i książki, a przede wszystkim – przede wszystkim – niech sobie mają tę swoją białość. Lepiej przez ten krótki czas na ziemi być potulnym i uniżonym, opluwanym i wykorzystywanym, niż spędzić wieczność, smażąc się w ogniu piekielnym. Nikt nie przyznałby, że ci miłosierni chrześcijanie czują radość na myśl o swoich prześladowcach po wiek wieków obracających się na diabelskim rożnie nad ogniskiem bu­cha­jącym płomieniami i siarką.
     Tak jednak głosiła Biblia, a ona się nie myliła.

🖇

To ciekawe, że najpodlejsze życie, najuboższą egzystencję przypisuje się wo­li Bożej, ale w miarę jak istoty ludzkie stają się coraz zamożniejsze, w mia­rę jak standard i styl ich życia plasują się coraz wyżej na skali materialnej, Bóg w analogicznym tempie zstępuje po drabinie odpowiedzialności.

🖇

Wyplątałam nogi ze ściskającego je strachu i, zawadziwszy o coś, niemal wpadłam na piecyk. Mamcia skomentowała: – To dziecko potknęłoby się o wzór na dywanie.

🖇

[…] każdy ruch wpisuje się w jakiś większy plan
i pozostaje z nim w zgodzie.

🖇

Miasto [San Francisco] w czasie wojny zaczęło zachowywać się jak inte­li­gen­tna kobieta w oblężonej twierdzy. Rozdawało to, czego nie mogło bez­piecz­nie zatrzymać, i chroniło to, co leżało w jego zasięgu. Stało się dla mnie wzorem osoby, którą chciałam być, gdy dorosnę. Kimś przyjaznym, ale nie wylewnym, opanowanym, ale nie chłodnym czy zdystansowanym, dy­styn­go­wa­nym, ale bez tej okropnej sztywności.

🖇

Biali analfabeci z Południa przywieźli na Zachód nietknięte uprzedzenia pro­sto ze wzgórz Arkansas i bagien Georgii. Byli czarni rolnicy nie zo­sta­wi­li za sobą nieufności wobec białych ani lęku przed nimi, które hi­sto­ria wpo­i­ła im za pomocą zatrważających lekcji. […]
     Mieszkańcy San Francisco gotowi byliby przysiąc na most Golden Gate, że w sercu ich przewiewnego miasta nie ma rasizmu. Niestety byliby w błędzie.

🖇

Nie sposób wyjaśnić, co stało się wiele „ciosów i zatargów” temu, lecz w obecnym rozdaniu białym bardziej się poszczęściło.

🖇

Stryjku, dlaczego oni tak nas nienawidzą?
     Stryjek Willie wymamrotał:
     – Tak naprawdę wcale nas nie nienawidzą. Nie znają nas. Jak mogą nas nienawidzić? Bardzij się boją.

🖇

Miałam piętnaście lat i życie zdążyło nieodwołalnie mnie na­uczyć, że w niektórych sytuacjach kapitulacja bywa równie szlachetna jak opór, zwłaszcza gdy człowiek nie ma wyboru.

🖇

Od rozczarowania stopniowo pięłam się po emocjonalnej drabinie ku wy­nio­słemu oburzeniu, aż w końcu osiągnęłam ten poziom uporu, na któ­rym umysł zakleszcza się jak zaciśnięte szczęki rozwścieczonego buldoga.

🖇

     – […] Proś o to, czego chcesz, i płać za to, co dostajesz. A ja pokażę ci, że jak spakujesz się sprytnie, wszystkiego ci styknie.

🖇

Z twarzy dorosłych zniknęła powierzchowna warstwa mądrości. Uznałam, że przyszło mi oddać trochę młodości w zamian za wiedzę, ale zysk znacznie przewyższał stratę. […] Mimo że niczego nie żałowałam, ze smutkiem do­szłam do wniosku, że dorastanie nie jest procesem tak bezbolesnym, jak można by się spodziewać.

🖇

Ale które matka z córką rozumieją się nawzajem albo przy­naj­mniej z empatią podchodzą do wzajemnego niezrozumienia?

🖇

Samotny spacer po linie rozpiętej wysoko nad młodzieńczą niewiedzą to doświadczenie pełne rozdzierającego piękna, na które składają się pełna swoboda i groźba wiecznego niezdecydowania. […]
     W tych wrażliwych latach czarną istotę płci żeńskiej atakują nie tylko wszystkie zwyczajne siły natury, ale równocześnie zostaje też złapana w trój­stronny krzyżowy ogień męskich uprzedzeń, nielogicznej białej nie­nawiści i czarnego braku władzy.
     Fakt, że dorosła amerykańska Murzynka wyłania się z tego procesu wy­po­sażona w niezłomny charakter, spotyka się często ze zdumieniem, nie­sma­kiem, a nawet agresywnym sprzeciwem. Rzadko akceptuje się ten stan rzeczy jako nieunikniony wynik zmagań, w których zwyciężają oca­la­łe, god­ny jeśli nie entuzjastycznej akceptacji, to przynajmniej szacunku.

🖇

Matka spytała:
     – Kto jest ojcem? – Powiedziałam jej. Mgliście go pamiętała. – Chcesz za niego wyjść?
     – Nie.
     – A czy on chce się z tobą ożenić?
     Chłopak przestał ze mną rozmawiać, gdy byłam w czwartym miesiącu.
     – Nie.
     – No to wszystko jasne. Nie ma co rujnować życia trzem osobom.

🖇

     – Widzisz? Nie musisz zastanawiać się, czy postąpisz właściwie. Jeśli masz zrobić coś dobrego, robisz to bez zastanowienia.

Maya Angelou, Wiem, dlaczego w klatce
śpiewa ptak
, przeł. Elżbieta Janota,
Grupa Wydawnicza Relacja,  Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Często powtarzała, że sekretna zasada, którą kie­ruje się w ży­ciu, dyktuje, by „mieć nadzieję na najlepsze i być gotową na najgorsze, a wte­dy nie zaskoczy cię nic pośrodku”.

🖇

Rozumiała przewrotność życia, to, że w zmaganiach kryje się radość.

🖇

Nauczę się poruszać w ten sposób. Nauczę się, mówiąc jej słowami, „zajmować przestrzeń”.

(tamże)

5357. Z oazy (CCXXVI)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa. Przywiązała mnie do siebie ta książka na miesiąc z hakiem. Chwilami tak gęsta od znaczeń, które wciąż świeże i ani trochę nieprzeterminowane, że jedyne co można było zrobić, to odłożyć, nie mając spec­jal­nie nadziei, że się wróci do lektury. Wracałam.

Niby świat się zmienił nie do po­zna­nia w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat, ale w ja­kimś sensie nie ruszył się z miej­sca, nie przemyślał, nie zmądrzał wcale. I znów trzeba było odłożyć tę książkę, by odnaleźć nadzieję, by móc do niej wrócić. Wracałam.

Chwilowo nasycona jestem po brzegi i kokardki błyskotliwością Máraiowego pisa­nia, które nijak zestarzeć się nie może, do lamusa się nie wybiera. Odkładam, bo na dzień dzisiejszy nie pomieszczę w sobie bez uszczerbku na zdrowiu lub duszy.

Początki zaś fascynującego fenomenu prozy Máraiego to właśnie młodzieńczy dziennik podróży Śladami bogów.

*

Już za sprawą tytułu swojego dziennika podróży Márai daje czy­tel­ni­ko­wi wskazówkę, dokąd powiodła go ta wyprawa: do miejsc będą­cych kolebką religii, a ujmując to z innej perspektywy – do miejsc, gdzie zrodziły się najważniejsze prądy duchowe i umysłowe Europy.

*

Autor intonuje, podaje rytm, czytelnik zaś gładko za nim podąża, zafascynowany samą opowieścią lub głębią refleksji, każdy wedle własnych talentów i upodobań.

*

[…] tam można natrafić na ślad tego, co nie­wy­tłu­ma­czal­ne, a za czym człowiek wiecznie tęskni.

*

[Márai] nadal wierzy, że musi być jakaś droga, jakiś środek do po­wstrzymania tej zagłady, a znajdą się one dzięki wrażliwości jed­no­stek oraz za sprawą tego, co wieczne: Ducha, Ideału, jakiejś w peł­ni wyrażonej myśli, w której mogłaby się wyrazić również jednostka. Pisarz zdaje się więc pokładać ufność w tym, że ponad przemijającymi zjawiskami i konceptami, które człowiek wymienia z taką łatwością i bez najmniejszego uczucia żalu, jedne zastępując drugimi, jest coś nieprzemijającego, coś wiecznego. Gdyby tylko lu­dzie przestali pędzić za bogactwem, ale też porzucili fun­da­men­ta­lizm […].

Irena Makarewicz

🖇 🖇

W gruncie rzeczy mało widziałem; czasem przypadkiem człowieka; kra­jo­bra­zy zaczynam już zapominać; kilka miejsc, gdzie narodzili się, żyli i uma­rli bogowie, w których my tu u nas wierzyliśmy bądź wierzymy. No, niech Cię Bóg błogosławi, mój przyjacielu; uważajmy na siebie nawzajem, bo jesteśmy biedni.

🖇

Siadam z powrotem w przedziale, rozdrażniony, wiem, że nie da się uciec przed ludźmi, na próżno podróż i odległość, nie zdołam umknąć nawet przed własnym mijającym życiem, wszelkie moje troski podążają wraz ze mną, są tu, w mojej kieszeni, w moim bagażu – jakiś list, jakaś obietnica, jakieś błędne mniemanie, jakieś przekonanie.

🖇

W tym mieście [Kair] są czary, magia, której szukam nie­spo­koj­nie, dniem i nocą – tak chciałbym natrafić na jej ślad.

🖇

Nie ma na ziemi większej tajemnicy niż ludzka tęsknota za Bogiem; nie ma pragnienia smutniejszego i bardziej pozbawionego nadziei.
     Każda podróż jest frywolna, jest profanacją, uwierz mi, to właśnie czuję i teraz. W jakże małych garnkach warzy się wszędzie życie.

🖇

Jafa z małym zainteresowaniem i z wielkim spokojem obserwuje pod­nie­co­ne­go sąsiada, pali fajkę i pije kawę, podczas gdy w tamtym drugim mieście ludzie podłączają radio w mieszkaniach, żeby szybciej usłyszeć, jak kształ­tu­ją się kursy giełdowe. W Jafie wielbłądy podążają nieśpiesznie w kierunku portu; w Tel Awiwie jest więcej samochodów niż pasażerów. W Jafie mie­szka­ją Arabowie, w Tel Awiwie mieszkają Żydzi. W Tel Awiwie ludzie pra­cu­ją, uwijają się, spekulują. W Jafie, in sza Allah, ludzie żyją. To dlatego Arabowie, którzy nie mają czasu, żeby pracować, rzadko bywają w Tel Awiwie, i dlatego Żydzi, którzy nie mają jeszcze czasu, żeby żyć, rzadko bywają w Jafie.

🖇

Gdybym powiedział: nie warto, Samarytaninie, umierać za Literę, bo praw­da jest względna i jeśli istnieje, jest tylko ta jedna, że trzeba żyć, póki i jak się da – on by wtedy wstał, skłonił się i powolnym, chwiejnym kro­kiem, na którym ciąży tysiąc lat, powlókłby się z powrotem do getta w Na­blusie. O czym miałby ze mną rozmawiać?
     […] Mój przyjacielu, Samarytaninie, nie można żyć z tym patentem. Nie tak to sobie wyobrażali Jahwe i pozostałe kompetentne osoby, kiedy ulepili z gliny człowieka i oddali mu ziemię, a potem z jego żebra stworzyli kobietę i tchnęli mu rozum w duszę, żeby poznał dobro i zło: ogród Raju nie powstał jako getto dla zawłaszczonych przez kogoś prawd, lecz właśnie jako ogród Raju, z różnorodnością zwierząt, różnorodnością prawd i różnorodnością szczęścia.

🖇

Nie trzeba pytać, nie trzeba odpowiadać. „Ja jestem Arabem, ty jesteś obcy, ja tu zostanę, ty odejdziesz, niech Bóg da ci szczęście” – to właśnie każdy mó­wi i unosi dłoń do czoła. Nie ma drugiego ludu, który tak bardzo pod­dał­by się Bogu, temu powolnemu i niedbałemu Bogu, którego to oddanie nie­wie­le zajmuje.

🖇

Dla mnie, który z pełnym przekonaniem rozgoryczonej młodości walczyłem przy każdej nadarzającej się okazji o prawa i godność Żydów, dokładnie tak samo, jak walczyłbym o prawa człowieka dla Indian Botokudów lub tubylców w Boliwii, gdyby te prawa naruszono – i czyniłem to nie z he­ro­izmu, lecz ze skrajnej konieczności, bo wszystko, co narusza ludzką god­ność, degraduje osobiście każdego człowieka, który żyje w tym chaosie, a jest osobą samoświadomą – słowem, dla mnie nieco osobliwe było w Pa­le­sty­nie, w miastach i w koloniach, to pytanie, które wszędzie słyszałem: „Czy pan jest Żydem?”.
     A gdy odpowiadałem, że nie, przyjazne twarze bardzo często zastygały w wyrazie uprzejmości. Wtedy mówiłem sobie w duchu: „No więc nie róbcie tego. Jeśli wy tutaj robicie to, co my robiliśmy z wami, jeśli wymyślacie sobie swoją obronę rasy i swój chiński mur, to kiedyś okaże się, że rację mieli tamci, od których nauczyliście się tego wszystkiego”.

🖇

W Jerozolimie wyznania chodzą do świątyń modlić się, ale zarazem trochę też się nienawidzić.

🖇

Język Biblii trzeba było naszpikować nowymi terminami – elektryczność, auto, telefon, samolot, ekspresjonizm, kauczuk, ochrona rasy to słowa nie­zna­ne w języku hebrajskim. A przy tym w Palestynie ortodoksyjni Żydzi z Jero­zo­li­my mówią w jidysz, nowi zaś, młodzi, „niereligijni” Żydzi mówią po hebrajsku. Nie rozumieją siebie nawzajem, a zresztą też wcale nie chcą siebie zrozumieć.
     W Palestynie (ale nie w getcie w Jerozolimie) widziałem po razy pier­wszy Żydów, którzy byli Żydami jakoś inaczej, z większą naturalnością niż Żydzi gdziekolwiek indziej na świecie. Pierwszy raz widziałem spokojne żydowskie spojrzenie, w którym nie ma nerwowości, nie ma przekory, nie ma smutku, nie ma udowadniania – tak potrafi patrzeć tylko ten, kto jest u siebie, w domu, kto nie musi się obawiać, że w każdej chwili inni mogą na niego krzyknąć.

🖇

Dziwny to proces, gdy pewnego dnia naród przemija, a na jego miejscu pozostaje jedynie cywilizowany sojusz interesów.

🖇

Przystosować się do obcego świata, zgodzić z obcym gustem, zatrzymać się przed obcym Bogiem, obcymi zwyczajami, obcym rytmem życia, z powagą na obliczu – do tego wszystkiego Francuz jest niezdolny. U siebie w kraju jest przeważnie dość niewykształcony, ale jest bardzo mądry; za granicą nieodmiennie jest niewykształcony, lecz za wszelką cenę musi być mą­drzej­szy. […]
     Francuzi u siebie w kraju są w wielu sprawach orzeźwiająco naiwni (i to jest w nich najlepsze, lepsze niż poczucie człowieka z Europy Środkowej, że jest on wygnańcem) oraz idealnie pozbawieni wymagań; za granicą są po prostu nieudolni i często grubiańscy. […] Francuzi, ci mądrzy, mili, za­ba­wni, cechujący się żywym umysłem, pomysłowi, uprzejmi, entuzja­sty­czni Francuzi za granicą są ograniczeni, skąpi, zachłanni, grubiańscy i mają wąskie horyzonty. Często są okrutni. Zawsze pochopni. W ojczyźnie są Francuzami, za granicą – zawsze zaborcami.

🖇

[…] naprawdę niepodobna ogarnąć rozumem i mimo wszystko pojąć, co my, Europejczycy, wyczyniamy na świecie!

🖇

Kto rozumie, kto wytłumaczy ten cichy, zaduszony Damaszek? Zajrzyj w puste ulice, w blade oblicza, z każdego gestu tych ludzi przemawiają gniew, nienawiść, rozpacz i pogarda – czego tu szuka, czego od nich chce, dlaczego uszczęśliwia ich swoimi czołgami i samolotami Europa? Co będzie, jeśli te tłumy kiedyś się poruszą i nas, Europejczyków, jednym gestem cisną z powrotem do naszej ojczyzny, razem z naszymi czołgami i umowami, i prze­go­nią nas ze świata, stamtąd, gdzie zachowywaliśmy się zachłannie, chciwie, podle i okrutnie i gdzie przegraliśmy, lekkomyślnie utraciliśmy ich szacunek?

🖇

Ileż kłopotów mają wszędzie ludzie, ileż kłopotów – i wszyscy za czymś tęsknią, już tylko jeden Bóg się w tym rozezna.

🖇

Człowiek z Zachodu – który ze swoją modlitwą, o ile jeszcze potrafi ją od­mó­wić, oddala się tam, dokąd inni nie sięgają wzrokiem – niespokojnie za­trzy­muje się przed klęczącym wiernym ze Wschodu. Modlący się człowiek ma coś, bez czego człowiek Zachodu zaczyna się obchodzić: człowiek Wscho­du ma bezwarunkową wiarę. Człowiek Zachodu ma rozpoznania i wąt­pli­wości. Człowiek Wschodu ma Boga. Człowiek Zachodu, który swych bogów otrzymał z Azji, najczęściej i najwyżej ma tylko wyznanie.

🖇

Bo ta wielka pasja pompuje kapilarami w świat ludzką wolę, to ona goni ludzi aż na sam biegun północny albo w pięćdziesięciostopniowym skwarze szuka przez osiemnaście lat jakiejś mumii, za której sprawą świat nie będzie wprawdzie szczęśliwszy, jednakże powszechna aktywność ludzkiego ducha jakby się wówczas pogłębia o jeden takt.

Sándor Márai, Śladami Bogów,
przeł. Irena Makarewicz, Czytelnik, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Nie ma niczego piękniejszego niż nocą poprzypatrywać się przed Stambułem statkom, gdy rozlokowują się w por­cie – temu, jak takie ociężałe zwierzę ostrożnymi ruchami znajduje sobie miejsce, jak dwoma długimi linami przywiązuje się je do brzegu, niczym słonia za pomocą nitki, jak zaczyna jeść węgiel, który noszą chu­dzi i nadzy ludzie, bez przerwy, w jakimś smutnym tem­pie, przez drzwi obrotowe do wnętrza statku, dniem i no­cą, bez odpoczynku, jakby do gardzieli pewnego ta­jem­ni­cze­go bożka nosili przedmioty ofiarne… Lubiłem patrzeć na te statki nocą, przed Stambułem, w tym ich zamkniętym, posapującym życiu, jak mrugają do siebie maleńkimi światełkami, syte, tłuste, tajemnicze. Ludzie morza nigdy nie mówią o statku inaczej niż jak o swego rodzaju żywej istocie, która cechuje się samodzielnym i organicznym życiem, nie należy do państw ani za­ko­nów, a jeśli kiedyś przyjdzie mu ochota, to podniesie ko­twicę i ruszy przez wodę, i być może nigdy więcej się nie odnajdzie, jeśli nie będzie chciał…

🖇

Każdy statek to zamknięty świat, społeczeństwo w so­czew­ce, z kastami, warstwami, klasami, z pa­nu­ją­cym i nie­wol­ni­ka­mi, z odrębnym kodeksem. Jest tutaj wszyst­ko – w mniejszej skali – co na brzegu oddziela od siebie ludzi.

🖇

Bóg jeden wie, jak bardzo inaczej dzieje się wszystko w życiu, inaczej, niż człowiek sobie wyobraża […].

🖇

Wielkie statki szybko się starzeją, takie żyją dwadzieścia, trzydzieści lat. Podróżowałem statkiem, który odbył je­den z ostatnich rejsów, służył trzydzieści pięć lat, a jego załoga stale o tym rozmawiała, tyle że niemal szeptem, żeby tylko statek tego nie usłyszał: co z nim będzie i czy naprawdę już zgrzybiał, czy nie można by mu jeszcze pomóc, może jakąś operacją, gdyby tak wymienić sil­nik… Szesnaście dni podróżowałem tym cierpiącym na ostateczne wycieńczenie statkiem, a kiedy musiałem zejść z niego na ląd, zaraziło mnie współczucie, że­gna­łem się jak ze śmiertelnie chorym przyjacielem, którego nigdy więcej nie ujrzę.

(tamże)