Dwuniedzielne odliczanie literek, dwa. Przywiązała mnie do siebie ta książka na miesiąc z hakiem. Chwilami tak gęsta od znaczeń, które wciąż świeże i ani trochę nieprzeterminowane, że jedyne co można było zrobić, to odłożyć, nie mając specjalnie nadziei, że się wróci do lektury. Wracałam.
Niby świat się zmienił nie do poznania w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat, ale w jakimś sensie nie ruszył się z miejsca, nie przemyślał, nie zmądrzał wcale. I znów trzeba było odłożyć tę książkę, by odnaleźć nadzieję, by móc do niej wrócić. Wracałam.
Chwilowo nasycona jestem po brzegi i kokardki błyskotliwością Máraiowego pisania, które nijak zestarzeć się nie może, do lamusa się nie wybiera. Odkładam, bo na dzień dzisiejszy nie pomieszczę w sobie bez uszczerbku na zdrowiu lub duszy.
Początki zaś fascynującego fenomenu prozy Máraiego to właśnie młodzieńczy dziennik podróży Śladami bogów.
*
Już za sprawą tytułu swojego dziennika podróży Márai daje czytelnikowi wskazówkę, dokąd powiodła go ta wyprawa: do miejsc będących kolebką religii, a ujmując to z innej perspektywy – do miejsc, gdzie zrodziły się najważniejsze prądy duchowe i umysłowe Europy.
*
Autor intonuje, podaje rytm, czytelnik zaś gładko za nim podąża, zafascynowany samą opowieścią lub głębią refleksji, każdy wedle własnych talentów i upodobań.
*
[…] tam można natrafić na ślad tego, co niewytłumaczalne, a za czym człowiek wiecznie tęskni.
*
[Márai]
nadal wierzy, że musi być jakaś droga, jakiś środek do powstrzymania tej zagłady, a znajdą się one dzięki wrażliwości jednostek oraz za sprawą tego, co wieczne: Ducha, Ideału, jakiejś w pełni wyrażonej myśli, w której mogłaby się wyrazić również jednostka. Pisarz zdaje się więc pokładać ufność w tym, że ponad przemijającymi zjawiskami i konceptami, które człowiek wymienia z taką łatwością i bez najmniejszego uczucia żalu, jedne zastępując drugimi, jest coś nieprzemijającego, coś wiecznego. Gdyby tylko ludzie przestali pędzić za bogactwem, ale też porzucili fundamentalizm […].
Irena Makarewicz
🖇 🖇
W gruncie rzeczy mało widziałem; czasem przypadkiem człowieka; krajobrazy zaczynam już zapominać; kilka miejsc, gdzie narodzili się, żyli i umarli bogowie, w których my tu u nas wierzyliśmy bądź wierzymy. No, niech Cię Bóg błogosławi, mój przyjacielu; uważajmy na siebie nawzajem, bo jesteśmy biedni.
🖇
Siadam z powrotem w przedziale, rozdrażniony, wiem, że nie da się uciec przed ludźmi, na próżno podróż i odległość, nie zdołam umknąć nawet przed własnym mijającym życiem, wszelkie moje troski podążają wraz ze mną, są tu, w mojej kieszeni, w moim bagażu – jakiś list, jakaś obietnica, jakieś błędne mniemanie, jakieś przekonanie.
🖇
W tym mieście [Kair] są czary, magia, której szukam niespokojnie, dniem i nocą – tak chciałbym natrafić na jej ślad.
🖇
Nie ma na ziemi większej tajemnicy niż ludzka tęsknota za Bogiem; nie ma pragnienia smutniejszego i bardziej pozbawionego nadziei.
Każda podróż jest frywolna, jest profanacją, uwierz mi, to właśnie czuję i teraz. W jakże małych garnkach warzy się wszędzie życie.
🖇
Jafa z małym zainteresowaniem i z wielkim spokojem obserwuje podnieconego sąsiada, pali fajkę i pije kawę, podczas gdy w tamtym drugim mieście ludzie podłączają radio w mieszkaniach, żeby szybciej usłyszeć, jak kształtują się kursy giełdowe. W Jafie wielbłądy podążają nieśpiesznie w kierunku portu; w Tel Awiwie jest więcej samochodów niż pasażerów. W Jafie mieszkają Arabowie, w Tel Awiwie mieszkają Żydzi. W Tel Awiwie ludzie pracują, uwijają się, spekulują. W Jafie, in sza Allah, ludzie żyją. To dlatego Arabowie, którzy nie mają czasu, żeby pracować, rzadko bywają w Tel Awiwie, i dlatego Żydzi, którzy nie mają jeszcze czasu, żeby żyć, rzadko bywają w Jafie.
🖇
Gdybym powiedział: nie warto, Samarytaninie, umierać za Literę, bo prawda jest względna i jeśli istnieje, jest tylko ta jedna, że trzeba żyć, póki i jak się da – on by wtedy wstał, skłonił się i powolnym, chwiejnym krokiem, na którym ciąży tysiąc lat, powlókłby się z powrotem do getta w Nablusie. O czym miałby ze mną rozmawiać?
[…] Mój przyjacielu, Samarytaninie, nie można żyć z tym patentem. Nie tak to sobie wyobrażali Jahwe i pozostałe kompetentne osoby, kiedy ulepili z gliny człowieka i oddali mu ziemię, a potem z jego żebra stworzyli kobietę i tchnęli mu rozum w duszę, żeby poznał dobro i zło: ogród Raju nie powstał jako getto dla zawłaszczonych przez kogoś prawd, lecz właśnie jako ogród Raju, z różnorodnością zwierząt, różnorodnością prawd i różnorodnością szczęścia.
🖇
Nie trzeba pytać, nie trzeba odpowiadać. „Ja jestem Arabem, ty jesteś obcy, ja tu zostanę, ty odejdziesz, niech Bóg da ci szczęście” – to właśnie każdy mówi i unosi dłoń do czoła. Nie ma drugiego ludu, który tak bardzo poddałby się Bogu, temu powolnemu i niedbałemu Bogu, którego to oddanie niewiele zajmuje.
🖇
Dla mnie, który z pełnym przekonaniem rozgoryczonej młodości walczyłem przy każdej nadarzającej się okazji o prawa i godność Żydów, dokładnie tak samo, jak walczyłbym o prawa człowieka dla Indian Botokudów lub tubylców w Boliwii, gdyby te prawa naruszono – i czyniłem to nie z heroizmu, lecz ze skrajnej konieczności, bo wszystko, co narusza ludzką godność, degraduje osobiście każdego człowieka, który żyje w tym chaosie, a jest osobą samoświadomą – słowem, dla mnie nieco osobliwe było w Palestynie, w miastach i w koloniach, to pytanie, które wszędzie słyszałem: „Czy pan jest Żydem?”.
A gdy odpowiadałem, że nie, przyjazne twarze bardzo często zastygały w wyrazie uprzejmości. Wtedy mówiłem sobie w duchu: „No więc nie róbcie tego. Jeśli wy tutaj robicie to, co my robiliśmy z wami, jeśli wymyślacie sobie swoją obronę rasy i swój chiński mur, to kiedyś okaże się, że rację mieli tamci, od których nauczyliście się tego wszystkiego”.
🖇
W Jerozolimie wyznania chodzą do świątyń modlić się, ale zarazem trochę też się nienawidzić.
🖇
Język Biblii trzeba było naszpikować nowymi terminami – elektryczność, auto, telefon, samolot, ekspresjonizm, kauczuk, ochrona rasy to słowa nieznane w języku hebrajskim. A przy tym w Palestynie ortodoksyjni Żydzi z Jerozolimy mówią w jidysz, nowi zaś, młodzi, „niereligijni” Żydzi mówią po hebrajsku. Nie rozumieją siebie nawzajem, a zresztą też wcale nie chcą siebie zrozumieć.
W Palestynie (ale nie w getcie w Jerozolimie) widziałem po razy pierwszy Żydów, którzy byli Żydami jakoś inaczej, z większą naturalnością niż Żydzi gdziekolwiek indziej na świecie. Pierwszy raz widziałem spokojne żydowskie spojrzenie, w którym nie ma nerwowości, nie ma przekory, nie ma smutku, nie ma udowadniania – tak potrafi patrzeć tylko ten, kto jest u siebie, w domu, kto nie musi się obawiać, że w każdej chwili inni mogą na niego krzyknąć.
🖇
Dziwny to proces, gdy pewnego dnia naród przemija, a na jego miejscu pozostaje jedynie cywilizowany sojusz interesów.
🖇
Przystosować się do obcego świata, zgodzić z obcym gustem, zatrzymać się przed obcym Bogiem, obcymi zwyczajami, obcym rytmem życia, z powagą na obliczu – do tego wszystkiego Francuz jest niezdolny. U siebie w kraju jest przeważnie dość niewykształcony, ale jest bardzo mądry; za granicą nieodmiennie jest niewykształcony, lecz za wszelką cenę musi być mądrzejszy. […]
Francuzi u siebie w kraju są w wielu sprawach orzeźwiająco naiwni (i to jest w nich najlepsze, lepsze niż poczucie człowieka z Europy Środkowej, że jest on wygnańcem) oraz idealnie pozbawieni wymagań; za granicą są po prostu nieudolni i często grubiańscy. […]
Francuzi, ci mądrzy, mili, zabawni, cechujący się żywym umysłem, pomysłowi, uprzejmi, entuzjastyczni Francuzi za granicą są ograniczeni, skąpi, zachłanni, grubiańscy i mają wąskie horyzonty. Często są okrutni. Zawsze pochopni. W ojczyźnie są Francuzami, za granicą – zawsze zaborcami.
🖇
[…]
naprawdę niepodobna ogarnąć rozumem i mimo wszystko pojąć, co my, Europejczycy, wyczyniamy na świecie!
🖇
Kto rozumie, kto wytłumaczy ten cichy, zaduszony Damaszek? Zajrzyj w puste ulice, w blade oblicza, z każdego gestu tych ludzi przemawiają gniew, nienawiść, rozpacz i pogarda – czego tu szuka, czego od nich chce, dlaczego uszczęśliwia ich swoimi czołgami i samolotami Europa? Co będzie, jeśli te tłumy kiedyś się poruszą i nas, Europejczyków, jednym gestem cisną z powrotem do naszej ojczyzny, razem z naszymi czołgami i umowami, i przegonią nas ze świata, stamtąd, gdzie zachowywaliśmy się zachłannie, chciwie, podle i okrutnie i gdzie przegraliśmy, lekkomyślnie utraciliśmy ich szacunek?
🖇
Ileż kłopotów mają wszędzie ludzie, ileż kłopotów – i wszyscy za czymś tęsknią, już tylko jeden Bóg się w tym rozezna.
🖇
Człowiek z Zachodu – który ze swoją modlitwą, o ile jeszcze potrafi ją odmówić, oddala się tam, dokąd inni nie sięgają wzrokiem – niespokojnie zatrzymuje się przed klęczącym wiernym ze Wschodu. Modlący się człowiek ma coś, bez czego człowiek Zachodu zaczyna się obchodzić: człowiek Wschodu ma bezwarunkową wiarę. Człowiek Zachodu ma rozpoznania i wątpliwości. Człowiek Wschodu ma Boga. Człowiek Zachodu, który swych bogów otrzymał z Azji, najczęściej i najwyżej ma tylko wyznanie.
🖇
Bo ta wielka pasja pompuje kapilarami w świat ludzką wolę, to ona goni ludzi aż na sam biegun północny albo w pięćdziesięciostopniowym skwarze szuka przez osiemnaście lat jakiejś mumii, za której sprawą świat nie będzie wprawdzie szczęśliwszy, jednakże powszechna aktywność ludzkiego ducha jakby się wówczas pogłębia o jeden takt.
Sándor Márai, Śladami Bogów,
przeł. Irena Makarewicz,
Czytelnik, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
Nie ma niczego piękniejszego niż nocą poprzypatrywać się przed Stambułem statkom, gdy rozlokowują się w porcie – temu, jak takie ociężałe zwierzę ostrożnymi ruchami znajduje sobie miejsce, jak dwoma długimi linami przywiązuje się je do brzegu, niczym słonia za pomocą nitki, jak zaczyna jeść węgiel, który noszą chudzi i nadzy ludzie, bez przerwy, w jakimś smutnym tempie, przez drzwi obrotowe do wnętrza statku, dniem i nocą, bez odpoczynku, jakby do gardzieli pewnego tajemniczego bożka nosili przedmioty ofiarne… Lubiłem patrzeć na te statki nocą, przed Stambułem, w tym ich zamkniętym, posapującym życiu, jak mrugają do siebie maleńkimi światełkami, syte, tłuste, tajemnicze. Ludzie morza nigdy nie mówią o statku inaczej niż jak o swego rodzaju żywej istocie, która cechuje się samodzielnym i organicznym życiem, nie należy do państw ani zakonów, a jeśli kiedyś przyjdzie mu ochota, to podniesie kotwicę i ruszy przez wodę, i być może nigdy więcej się nie odnajdzie, jeśli nie będzie chciał…
🖇
Każdy statek to zamknięty świat, społeczeństwo w soczewce, z kastami, warstwami, klasami, z panującym i niewolnikami, z odrębnym kodeksem. Jest tutaj wszystko – w mniejszej skali – co na brzegu oddziela od siebie ludzi.
🖇
Bóg jeden wie, jak bardzo inaczej dzieje się wszystko w życiu, inaczej, niż człowiek sobie wyobraża […].
🖇
Wielkie statki szybko się starzeją, takie żyją dwadzieścia, trzydzieści lat. Podróżowałem statkiem, który odbył jeden z ostatnich rejsów, służył trzydzieści pięć lat, a jego załoga stale o tym rozmawiała, tyle że niemal szeptem, żeby tylko statek tego nie usłyszał: co z nim będzie i czy naprawdę już zgrzybiał, czy nie można by mu jeszcze pomóc, może jakąś operacją, gdyby tak wymienić silnik… Szesnaście dni podróżowałem tym cierpiącym na ostateczne wycieńczenie statkiem, a kiedy musiałem zejść z niego na ląd, zaraziło mnie współczucie, żegnałem się jak ze śmiertelnie chorym przyjacielem, którego nigdy więcej nie ujrzę.
(tamże)