Bez tego chłopca nie byłoby tu ponad pół setki wpisów — póki co, bo ostatnie słowo, mam nadzieję, nie zostało powiedziane. To od Niego się zaczęło, by zaraz potem wraz z Zefirem lobbował za spotkaniem Drzewka z Ich Kudłatą Mamą.
Dziś dowiedziałam się, że w życiu prywatnym był z hiszpańska lwem (Leo). Tu, w życiu publicznym, wiódł międzyplanetarne życie. Dbał o to, by świat nie zszedł na psy. Mam nadzieję, że wciąż będzie dbał. Zieloność Jego oczu nie zgodziła się na czarno-białe piksele.
Leo Mars
(2012–2024)
fot. Saxifraga.
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi Go brak, tu będzie żył nadal.
Dopiero wczoraj dotarło do mnie, w jak wielu miejscach tu jest. Bardzo mnie to poruszyło.
UsuńGapiłam się w to Marsowe zdjęcie… gapiłam się dostatecznie długo, by zobaczyć i docenić ucięte uszy i ucięte lewe wibrysy… robią robotę: prawe wibrysy nabierają mocy, ucięte przepięknie przesuwa środek ciężkości. Zachwyciło mnie, jak wiele ucięte dało reszcie. Przeprzeprzepiękny jest ten portret. Dziękuję, że podzieliłaś się nim ze mną. :))))
Usuń