wpis przeniesiony 5.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
W piątek poszedł do pracy. W piątek zaraz po pracy poszedł na zapowiadaną od kilku dni, firmową, przymusową imprezę w męskim gronie, czyli przemieścił się z pracy do pracy. Dwudziesta druga zero pięć przekręcił klucz w zamku i… nikt go nie witał! A powinny babulce.
Przyszedł o własnych siłach. Był w kontakcie werbalnym. Jego rzeczywistość w spójny sposób łączyła się z naszą. Nie bełkotał. Nie rzygał. Krótko mówiąc wrócił w wersji Nie-Mężczyzna deluxe — biorąc pod uwagę stare, odchodzące na szczęście do lamusa wzory męskości. I co? Medal mu się należał a przynajmniej uwaga.
Tylko ja z czeluści Przytuliska krzyknęłam radośnie, że fajnie, że już jest. Heniutka, jak nie labek, nie była łaskawa podzielać mego nastroju. Wykazała się absolutną ignorancją. Wołał. Na chrupka próbował uwagę psią uchwycić. Nic. Kudłata zasady ma. I charakter też. Z mężczyznami nasiąkniętymi procentami nie gada i nie zbliża się do nich. Nawet jeśli jest to najukochańszy facet świata.
W sobotę rano Sadownik zastanawiał się, czy już może usiąść za kółko. Sądząc po zachowaniu Piesiury, które wróciło do normy, ustaliliśmy, że tak. W ten sposób staliśmy się posiadaczami domowego alkomatu, co prawda niehomologowanego ale jednak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz