wpis przeniesiony 9.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Układ nerwowy. Mózg i rdzeń kręgowy — myślałam do wczoraj niczym magazynier podczas remanentu. Mózg, sztuk jeden. Rdzeń kręgowy, sztuk jeden. Mózg — myślałam niczym geolog — warstwy ma. Od prymitywnej, lecz ratującej życie: „zabij lub uciekaj” po koronkową precyzję kory mózgowej, która pozwala filozoficznie zapytać: „po co zabijać, po co uciekać?”. Rdzeń kręgowy — ważne by nie był przerwany. I tyle.
Brzuszek boli? Pan doktor dotknie, przyciśnie delikatnie, ale ze znawstwem i z grubsza już wie. Kaszel męczy okrutny? Pan doktor stetoskop przystawi, jego zimnem serce zatrzyma na chwilę i spokojnie wysłucha narzekań płuc i oskrzeli na pacjenta, co je przyniósł na własnych nogach do gabinetu. A układ nerwowy?
Układ nerwowy. Nie można go wyłożyć na stół. Nie wpycha się nachalnie w ręce specjalisty. Jest niczym król w czapce niewidce. Trzeba go wytropić, subtelnie, delikatnie w kontakt z nim wejść. Niemy, dużo gada tylko w ruchu. Setki drobnych ruchów sygnały wczoraj słało Nadzwyczajnemu Doktorowi. Zegnij, oporuj, wyprostuj, ręce wyciągnij, zamknij oczy i drobny ruch wykonaj, przytrzymaj, chwyć, krok wykonaj, wyszczerz się. Oniemiałam na długie godziny post factum. Dotarło do mnie, że albo przegapiłam odpowiednią lekcję w szkole, albo nie do końca zrozumiałam wagę wykładanego mi dawno temu materiału. Mózg. Rdzeń. No tak, ale bogactwo komórek nerwowych dopiero wczoraj empirycznie dało znać o swoim istnieniu. Mam je wszędzie! Pozwalają doświadczać życia, miłości, ludzi i świata.
Pozostałam w nadzwyczajnym zadziwieniu i zachwycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz