wpis przeniesiony 9.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Dwa dni temu wieczorową porą, gdy przychodnia szykuje się powoli do nocnego odpoczynku, siedziałam jako ostatnia w poczekalni do rodzinnego. Lekarze z innych gabinetów, innych specjalności przekręcali klucze, przechodzili koło mnie, znikali za tymi samymi drzwiami, by po kilku minutach przejść znów obok mnie w przeciwnym kierunku już bez kitla a w kurteczce. Wymięte dniem twarze mieli. Pierwszy przeszedł. Druga przeszła. Ale trzecia idąc po kurtkę poruszyła mnie.
Dotarło do mnie, że nie tylko my pacjenci jesteśmy oszukiwani przez system ubezpieczeń zdrowotnych. Po raz pierwszy dostrzegłam, że lekarze są równie mocno robieni w trąbę. Zobaczyłam kobietę, która marzyła o tym, by pomagać ludziom; która uczyła się naście lat nie po to, by teraz lawirować między systemowymi nakazami. Nie o tym były jej marzenia. Nie o tym marzyło jej serce. Nie chciała zostać żołnierzem w wojnie z systemem czy pacjentem. Nie tak miało być. Odkryłam niewyczerpalne miejsce szacunku do drugiego człowieka, jego rzeczywistości, marzeń i pragnień. Życzyłam tej pani dobrego wieczoru, gdy już wróci do domu...
*
Z uporem maniaka pozostaję w miejscu bezgranicznego szacunku do drugiego człowieka. Dobrze mi w nim. Wychodząc dziś wieczorem z autobusu życzyłam panu kierowcy dobrej nocy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz