W dniu publikacji polskiego przekładu nie patrzyłam na nic, ibukosknera zaciskał oczy, by nie widzieć, a ja klik, klik i na czytniku miałam. Jednak najpierw chciałam skończyć książki: Profesora i ulubionego psychiatry. Po drodze należnej atencji zażądał
mózg, a
włoska książeczka wiedziała, że ma fory wobec każdego polskiego drukowanego słowa.
Trwało więc, gdy w końcu ta książka uzyskała status teraz ja. Zaczęłam przed wojną, skończyłam w pierwszy wojenny weekend, nim słowa straciły dla mnie sens.
Wracam do niej, by wydłubać perełki. Uwielbiam książki tego Autora. Publikacji tej książki towarzyszyło tylko jedno malutkie rozczarowanie — to jest osobna powieść, a nie trzeci tom hokejowej opowieści. Absurd goni absurd w każdym rozdziale, ale tylko w ten sposób można dotknąć trudnych tematów i się nie rozpaść. Gdy wracam do tej książki, nie mogę się nadziwić, do jak innego, nieistniejącego już świata należy i ona, i jej czytanie. To książka z dobrego świata, którego już nie ma, który będziemy — mam nadzieję szybko — odbudowywać.
Prawda? Prawda o tym wszystkim? Prawda jest taka, że była to historia o wielu różnych sprawach, przede wszystkim o idiotach. Bo my, my także, robimy wszystko, co w naszej mocy. Staramy się podołać dorosłości, kochać się nawzajem i pojąć, jak, do jasnej ciasnej, podłącza się kabel USB. Szukamy czegoś, czego moglibyśmy się trzymać, o co moglibyśmy walczyć i na co moglibyśmy czekać. Robimy, co w naszej mocy, żeby nauczyć dzieci pływać. To nas łączy; mimo że w większości pozostajemy sobie obcy, nigdy nie wiemy, co sobie wzajemnie robimy, jak twoje życie wpływa na moje.
*
Ale jest to też historia o miłości. A nawet kilka historii o miłości.
*
Bo kiedy jest się dzieckiem, pragnie się dorosnąć i samemu o wszystkim decydować, ale kiedy już się dorośnie, rozumie się, że to najgorsze zadanie.
*
Dzieci nam ufają, to przytłaczająca odpowiedzialność, jeszcze się nie zorientowały, że tak naprawdę nie wiemy, co robimy. Ten mężczyzna postępował więc tak jak my wszyscy: udawał, że wie.
*
Nie da się nosić poczucia winy, wstydu i tego niepojętego milczenia na własną rękę, nie powinno się też być do tego zmuszonym
[…].
*
Prawda? Nie istnieje. Wszystko, co odkryliśmy na temat granic wszechświata, to to, że wszechświat ich nie ma, a jedyne, co wiemy o Bogu, to to, że nic nie wiemy. Więc będąca pastorką matka żądała od swojej rodziny tylko jednej prostej rzeczy: żeby dawali z siebie wszystko. Posadźcie dziś jabłonkę, nawet jeśli wiecie, że jutro skończy się świat.
Ratujcie tych, których możecie.
*
Czasami nie potrzebujemy dystansu, tylko bariery.
*
Nauczyłam się, że mówienie pomaga. Niestety, myślę, że większość ludzi wciąż będzie wykazywać więcej sympatii dla kolegów i przełożonych, jeśli ci, wyglądając pewnego ranka na wczorajszych, oświadczą raczej: „Mam kaca” niż: „Przeszywa mnie lęk”. Ale myślę też, że codziennie na ulicy spotykamy ludzi, którzy czują to samo, co pani i ja, wielu z nich tylko nie wie, co to.
*
Najtrudniejsza w śmierci jest gramatyka, czasy, to, że ona już się nie zdenerwuje, gdy zobaczy, że kupili nową sofę, nie pytając jej o zdanie. Że nie przyjdzie. Że nie jedzie już do domu. Była.
*
„Miałem rację!”, wiwatował zawsze pod koniec, po czym Jack syczał: „Nie ma się racji, jeśli obstawia się WSZYSTKO!”. A ona? Tylko się śmiała. Ależ tego brakowało Jimowi. Wszystko jedno, czy z niego, czy z nim, brakowało mu po prosto jej śmiechu.
*
Rynek mieszkaniowy znów się załamie. Może nie jutro, ale znowu runie. Wiemy to. Mimo to pożyczamy pieniądze. Kiedy ludzie tracą wszystko, mówimy, że sami są za siebie odpowiedzialni, że takie są reguły gry, że to ich wina, że byli tak chciwi. Ale to nieprawda. Większość nie jest chciwa, […] większość po prostu szuka czegoś, czego mogłaby się trzymać. Chcą gdzieś mieszkać, wychowywać dzieci, żyć swoim życiem.
*
Nie umieją o tym rozmawiać, bo nigdy nie nauczyli się operować słowami.
*
[…]
lubi arkusze kalkulacyjne i obliczenia prognostyczne, bo wierzy w porządek. Ale chciała mu też powiedzieć, że system ekonomiczny, któremu poświęciła swoje życie, stał się teraz głównym problemem tego świata, bo zbyt mocno go rozbudowaliśmy. Zapomnieliśmy, jacy jesteśmy chciwi, ale przede wszystkim zapomnieliśmy, jak jesteśmy słabi. Teraz to nas miażdży.
*
[…]
pewien mężczyzna pracujący w kasynie powiedział kiedyś, że przegrana jeszcze nikogo nie zrujnowała, do ruiny doprowadzają ludzi próby odzyskania pieniędzy.
*
– Nie. Ja też lubię książki.
– Widać to po tobie, poważnie! To, że rozumiesz, że ludzie czasem potrzebują baśni, nie tylko historii!
[…] Wszyscy interesujący ludzie zrobili kiedyś coś naprawdę głupiego!
*
Roger nadal wyglądał na wściekłego, ale musiało go to zakłuć, bo w gniewie powstało małe pęknięcie, przez które powoli zaczęło schodzić z niego powietrze.
*
Jak się pani czuje, kiedy to się dzieje? Jak się pani czuje, kiedy o tym mówi? Jak się pani czuje, kiedy próbuje pani poczuć, jak się pani czuje? Czuje pani, że coś pani czuje? W końcu Zara poczuła.
*
Nikomu nie musisz nic udowadniać. Dajesz radę.
*
Jego mama zawsze powtarzała, że policjanci to chłopcy, którzy nie dorobili się nowych marzeń. Wszyscy chłopcy słyszą to pytanie: „Kim chcesz zostać, gdy będziesz duży?”, i na pewnym etapie niemal każdy z nich odpowiada: „Policjantem!”, ale większość dorasta i przychodzą im do głowy lepsze pomysły.
*
Kiedy ludzie są razem bardzo długo, małe rzeczy naprawdę mają znaczenie. W długim małżeństwie nie potrzeba słów, żeby się kłócić, ale też ich nie potrzeba, żeby powiedzieć „kocham cię”. Kiedy niedawno byli w Ikei i jedli lunch w restauracji, Roger zasugerował, żeby wzięli sobie po kawałeczku ciasta. Bo wiedział, że to ważny dzień dla Anny-Leny i że zależy jej na tym, żeby był on również ważny dla niego. Tak właśnie wyrażał swoją miłość.
*
Niekiedy zmusza nas to do robienia rzeczy, które z perspektywy czasu wydają się nam niepojęte, mimo że wtedy jawiły nam się jako jedyne wyjście.
Fredrik Backman, Niespokojni ludzie,
przeł. Agata Teperek,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Mówi się, że osobowość człowieka jest sumą jego doświadczeń. To nieprawda, nie do końca, bo gdyby wszystkim, co nas definiuje, była przeszłość, nie wytrzymalibyśmy sami ze sobą. Wmawiamy sobie, że jesteśmy czymś więcej niż popełnionymi błędami. Że jesteśmy też swoimi przyszłymi wyborami, wszystkimi jutrzejszymi dniami.
*
Niewiedza to dobry początek.
*
– Jest taki dowcip, który bardzo podobał się mojej żonie. Jak zjeść słonia?
– Nie wiem.
– Po kawałku.
*
[…] popodkreślała kilka zdań, nie zna piękniejszych.
Nic nie może ci się przydarzyć
Nie co ja mówię
Wszystko musi ci się przydarzyć
I musi być cudowne
*
– Statek w porcie jest bezpieczny, skarbie, ale nie po to go zbudowano.
*
Mamy do czynienia ze skomplikowaną, nieprawdopodobną historią. Może wynika to z tego, że historie rzadko opowiadają o tym, o czym nam się wydaje, że opowiadają.
(tamże)