środa, marca 30, 2022

4576. 89/365  //  Panna cotta (XXXIII)

często
bezbronna
i bezsilna
jestem wobec,
z uwagi na lub
całkiem bez
przyczyny. zwykle
zapominam
o swo­jej
delikatności
i kruchości.

gdy życie mi przypomni, świadomość bycia deli­kat­ną i kru­chą zawsze daje mi siłę, by ustać swoją bezsilność, a po­tem ruszyć dalej swoją drogą.

89/365

spesso. di solito. sempre.
[często. zwykle. zawsze.]

[suplement pikselowy: 2.06.2022]

wtorek, marca 29, 2022

4575. Gdzie mieszka strach?

Już wiem. Czas opróżnić filiżankę, bo chodzę z tym odkryciem od ponad tygodnia.

Pamiętam paraliżujący mnie strach, że mogłabym zachorować na sm. Był to strach wy­ni­ka­ją­cy z wy­o­bra­że­nia, czym jest ta choroba. Uprzejmie melduję, nieważne jak wiel­ką wy­o­braź­nią dys­po­nu­je­my, to wyobrażenie jest niczym w porównaniu z do­świad­cza­niem tej choroby. Naprawdę.

Gdzie mieszka strach? Strach mości sobie posłanko, z którego będzie tobą dyry­go­wać, wyłącznie w przeszłości lub przy­szło­ści. Nigdy, przenigdy strach nie do­ty­czy chwili obecnej, choć potrafi nam ją sku­tecz­nie obrzydzić.

To ważne, by wiedzieć, czego się boisz, ale weź głęboki wdech i sprawdź. Jak się spokojnie przyjrzysz, okaże się, że strach co najwyżej udaje, że dotyczy „tu i teraz”. Zobacz to, odetchnij i… rób swoje! Bo jedyne co mamy to tu i teraz, do którego strach nie ma dostępu, choć stara się bardzo. Dziś jest naprawdę piękny dzień!

poniedziałek, marca 28, 2022

4574. Panna cotta (XXXII)

Sadownik & Jabłoń:
(nie pałają tym samym uczuciem
do języka włoskiego
)

Jabłoń & Sadownik:
(pałają do cyrylicy uczuciem intensywnym,
ale o przeciwnym zwrocie
)

Jabłoń:
(przy porannej kawie złamała umowę
nieepatowania zachwytem „posiądniętych”
na zawsze fraz i szczebiocze
)
Vado d’accordo con te*.
Sono molto legato a te**.

Sadownik:
(politycznie poprawną frazą odpowiedział)
иди на хуй!

Jabłoń:
(ryknęła*** śmiechem, a potem
połechtała ciekawość Sadownika
)
Ale to, co powiedziałam, było miłe!

___________
    * dogaduję się z Tobą.
  ** jestem z Tobą bardzo związana. // czyż to nie piękne, że po allegro ma not troppo, kolejny muzyczny termin legato daje radę z akordami codzienności?
*** nie gorszy się wcale, bo dzień wcześniej w ulu, dzięki fil­mo­wi Bo we mnie jest seks, do zbio­ru słów artystycznych ze zbio­ru słów wulgarnych prze­ma­sze­ro­wa­ło z przy­tu­pem i pod­nie­sio­ną głową słowo kurwa!

alternatywny tytuł wpisu:
4574. Rozmówki włosko-ukraińskie

Tesoro mio!
[Skarbie mój!]

sobota, marca 26, 2022

4573. Z oazy (VIII)  //  Panna cotta (XXXI)

Wobec wojny i szaleństw kursów walut kaganiec — jedna kolorowa książka na mie­siąc — do odwołania. Miałam nawet w tym miesiącu odpuścić, ale… jak zo­ba­czy­łam ten tytuł i tę kreskę, odpuścić nie umiałam. Klik, klik i… czekania odrobina na osi czasu.

Jakiś czas temu dziobałam: gruby, chudy, mięśniak, łysy w okularach niebieskooki blondyn. Po co mi szerokie/wąskie ramiona? Dla sportu?

Otwieram tę książkę, pierwsze dwie strony czytam bez zająknięcia z zachwytem, a w za­sa­dzie pochłaniam, bo to przepiękna ilustracja. Czytam niczym modlitwę o wspa­nia­ły czas, że mam na imię… jestem wilkiem… urodziłem się… i? bingo! w lesie, który widzicie za moimi ple­ca­mi. No więc, nie dla sportu się uczyłam, tylko dla radości spotykania znajomych słów, które przynoszą zachwyt zrozumienia.

Na tapecie przyimki przestrzenne… dziesięć różnych, że piękne, że ciut kłopotliwe niektóre, ale wszystkie bardzo potrzebne. Uprzejmie proszę we wszystkich językach, które zna­cie, powiedzieć pięknemu kotku, gdzie on jest?


[dostęp: 26.03.2022], źródło.

Na tapecie przyimki przestrzenne… I radość z książki ogromna po napotkaniu każ­dego z nich. Każdy precyzyjnie łączy na dobre i złe we względną za­leżność dwa sło­wa, dwa byty, dwie osoby. Choć liczba możliwych kombinacji skromna, w arkuszach kalku­la­cyj­nych ten sam rodzaj radości ge­ne­ru­je pośrednie adresowanie komórek — każdy ma tyle przyimków, na ile pozwala mu wyobraźnia!

A opowieść? Najważniejsze elementy bajek o Czerwonym Kapturku i Śnieżce w koń­cu spotkały się nie na jednej półce, ale w jednej opowieści. A wilk? Okrutnie roz­pa­cza, przypominając tęskniącego bardzo psa, łamie ludzkie serce. Czasowniki ululać i świe­żut­ko spotkane ululare — tak pięknie do siebie podobne — postanowiły w dwóch ję­zy­kach, na dwóch końcach Europy opisywać zupełnie inne ludzkie doświadczenia.


una meravigliosa creatura vestita di rosso.
[wspaniała istota w czerwieni.]

Bambine? Non avevo mai visto animali di quella specie.
[Dziewczynki? Nigdy nie widziałem tego gatunku zwierząt.]

*


[Płakałem / płakałem / i płakałem.]

Fabian Negrin, In bocca al lupo,
Orecchio Acerbo, Roma 2005.
(wyróżnienie własne)

*

*

przyimki kocham… sowy też,
więc muszę je tu mieć.

[dostęp: 4.04.2024], źródło.

środa, marca 23, 2022

4572. Wrócona ze Szwajcarii

Szwajcaria — hasło wywoławcze, zwięzły opis samo­po­czu­cia, przy­twier­dzo­ne­go do życia, którego nie chce się już żyć i które chętnie zawio­zło­by się do Szwaj­ca­rii w ce­lu poddania go eutanazji.

Jabłoń:
(z powodu nowego, nieatrakcyjnego bólu
w poniedziałek i we wtorek na pytanie: jak się ma?
odpowiadała: „Szwajcaria” i wszystko było jasne,
i nie było szans na rehabilitacyjne szaleństwa
)

Pati:
(dziś)
Na kolana i idziesz!

Jabłoń:
Jak to? Mówiłaś, że to
w przyszłym tygodniu!

Pati:
Kłamałam!

Pati & Jabłoń:
(obie ryknęły śmiechem)

Pati:
Myślałam, że będziesz w Szwajcarii do czwartku.
(a Drzewko wróciło dziś w nocy,
półtora dnia wcześniej
)

4571. Nieczekariat (III)  //  Zielnik (XXXV)

Drzewko zachwycone, że wiosna, że bazie… Saxifraga na to: to nie bazie, to kwiaty! Przyjrzałam się. Kwiaty! Zielnik wraca…


fot. Saxifraga, fragment.

Profesora Saxifraga:
Wierzba iwa
/kwiatostan/

4570. Nieczekariat (II)

Zamiast trzech zdań, trzy strofy. W oryginale jest przyzwoicie — każdy wers zaczyna się wielką literą. Próbowałam, nie mogę, potrzebuję małych liter. Poprosiłam Autorkę o zgodę na samowolkę. Otrzy­ma­łam. Mam to cudo u siebie. Dzięki Bogu? Dzięki fantastycznie rudej Bogini.

a miał być
zawsze i wszędzie
straszono mnie przecież
potępieniem i piekłem

wciąż nie wiem
jest
czy już Go nie ma

zamyśliłam się dzisiaj
mijając człowieka
który spojrzał na mnie
oczami Boga
Ojca
// Mama Malinki

4569. Z oazy (VII)

Długo polowałam. Jeszcze dłużej czekała na mnie na wirtu­al­nym stosiku. Pro­por­cjonalnie do czekania roz­cza­ro­wała. Ta książka jest niczym spotkanie autorskie — można pójść i stra­cić trochę czasu. Straciłam, bo gen Orzeszka się odezwał. Za­czę­łam, skoń­czy­łam, amen. Wydłubałam conieco, by mieć.

Książka ta nie ma nic wspólnego z filozofią Ludwiga Wittgensteina, jedynie przybliża pogląd autora na fakty o jego życiu, miłości i śmierci.

*

Jak wiadomo, w erze przedinternetowej ten, kto czegoś nie wiedział, musiał zajrzeć do słownika.

*

Zdaniem pozytywistów tym milczeniem nic istotnego nie przemilczymy; ważne jest tylko to, o czym można mówić. Jednak dla Wittgensteina to, o czym trzeba milczeć, jest najważniejsze w życiu człowieka.

*

[…]  w zwyczajnym życiu metody statystyczne niestety ograniczają się do stwierdzeń typu: prawdopodobieństwo, że zawiasy w drzwiach domu będą skrzypieć, jest wprost proporcjonalne do tego, jak późno wrócisz do domu. Albo: jest naukowo niemożliwe, żeby padało, skoro zabraliśmy parasol.

*

Wiadomo, że jeśli jakiś przymiotnik lub przysłówek zaczyna się od przed­rostka „naj”, językoznawcy nazywają takie słowo superlatywem. Wiadomo również, że jeśli do słowa „bogaty” dołożymy pewną końcówkę, powstanie słowo „bogatszy”, ze słowa „wielki” powstanie słowo „większy” – języ­ko­znaw­cy nazywają to komparatywem. Wiemy również, że różne skrótowe i tyleż mylne psychologizujące teorie ekonomiczne próbują nam wmówić, że motywacją postępowania człowieka jest często zazdrość o to, że jeden jest bogatszy od drugiego, że jeden czy drugi majątek jest większy.

*

Zanim człowiek się czegoś nauczy, zwykle błądzi. Nawet ci najlepsi spośród nas niekiedy dopuszczą się wielu błędów.

*

Matematyka mówi jasno: zero i nieskończoność to dwie strony tej samej monety. […]  Nieskończona mądrość filozofa nie istnieje. Nieskończona jest wyłącznie miłość.

*

[…]  już nie wystarczy umieć dobrze grać w grę, bowiem ciągle od nowa zadawane jest pytanie: czy należy w ogóle grać w tę grę? Która gra jest tą właściwą?

*

[…]  wymachiwał czerwoną flagą i wrzesz­czał: „Niech żyje menstruacja!”. Przewodniczący był trochę bardziej podchmielony, ale zaczął wrzeszczeć: „Zwariowałeś? Chyba niech żyje re­wo­lucja, nie?”. Franta odpowiedział: „Jest mi wszystko jedno, naj­waż­niej­sze, że leje się krew”.

*

[…]  potrzeba opowieści jest niekiedy silniejsza od moż­li­wo­ści podzielenia się tym, co niewypowiadalne.

*

Trudno odszyfrować runy, które opisują Pański adres na pocztówce. […]  Miejmy nadzieję, że będzie dobrze i będziemy mogli kontynuować naszą wymianę myśli.

*

Żadna kwota nie jest wystarczająca, by zabezpieczyć rzecz lub los kogoś, kogo się lubiło najbardziej w życiu.

Ladislav Čumba, Wittgenstein: wiadomo, że…,
przeł. Anna Wanik, Iskry, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Istnieje perwersyjne wyobrażenie, że w ostatniej go­dzi­nie przed śmiercią dzieje się z człowiekiem coś bardzo ważnego, a człowiek ze świadomością zbli­ża­ją­ce­go się końca w jednym zdaniu przekaże ludzkości wynik swo­ich życiowych przemyśleń i zmagań.

*

[…]  Wittgenstein lubił gwizdać. Wia­do­mo rów­nież, że po­tra­fił wy­gwiz­dy­wać ca­łe zda­nia z sym­fo­nii, na­wet na wie­le gło­sów. Zna­na jest rów­nież in­na je­go ce­cha: kie­dy ktoś gwi­zdał, ale gwi­zdał nie­do­kład­nie, al­bo wręcz fał­szo­wał, za­trzy­my­wał je­go gwi­zda­nie i po­ka­zy­wał mu, jak ma być poprawnie. […]  ulu­bio­ną pio­sen­ką Lud­wi­ga do gwizdania były Wariacje na temat Haydna Brahmsa.


// dyrygent: Gustavo Dudamel.

(tamże)

niedziela, marca 20, 2022

4568. Z oazy (VI)

Gdy kończyłam tamtą książkę Autorki, zrobiłam klik, klik i tą metodą dowiedziałam się, że w końcu, nareszcie, po latach od publikacji oryginału, ukaże się książka, któ­rej bardzo kibicowałam polskiego przekładu. Wtedy klik, klik, o rany! Będzie trzeba dwa miesiące poczekać. Do marca! Jak to zrobić? Odpowiedź przyniósł covid i to, co przyszło po nim. Nie było czekania, była intensywna i udana próba przetrwania. Ani się nie obejrzałam i książka zaczęła czekać na mnie. Doczekała się.

O czym jest? Dla mnie to pozycja książkowa o dotykaniu ludzkiej skończoności. O do­ty­kaniu na wiele różnych, ostatecznych sposobów. Z pierwszej ręki i nie raz, i nie dwa.

Tylko z jednym zgodzić się z Didion nie mogę. Przywilej to nie osąd, opinia, oskar­że­nie, lecz fakt — It is only a fact, Mrs. Didion, just a fact. Przywileje można mieć, można je stracić, można je zdobyć. Realne nieszczęścia, poza śmiercią, nigdy — to ważne, by o tym pamiętać — nie kasują wszystkich naszych przywilejów.

Utraty nawet naj­mniej­sze­go z przywilejów nie da się przegapić, ale na posiadane przywileje często jesteśmy ślepi. Szybki przykład. Urodziłam się w rodzinie, która obdarowała mnie kapitałem kulturowym, ale gdy to robiła, nikt nie posługiwał się takim terminem. To obdarowanie było dla mnie „oczywistością” i byłam święcie prze­konana, że inni też tak mają w swoich domach. Jak bardzo jestem uprzy­wi­le­jo­wa­na dotarło do mnie dopiero dwa–trzy lata temu (sic!) — w moim rodzinnym domu był… fortepian, na którym grali wszyscy członkowie rodziny poza mną. Dziś, gdy wracam do tego wspomnienia, dociera do mnie filmowa wręcz absurdalność tego faktu: w zakładowym bloku dla pracowników największego przedsiębiorstwa w mie­ście, w jednym z mieszkań, w jego dużym pokoju stoi… fortepian. Dla mnie wtedy to była „oczywistość”. Nie zauważałam zdziwienia w oczach odwiedzających mnie ko­le­ża­nek ze szkoły. Wracam do tego wspomnienia i nie mogę uwierzyć w nie­któ­re fakty z własnego życia. Jak mogłam być tak ślepa? Widocznie mogłam, skoro byłam. Pierwsze przebudzenie? Gdy miałam dwadzieścia jeden lat na chwilę tra­fi­łam do domu, w którym nie było, poza Biblią, ani jednej książki — wtedy nie mo­głam uwie­rzyć, że takie domy istnieją. Istniały i nie były wyjątkiem — już to wiem.

Przykład był. Wniosek jest następujący: każda „oczywistość” w Twoim, moim, na­szym życiu to przywilej. Każdy w swoim życiu ma przynajmniej jeden „fortepian”, a nawet pięć i to koncertowych!

Nie będę też udawać, że miała „zwykłe” dzieciństwo, chociaż wciąż nie jestem pewna, kto właściwie ma.
     „Przywilej” to coś innego.
     „Przywilej” to osąd.
     „Przywilej” to opinia.
     „Przywilej” to oskarżenie.
     „Przywilej” pozostaje obszarem, do którego – jeśli pomyślę o tym, co przeżyła, jeśli wezmę pod uwagę, co było później – nie przyznam się łatwo.

*

Życzyliśmy im szczęścia, życzyliśmy im zdrowia, życzyliśmy im miłości, powo­dze­nia i pięknych dzieci. W tamten weselny dzień, 26 lipca 2003 roku, nie widzieliśmy powodu, by takie zwyczajne błogosławieństwa ich nie spotkały.
     Zwróć uwagę: wciąż uważaliśmy szczęście, zdrowie, miłość, powodzenie i piękne dzieci za „zwyczajne błogosławieństwa”.

*

Czy przez całe jej życie utrzymywałam między nami jakąś barierę?
     Czy wolałam nie słyszeć, co właściwie mówi?
     Czy się tego bałam?

*

„Rekonwalescencja” Quintany.
     Nie miałyśmy wtedy pojęcia, jak rzadko rekonwalescencja kończy się sukcesem.
     Żadnego pojęcia, że „rekonwalescencja”, podobnie jak „adopcja”, pozo­sta­je jedną z tych koncepcji, które wydają się bardziej prawdopodobne, niż okazują się w rzeczywistości.

*

„Macie swoje cudowne wspomnienia” – mówili później ludzie, jakby wspo­mnie­nia stanowiły pociechę. Nie stanowią. Wspo­mnie­nia z definicji dotyczą przeszłości, rzeczy minionych.

*

Czy kiedykolwiek miałeś taki moment, kiedy wszystko w twoim życiu po prostu się zatrzymało? […]  Szybko, ale jednocześnie tak jakby w zwolnionym tempie? Jakby wszystkie twoje zmysły się wyłączały? Jakbyś oglądał sam siebie z boku?

*

Kiedy tracimy to poczucie możliwości, tracimy je szybko.
     Pewnego dnia zajmuje nas ubieranie się odpowiednio, śledzenie wiado­mo­ści, bycie na bieżąco, radzenie sobie, wszystko, co możemy nazwać pozo­sta­wa­niem przy życiu; następnego dnia już nie.

*

     Wiem, czym jest to, czego teraz doświadczam.
     Wiem, czym jest ta kruchość, wiem, czym jest ten lęk.
     Ten lęk nie dotyczy tego, co stracone.
     To, co stracone, jest już w ścianie.
     […] 
     Ten lęk dotyczy tego, co jeszcze jest do stracenia.

*

Zły stan zdrowia, co jest innym sposobem opisania kosztów, jakie może pociągnąć za sobą zachowanie impetu, dopada nas w chwilach, gdy nie potrafimy wyobrazić sobie żadnego powodu, by się go spodziewać.

*

Coś, co zmieniło mój ogląd własnych możliwości, zawęziło, że tak powiem, horyzonty.

*

Zachowuję wiarę (inne określenie impetu), że moje własne objawy, które wciąż wracają w nieco odmiennych wcieleniach i jak dotąd trwają już bliżej czterech lat niż trzech miesięcy, złagodnieją, osłabną, czy nawet znikną.
     Robię, co mogę, by ułatwić im to zniknięcie, przestrzegam zaleceń.

*

W sumie moja fizyczna pewność siebie przechodzi chyba w nowy odpływ.

*

Nowy neurolog ma odpowiedzi: wszyscy nowi neurologowie mają odpo­wie­dzi, zwykle życzeniowe. Nowi neurologowie [jak za nimi nie przepadam, napisałabym jednak neurolodzy — przyp. własny], pozostają ostatnimi praw­dzi­wy­mi wyznawcami mocy życzeniowego myślenia. Odpowiedzi podawane przez tego konkretnego nowego neurologa każą mi przybrać na wadze i poświęcać minimum trzy godziny tygodniowo na fizjoterapię.
     Już ten katechizm przerabiałam.

*

[…]  rozumiemy się nawzajem, co w tym przypadku oznacza, że potrafimy zmienić temat.

*

Kiedy słyszymy to pytanie, zawsze rozpadamy się na kawałeczki pod wpły­wem jego niewinności, niejako zawstydzone przez czystą, przypominającą dzwon intonację, z jaką zostało zadane. Zawstydza nas, co następuje: odpo­wiedź, której udzielamy, nigdy nie jest niewinna. Odpowiedź, którą po­da­je­my, jest niejasna, wymijająca, nawet kryje się w niej poczucie winy. W tej chwili, odpowiadając na to pytanie, zaczynam wątpić w swoją własną do­kład­ność, sprawdzam raz jeszcze coraz bardziej skomplikowaną dla mnie arytmetykę (urodzona 5 grudnia 1934 roku, odjąć 1934 od 2009, zrobić to w pamięci i obserwować, jak wprawia mnie w zakłopotanie wtrącenie cał­ko­wi­cie nieistotnego tysiąclecia), upierając się przed sobą (nikogo innego szczególnie to nie obchodzi), że tu musi być jakiś błąd: jeszcze wczoraj by­łam pięćdziesięciolatką, czterdziestolatką, jeszcze wczoraj mia­łam trzy­dzie­ści jeden lat.

*

Jak mogłam przeoczyć to, co tak wyraźnie było widać?

*

[…]  nowa „diagnoza”. Piszę słowo „diagnoza” w cudzysłowie, ponieważ jeszcze nie widziałam takiego przypadku, w którym „diagnoza” do­pro­wa­dzi­ła­by do „wyleczenia” ani w ogóle do jakiegokolwiek innego wyniku niż potwierdzona, a tym samym narzucona, słabość.
     Kolejny przejaw medycyny jako sztuki niedoskonałej.

Joan Didion, Błękitne noce,
przeł. Jowita Maksymowicz-Hamann,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

[…]  jeśli ktoś cię „wybrał”, to co ci to mówi?
     Czy nie mówi, że byłeś „dostępny”, by zostać „wybrany”?
     Czy w ostatecznym rozrachunku nie mówi, że na świecie są tylko dwie osoby?
     Ta, która cię „wybrała”?
     I ta druga, która tego nie zrobiła?

*

[…]  kiedy mówimy o naszych dzieciach, to co właściwie mówimy? Czy mówimy o tym, co to dla nas oznaczało mieć dzieci? Co oznaczało ich nie mieć? Co oznaczało po­zwo­lić im odejść? Czy mówimy o tajemnicy zobo­wią­za­nia się do ochrony tego, czego nie da się ochronić? O ca­łej tej zagadce bycia rodzicem?

*

Lekarz, z którym od czasu do czasu rozmawiam, su­ge­ru­je, że nieodpowiednio przystosowałam się do sta­rzenia.
     Błąd – mam ochotę powiedzieć.
     W rzeczywistości w ogóle nie przystosowałam się do starzenia.
     W rzeczywistości przeżyłam całe moje życie do tej po­ry, nie wierząc na poważnie, że się zestarzeję.

(tamże)

sobota, marca 19, 2022

4567. Panna cotta (XXX)

Jak zachować od niepamięci szczególne obdarowanie? Od wczoraj z uporem ma­nia­ka czekam na odpowiedź i wiem, że grymasząc sobie samej, gram o wysoką stawkę. Gdybym wtedy nie za­pi­sa­ła tamtych wzruszeń, pewnie by przepadły, jak wiele tych, które nie zostały tu przy­gwoż­dżo­ne słowem do kolejnego numeru wpisu.

Kolekcjonuję chwile, wzruszenia, gesty. Daję się im porwać i przemienić. Nic nigdy mnie bardziej w życiu nie jarało.

Od Tej Osoby do mnie dwa uściski dłoni. Łączy nas kontynent i czas życia w XX i XXI wieku, ale nie dzielimy doświadczenia tego samego języka ojczystego. Coś o Życiu już wiemy i doceniamy to, czym i kim Ono nas obda­ro­wa­ło, a było i jest wobec nas bardzo hojne.

W moim świecie trzy poziomy rzeczywistości i studiowanie sprawnego i przytom­ne­go poruszania się między nimi. Piosenki przenoszą, dotykają, poruszają. Obdaro­wa­na zostałam wczoraj drobinką osobistej, wspaniałej historii; doświadczeniem, któ­re­go posmak niosła pewna piosenka. Piosenkę śpiewał konkretny artysta, który w mo­im świe­cie nie ist­niał do wczoraj. Zaistniał, a obok wspomnianej piosenki, odkryłam przez zu­peł­ny przy­padek tę i puścić jej nie chcę ani na chwilę. Łomolę od wczoraj, dziękując za Lu­dzi, którymi obdarowuje mnie Życie.

Słucham i gapię się na obrazek urzeczona którą godzinę? Patrzę i cieszę się, że za­cho­wa­łam tu historię pewnego obrazu. Może już wtedy przeczuwał on ciąg dalszy, że dokładnie trzy lata i trzy miesiące później do niego wrócę, by kolejnego dnia o tym wspomnieć. Kolejnego dnia czyli dziś.

Marco Mengoni, Esseri umani.

quando piangi in silenzio
scopri davvero chi sei
[…]
credo negli esseri umani
che hanno coraggio
coraggio di essere umani
[…]
l'amore, l'amore, l'amore
ha vinto, vince, vincerà
!

___________
  *  kiedy płaczesz w ciszy
      odkrywasz, kim naprawdę jesteś
      […]
      wierzę w ludzi,
      którzy mają odwagę,
      odwagę, by być człowiekiem.
      […]
      miłość, miłość, miłość
     zwyciężyła, zwycięża, zwycięży
!

czwartek, marca 17, 2022

4566. O sercu i poczuciu humoru

Wobec wojny, która trwa, moja bitwa to nic, choć dla mnie wszystko dzień po dniu. Trudno mi zajmować czas znanych i nieznanych mi osobiście ludzi, ale jestem meduzą, której Twój 1% może pomóc wrócić do morza.
KRS: 0000338878,
cel szczegółowy: Dorota Cendrowska

Jabłoń:
(wsparła się w efkowym poście pięknymi słowami
najprawdopodobniej Anthony'ego de Mello
)

Brzegiem morza szedł mężczyzna, który zbierał z brzegu i wrzu­cał do morza wyrzucone przez fale meduzy. Parzyły palce, raniły bo­leś­nie, lecz on pochylał się i garściami chwytał kolejne. Na­prze­ciw szedł inny. Zapytał:
     — Po co pan to robi? Przecież ich jest tysiące tysięcy. Wszyst­kich i tak pan nie uratuje.
     Mężczyzna trzymając jedną na ręku, spojrzał na przybysza i odrzekł:
     — Tak. Wiem, ale dla tej jednej to jest ważne.

Sadownik:
(udostępnił)
Każdy ma swoją Meduzę. Mam i ja 🤣.

4565. Z oazy (V)

Poziom ignorancji niewyobrażalnie wysoki miałam, gdy czytałam Szczeliny ist­nie­nia trzy lata z haczykiem temu. Dziś to do mnie dotarło. Owe trzy lata temu z ha­czy­kiem byłam tak pewna nieżyjącej formy istnienia Autorki, że w mej głowie nie po­wstał nawet cień wątpliwości, co kazałby klik, klik zrobić.

Zachwyciła mnie wiadomość, że wznawiana jest ta książka. Ibukosnerę pogoniłam, w mig na czytniku miałam, tylko chwilkę musiała na mnie poczekać. Momentami tak okrutnie współczesna, z uwagami dotyczącymi ludzkiej kondycji tak trafnymi, że wykluczała śmierć Autorki w XX wieku. Klik, klik i ignoracji swej kwiat na własne oczy ujrzałam.

Wczoraj była pierwsza rocznica śmierci Autorki. Wczoraj, kompletnie tego nie­świa­do­ma, skończyłam tę książkę. Dziś klik, klik. Pokochałam to zdjęcie, bo gdy patrzę na nie, wiem, że Pani Profesor w prawej ręce ma kask i gdy tylko opuści ten kadr, wsiądzie na swojego motonga i… pomknie. Nie będę w nic klikać. Niech mknie! Dla mnie Mistrzyni dotykania chwil i zatrzymywania ich w słowach.


fot. Maciej Zienkiewicz,
[dostęp: 17.03.2022], źródło.

Kto rozpozna siebie w liściu maliny, temu nie przeszkadza wielość wizji świata, jakie tworzą inni.

*

Gdy stajemy po stronie spraw prostych, z łatwością zauważamy, że umie­jęt­ność opierania się należy do podstawowego uposażenia ży­cio­we­go. Bez tego kroku nie moglibyśmy zrobić.

*

[…]  najważniejsze jest to, co doświadczane, cho­ciaż nie­wi­docz­ne. Odczucia. Myśli. Zagapienia. Wybuchy ener­gii. Trwanie. Przeczekiwanie i nagłe szarże. Wreszcie spo­koj­ny rytm drepczącego muła.

*

W chwili najgłębszej rezygnacji powietrze czeka na west­chnie­nie. […]  zdarza się czasem, że łatwiej oprzeć się na powietrzu niż na sobie samym. […]  każdy wdech i każdy wydech osadzają nas w rzeczywistości realnej i czuwają, byśmy z niej nie umknęli.

*

Ideą schowków jest brak zaufania.

*

Jaka arogancja wobec życia. Szeleścić papierami, odwracać się od zmy­słów, wpajać idee zapachów, nie wąchać!

*

[…]  nazwisk panieńskich nie ma. Są to raczej kawalerskie nazwiska ojców.
     Tylko mężczyzna, używając imienia i nazwiska, może w miarę jedno­znacz­nie prezentować siebie. A co najważniejsze, nazwisko przypomina mu nieustannie, że nie jest sam, że nie wziął się znikąd. Mężczyzna zachowuje kontakt z poprzedzającymi go pokoleniami. Natomiast kobiety cywilizacja wyrwała z ich tradycji, stale przecina wszelkie związki i zaciera ślady. Ich nazwiska nie zachowują pamięci pramatek, a nawet – co mniej ważne – praojców, skoro kolejne kobiece pokolenia są rozsypywane po cudzych ro­dach i ukrywane pod coraz to innymi nazwiskami.

Jolanta Brach-Czaina, Błony umysłu,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Pośród możliwości wybieramy. Na jedne nie zwracamy uwagi, choć wszyscy dziwią się naszej obojętności. Inne zdarzenia porywamy, by latami trzymać je w sobie. Wi­dać potencjalnie należały do naszego ja, jeszcze za­nim się nim stały.

(tamże)

środa, marca 16, 2022

4564. O miłości…

Cytując Pastereczkę smoków: radość jest luksusem. Ze świecą szukać tego, kto się z nią nie zgodzi. Dobrem luksusowym — pomyślałam — są także zaufanie, miłość i po­czu­cie bezpieczeństwa. Dokładnie od trzech tygodni również zasypianie i budzenie się we włas­nym łóżku.

*

Sadownik:
(szczerze, przy wtorkowej kawie
i planach na środę
)
Nie lubię cię…

Jabłoń:
(też nie kłamie)
Ja Ciebie też nie!

*

Od września nie ma żadnej dłuższej, robionej razem trasy, podczas której nie łomolimy z Sadownikiem tym kawałkiem. Szczególnie głośno, gdy jedziemy bez Heniutki. Czyli tak jak dziś. Nie chce nam się znudzić… mi nie chce się znudzić fragmentami tekst.

Daria Zawiałow, Dawid Podsiadło, Vito Bambino, I Ciebie też, bardzo.

wiem, że nie chcę się już dłużej bać,
nie chcę tańczyć do melodii, którą znam.
[…]
musisz wiedzieć, że ja Ciebie też.

4563. Z oazy (IV)

Gdy wśród nowości wydawniczych zobaczyłam magiczny tytuł tej książki, wie­dzia­łam, że będę zachwycona stylem pisania Autorki. Wampiry, smoki i pasterze są wy­jąt­ko­wo trafioną metaforą tego czy innego zjawiska, będącego częścią ludz­kie­go do­świad­cze­nia.

Ibukosknera-dzieciofob stał na straży zasad nieprzejednany, żadnego szarżowania! Poddałam się bez walki, po cichutku zaznaczając tę nowość do upolowania. Pewnie musiałabym długo polować, ale miałam ogromne szczęście, książkę podarowała mi Kaan.

Tylko jeden rozdział, ten o mózgach, choć całkiem świeży, trąci myszką i stanem rze­czy rodem z lat dziewięćdziesiątych wieku minionego. Wygląda na to, że Autorka nie zajrzała do tej fantastycznej książki, choć w anglojęzycznym świecie to już od jakiegoś dłuższego czasu nienowość.

Tak czy inaczej, dawno tak dobrze napisanej książki nie czytałam.

[…]  wbrew temu, co mówią niektórzy rodzice, na dziecku wcale nie­ko­niecz­nie da się pocwałować do absolutnej nirwany – lecz dość trudno też na nim wskoczyć w dymiącą otchłań rozpaczy, o ile ta otchłań już zawczasu nas do siebie nie przyzywała.

*

     – No to jak w ogóle można się w to zapakować? – pyta smutno ta młod­sza ja.
     – Wyłącznie z niewystarczających powodów. Bo chcesz. Bo kogoś ko­chasz. Bo masz warunki. Bo ufasz cioci, która mówi, że warto. Szukając przygody. Tak czy siak, to zawsze skok na główkę do basenu bez oznaczeń głębokości wody.

*

[…]  być może doświadczenie macierzyństwa to jedno z tych, których sub­stan­cja okazuje się tak karkołomna, mętna, wielopłaszczyznowa i za­gma­twa­na, że zrozumienie macierzyństwa stanowi projekt równie szalony jak próba zrozumienia, co to znaczy być człowiekiem.

*

Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Powiedz mu o swoich pla­nach. Chcesz go zdenerwować? Nie rób żadnych planów, bo nie będzie miał z czego zrobić pięknej katastrofy.

*

Biologia to synonim bezradności, kultura przynajmniej w części wydaje się równoznaczna z mocą.

*

Podczas gdy tracimy kontrolę nad siłami kształtującymi nasze codzienne życie, stajemy się coraz bardziej odpo­wie­dzial­ni za to, jak je przeżywamy.
// Renée Ann Cramer

*

Historia lubi się powtarzać, ale wtedy, gdy chce; nigdy nie wiemy, czy to się właśnie dzieje. Może druk wlał lęki w serca ówczesnych konserwatystów; nie musi to w żadnym wypadku znaczyć, że i my boimy się bez sensu. Co wię­cej, akceptacja każdej technologii a conto rzekomego postępu po­zba­wia nas pozycji twórców własnego losu. Gdybyśmy w porę jakoś za­pla­no­wa­li całą tę hucpę z samochodami, może mielibyśmy teraz lepsze miasta, mniej otyłych obywateli i stary, dobry klimat (komu on przeszkadzał?).

*

[…]  masz wymierzony kres czasu. A jeżeli go nie użyjesz dla uzyskania pogody ducha, zniknie on i ty znikniesz, a po raz drugi nie powróci!
// Marek Aureliusz

*

Kryzys wieku średniego jest przecież problemem pierwszego świata; kto walczy o przetrwanie, nie kontempluje swojej drogi z przystanku na po­bo­czu. Ale mnie stać na zatrzymanie się na moment, bo piszę; ciebie, czy­tel­ni­ku lub czytelniczko, też, bo czytasz. Niech to będzie safe space dla tych, któ­rym dostępna jest chwila takiej goryczy. Możemy tu z sobą rozmawiać w sekrecie i po cichu; bez wstydu, że zamiast szukać chleba, narzekamy, że po stu kawałkach zastanawiamy się, czy wciąż smakuje nam zaoferowany przez los całkiem przyzwoity tort.

*

Czułym, choć nienaukowym, narzędziem pozwalającym nam wytropić, które tereny kultura odgradza powoli taśmą policyjną, jest wstyd.

*

[…]  między życiem a śmiercią jest biblioteka. W niej nieskończone półki pełne książek. „Każda książka daje ci szansę na wypróbowanie życia in­ne­go, niż prowadziłaś. […]

*

[…]  cała deliberacja jest po prostu mało wartościowa w obliczu tego, jak to będzie. A będzie inaczej. Bo to cię radykalnie zmieni i tyle.

*

I dziecko idzie, czytając, poprzez skonstruowany przez dorosłego świat, ale ono idzie tamtędy po raz pierwszy – a dorosły, który widzi więcej, zazdrości mu poczucia mocy, jaką dają niewiedza, potencjalność i naiwność w pier­wszym kontakcie z lekturą. Nawet kiedy trzymasz dziecko za rękę w ta­jem­ni­czej krainie, to ono ma moc – bo ono idzie tamtędy pierwszy raz.

*

[…]  gęsta rzeczywistość emocjonalna nie poddaje się ani ocenie, ani definicji.

*

Co daje więc dziecku smartfon? Podsumujmy: życie społeczne w XXI wieku, geolokalizację przydatną rodzicom, Wikipedię. Ale także depresję, kryzys relacji, upośledzenie dorosłości, ubezmyślnienie odbioru rzeczywistości, seksualizację, niespokojny sen, otyłość związaną z siedzeniem ze zwieszoną głową.

Karolina Lewestam, Pasterze smoków. Rodzice kontra świat,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022.
(wyróżnienie własne)

Oto lista, którą stworzyliśmy wspólnie z moim Mak­sem. Rzeczy, które są radykalnie proste, a mimo tej prostoty dają ogromną radość. Innymi słowy, mało zachodu, wiel­ka korzyść. Podstawowa ekonomia frajdy.
     […]  Numer sześć: lody. Niby normalny dzień, a tu ktoś nagle mówi: „Chodźcie na lody”. I od razu robi się jakoś tak uroczyście i wyjątkowo. Poza tym lody są strasz­nie ładne.
     […]  No i oczywiście:
     Numer dziesięć: wata cukrowa.
     […]  wycieczka na watę cukrową i patrzenie, jak cukier, dzięki dobrym czarom, zamienia się w wiru­ją­cym bębnie w mgłę, którą pani nawija na patyk jak burzową chmurę.

*

     – No chodź.
     – Naprawdę mi się nie chce. A nie możemy po­sie­dzieć i poczytać?
     – Niech będzie, pewnie, że tak, możemy.
     Biorę z półki książkę, dwie książki. I słownik. Będę uczyć się kochać w językach zupełnie obcych.

(tamże)

wtorek, marca 15, 2022

4562. Z oazy (III)

Autorka przyjechała do Warszawy ostatniego dnia nieistniejącego już świata na pro­mo­cję tej książki, która właśnie tego dnia ukazała się w polskim przekładzie.

Pierwszego dnia wojny wiedziałam, że do moich obowiązków na­le­ży przeczytanie tej pozycji. Długo i bardzo powoli czytałam, nie łudząc się, że woj­na skończy się, nim mnie po­ru­szą ostatnie słowa tej lektury. Skończyłam dwuna­ste­go dnia wojny. Mu­sia­łam odłożyć na dłużej, skończyć inną książkę, kończyć kolejną, by móc do niej wrócić i wybrać cytaty, które chcę tu mieć.

Lektura obowiązkowa na ten czas, ale trudna, gdy nie jest się erudytą w zakresie literatury — nie jestem. Trudna, ale warta czytania, choćby nie wiem jak długo. Warta czytania, by rozumieć, a nie tylko przeczuwać.

[…]  nasza cywilizacja za nic nie jest w stanie nie tylko zareagować na śmier­tel­ne niebezpieczeństwo, ale wręcz go  rozpoznać,  kiedy „już tu jest”, i że najbardziej precyzyjny (najmniej zdegradowany) instrument po­znaw­czy, który nam pozostał – intuicja – jest w tej cywilizacji bez­na­dziej­nie zmar­gi­na­li­zo­wa­ny i do niczego nieprzydatny.

*

[…]  w ramach starego paradygmatu cywilizacyjnego – tego tradycyjnie nazywanego renesansowo-humanistycznym, dzięki któremu Zachód od­no­sił nieustające zwycięstwa w ciągu ostatnich pięciu wieków – donikąd już więcej nie dojdziemy. I żadne zmiany systemów politycznych, w które nai­wnie wierzono pod koniec lat osiemdziesiątych, w niczym tu nie po­mo­gą: potrzebna jest „reforma człowieka” – przynajmniej w zakresie odrzucenia „nowotworowej logiki” dotychczasowego antropocentryzmu.

*

[…]  od nauczycieli, tak jak od rodziców, przejmujemy we wspólnym „pakiecie genetycznym” nie tylko to, co się nam podoba, ale także i to, czego nie zauważamy […].

*

Kłopot z historią polega jednak na tym, że wagarowicz, który nie przyswoi w porę jej lekcji, wcześniej czy później nieuchronnie wraca do tej samej klasy, aby ponownie zaliczać oblany egzamin. I właśnie to obecnie prze­ży­wamy – ze wszystkimi naszymi nieodrobionymi lekcjami z XX wieku i na­szą kompletną niezdolnością do rozpoznania w materiale reportaży z „pro­ble­ma­tycz­nych regionów” (których liczba, notabene, ciągle wzrasta) od­ra­dza­nia się – a nawet, częściej, bezpośredniej kontynuacji – tych sa­mych historycznych scenariuszy, które przez kilka pokoleń zatarły się w naszej pamięci kulturowej. Stoimy przed nimi ślepi i głusi, niezdolni pojąć: co tu się, do cholery, dzieje?…

*

Zło mogło kryć się pod kanapą, w łazience, póki ktoś nie włączy tam świat­ła, w schowku na zabawki, póki jest zamknięty (oczywiście kiedy ma się czte­ry lata, zbyt trudno jeszcze sobie wyobrazić, że najwięcej zła kryje się w ludzkich umysłach i że tam właśnie znajduje się naj­ciem­niej­sze i najrzadziej wietrzone miejsce na Ziemi!).

*

Dziś [2016]  ukraińska literatura łamie sobie głowę, jak ubrać w słowa najbardziej palące ludzkie doświadczenie na Ziemi – rzeczy­wi­stość wojny.

*

[…]  potrzeba upewnienia się, że ich życie ma sens, przynajmniej na tyle, aby warto było o nim opowiadać (samo opowiedzenie jest już uzna­niem znaczenia).

*

„I już” […]  – tak, to wystarczyło. I było jasne, że dla niego [Leonida Pluszcza] to naprawdę „i już”, i nie ma co więcej o tym mówić: wybór raz dokonany, by stanąć po stronie poniżonego, na zawsze odcina pędy wszystkich możliwych wąt­pli­wo­ści i kompromisów, tak jak w matematyce – znalezione prawi­dło­we roz­wią­zanie automatycznie posyła do kosza wszystkie wcześniejsze próby.

*

[…]  nasz upór (jak u wołu, za Wasylem Symonenką), raz po raz powta­rza­ny (kto jeszcze nie usłyszał?!), zbiorowy brak zgody na uznawanie prawa silniejszego za  normę,  jest dobrem i całkiem prawdopodobne, że stanie się w tej nowej wojnie światowej kapitałem moralnym, złotą akcją na szalkach historii – która zadecyduje o losach ludzkości… Jeśli tylko my sami jej nie splugawimy.

*

[…]  stary i z rosyjskich mediów zapożyczony mem, jakoby „niepodległość dostała się nam za darmo”, też można uwa­żać za anulowany przez wojnę: za to, co dostaje się dar­mo, nie walczy się na śmierć!

*

Miłości do ziemi, miłości do pracy, miłości do siebie nas oduczano: czy ma sens siać, jeśli przyjdą i skonfiskują plony? Ma sens budować na wieki, sko­ro jutro wywiozą w tiepłuszkach? Ma sens pisać prawdę, skoro przyjdą z re­wizją i wszystko napisane zabiorą?…
     Nie udało się oduczyć. Jak mówił T.S. Eliot, można nauczyć naród mówić cudzym językiem, ale dopóki nie nauczycie go  odczuwania  w innym ję­zy­ku, ten naród pozostanie niezwyciężony.

*

Jako nadzieja dla całej ludzkości: my wygramy tę wojnę. Nie możemy nie wygrać, bo nie ma na świecie siły moc­niej­szej od tej. I nie można złamać narodu, który ją zachował – jeśli tylko on sam się jej nie wyrzeknie…

*

[…]  „tata-mama-dziadek-babcia, ci spośród naszych poprzedników, któ­rych zdążyliśmy poznać i pokochać wraz z całym chaosem ich dorobku życiowego […].

*

Bo przecież to nie jest podróż: z podróży się wraca. Nie emigracja: emigrację się wybiera. W obu wypadkach jesteście podmiotem tego dzia­ła­nia. A tu kluczowe jest słowo – „transport”, wy zaś jesteście bagażem, statystyczną jednostką w masowych przewozach, tak jak pogłowie bydła albo metr sześcienny drewna. Cudza, niewidoczna wola wyrywa was jak drzewo z korzeniami z waszego jedynego na świecie domu, rodzinnego (własnego drogiego), jak przedłużenie waszego ciała, krajobrazu pamięci rodowej, i przenosi gdzieś po mapie w kierunku braku wiadomości, w nie­zna­ne: teraz wasz dom jest tutaj, ukorzeniajcie się na nowo. Jeśli się nie ukorzenicie, uschniecie – no cóż. Wasza wina.
     Gdy powtarza się ten eksperyment na kilku pokoleniach, człowiek-drze­wo oduczy się głębokiego zapuszczania korzeni. Nie zżyje się tak naprawdę z żadnym  miejscem,  niczym ofiary brutalnie zdeptanej pierwszej miłości, które przez całe życie boją się pokochać po raz drugi.

*

Dopiero kiedy ostatnie drzewo zostanie ścięte, ostatnia rzeka zatruta, ostatni ptak schwytany, człowiek zrozumie, że pie­nię­dzy nie można jeść.
//   Tȟatȟáŋka Íyotake (Siedzący Byk)

*

Nie pozwól uwierzyć w oszustwo, zamknij na nie uszy. Nie pozwól przestać kochać siebie. Bo to by było już zupełnie głupie – tyle wy­trzy­mać, i to wy­trzy­mać z godnością, i zaledwie w „pół pokolenia przed zwycięstwem” ulec przed „niczym”, tak, zupełnie niczym: przed chmarą nasłanych na nas obcych słów o odwróconych znaczeniach, zgniłych i obłudnych, jak błotnista mgła…
     Nie daj nam zdradzić naszych martwych. I żywych. I tych, którzy jeszcze mają się kiedyś urodzić.
     Tylko tyle i nic więcej.
     Bo więcej nie mamy się czego bać.

*

pierwiastek kwadratowy z wieczności = miłość

Oksana Zabużko, Planeta Piołun,
przeł. Katarzyna Kotyńska, Anna Łazar, Joanna Majewska,
Agora, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Z dzieciństwa za­pa­miętałam, że do klasyki można za­li­czyć książkę, która przetrwała trzy pokolenia. Bo trzy pokolenia to dystans tak zwanej żywej pamięci.

*

[…]  jak powiadali przodkowie,
„duch wieje, kędy chce”.

*

Odmowa uczestnictwa w rozmowie […]  jest aktem czy­sto etycznym. […]  znacznie łatwiej jest przebić się przez mur milczenia niż przez hałdy kłamstw. Im wyżej roś­nie więc taka hałda, tym atrakcyjniejszym z mo­ral­ne­go punktu widzenia wyborem wydaje się milczenie.

(tamże)

*  *  *

Patsyki z Franeka & Meyer, Україна 2022.

niedziela, marca 13, 2022

4561. Czekariat (XXIII)  //  Panna cotta (XXIX)

In bocca al lupo!
[Powodzenia!]

Jabłoń::
(zakochana w energii odpowiedzi
niczym największy drapieżnik świata
):
Crepi il lupo!

El Sciur:
(prawie miesiąc temu dał znać, że młodzi ludzie
preferują optymistyczniejszą wersję odpowiedzi
):
Viva il lupo!

Jabłoń::
(w środku mijającego tygodnia nieśmiało
złapała w żagle młody, wiosenny wiatr
i zakochała się po uszy w ekowersji odpowiedzi
)
Viva il lupo!

*

Po co mi ten włoski? W świecie nastawionym na produktywność i cel to cał­kiem rozsądne pytanie — usłyszałam je nie raz. Z pięciu doskonałych powodów, które mam i które mogę wymienić jednym tchem, żaden nie ma dla owego świata na­wet najmniejszego sen­su wobec sytu­a­cji, w jakiej znajduje się moje życie. Umówmy się, to nie jest mój problem. W moim świecie pytanie, rozpoczynające ten akapit, ma tyle samo sen­su co to: na­praw­dę chce ci się oddychać?

Vasco Rossi, Va bene, va bene così.

ti sei accorta? […]
va bene, va bene, va bene,
va bene così*!

___________
  *  zauważyłaś? […]
      jest dobrze, w porządku, OK,
     jest dobrze
!

poniedziałek, marca 07, 2022

4560. Machaj!

Ta historia wydarzyła sie dokładnie tydzień temu, piątego dnia wojny. Wciąż ma mnie w swoim posiadaniu. Nie traci swej mocy. Uwielbiam ją, więc muszę ją mieć tu, zaw­sze pod ręką.

*

Samochód stał na światłach. Siedziałam na miejscu pasażera. Po szerokim pasie zie­le­ni obok szedł człowiek z czwo­ro­no­giem na smyczy. Pies — jeśli chodzi o wiel­kość gdzieś w po­łowie dro­gi między małym a śred­nim psem — czarny, rasowy kun­de­lek. Nie mogłam od niego oder­wać wzroku. Bardzo poważnie czytał psie wia­do­mo­ści, su­mien­nie obwąchując każdą kolejną kępkę trawy, gdy w tym samym czasie jego ogon — co nie po­win­no specjalnie dziwić psiarzy — nie prze­sta­wał radośnie się kołysać.

Ten zachwycony życiem koniec psa zahipnotyzował mnie. Wojna, a z nią niemoc, bezradność, przewartościowanie wszystkiego i… psi ogon, niczym modlitwa dzięk­czyn­na za życie, które wciąż trwa.

W czasie po końcu dobrego świata jak „machać ogonem”, gdy jest się tylko czło­wie­kiem? Znalazłam sposób!

4559. Z oazy (II)  //  Panna cotta (XXVIII)

Pod żadnym pozorem nie miałam zamiaru pod koniec lutego kupować ani jednej dodatkowej książki po włosku. Nie wiem, jak to się stało, że klik, klik i przeglądałam propozycje mojego ulubionego wydawnictwa. Kudłatej książeczce po włosku nie dałam rady się oprzeć. Trzeba było tylko poczekać na do­sta­wę, by skonsumować te literki.

Świeżynka wydana po włosku w lutym, choć tłumaczona z angielskiego (niestety to czuć) po angielsku ukaże się dopiero w kwietniu. W ulu została połknięta na po­cząt­ku marca.

Autor, ilustrator i tłumacz — trzy w jednym. Ilustracje fe­no­me­nal­ne! Psia kreska doskonale oddaje cechy cha­rak­te­ry­stycz­ne wielu psich ras i póz. Tłumaczenie — przy­cze­pi­ła­bym się niczym rasowy polski belfer — Włosi tak nie mówią, po­dob­nie jak Polacy. Tylko w pod­ręcz­ni­kach do języka pol­skie­go dla obcokrajowców, którzy kochają psy, można by w po­cząt­ko­wych lekcjach znaleźć zdanie w stylu: My idziemy na spacer. Żywy, uży­wa­ny język jest na­rzę­dziem wyjątkowo er­go­no­micz­nym, ceni brak redundancji danych. Dlatego zda­jąc się na siłę koniugacji wy­star­czy po­wie­dzieć: Idziemy na spa­cer. Wszystko jas­ne! Heniutka w zachwycie, bo jeśli o nią cho­dzi, wystarczy za­py­tać: idzie­my? Jeszcze nikomu nie od­mó­wi­ła spaceru i zawsze czuje się częścią spacerowego my.

To książka dla mojego przedziału wiekowego kompetencji językowych, czyli dla trzylatków, ale ponieważ nie jest opowieścią, a zbiorem kudłatych pocztówek, była odrobinkę ciut zbyt prosta. Psy wynagrodziły mi całkowicie językowy niedosyt.

i pelosetti a quattro zampe
[kudłate czworonogi]

Pelosetta
[Kudłata]

*


[Kiedy jesteśmy razem / nigdy nie czujemy się samotni.]

*


[ha un] grande appetito.
[ma wielki apetyt.]

*


[Mój najlepszy przyjaciel jest miękki, ciepły i
wygodny jak bawełniany wacik.]

*

Ci diamo forza l’un l’altro.
Noi non abbiamo paura.

[Dajemy sobie nawzajem siłę. / Nie boimy się.]

Miguel Tanco, Il mio migliore amico,
Edizioni EL, San Dorligo della Valle 2022.
(wyróżnienie własne)


Il mio cane è il mio migliore amico.
Il mio migliore amico è il mio umano.
[Mój pies jest moim najlepszym przyjacielem.
Moim najlepszym przyjacielem jest mój człowiek.]

(tamże)

niedziela, marca 06, 2022

4558. Z oazy (I)

W dniu publikacji polskiego przekładu nie patrzyłam na nic, ibukosknera za­cis­kał oczy, by nie widzieć, a ja klik, klik i na czytniku miałam. Jednak najpierw chcia­łam skoń­czyć książki: Profesoraulubionego psychiatry. Po drodze należnej aten­cji za­żą­dał mózg, a  włoska książeczka wiedziała, że ma fory wobec każdego polskiego dru­ko­wa­ne­go sło­wa.

Trwało więc, gdy w końcu ta książka uzyskała status teraz ja. Za­czę­łam przed wojną, skończyłam w pierwszy wojenny weekend, nim słowa straciły dla mnie sens.

Wracam do niej, by wydłubać perełki. Uwielbiam książki tego Autora. Publikacji tej książki towarzyszyło tylko jedno malutkie rozczarowanie — to jest osobna powieść, a nie trzeci tom hokejowej opowieści. Absurd goni absurd w każdym rozdziale, ale tylko w ten sposób można dotknąć trudnych tematów i się nie rozpaść. Gdy wracam do tej książki, nie mogę się nadziwić, do jak innego, nieistniejącego już świata na­le­ży i ona, i jej czytanie. To książka z dobrego świata, którego już nie ma, który bę­dzie­my — mam nadzieję szybko — odbudowywać.

Prawda? Prawda o tym wszystkim? Prawda jest taka, że była to historia o wielu różnych sprawach, przede wszystkim o idiotach. Bo my, my także, robimy wszystko, co w naszej mocy. Staramy się podołać dorosłości, kochać się nawzajem i pojąć, jak, do jasnej ciasnej, podłącza się kabel USB. Szu­ka­my czegoś, czego moglibyśmy się trzymać, o co moglibyśmy walczyć i na co moglibyśmy czekać. Robimy, co w naszej mocy, żeby nauczyć dzieci pływać. To nas łączy; mimo że w większości pozostajemy sobie obcy, nigdy nie wie­my, co sobie wzajemnie robimy, jak twoje życie wpły­wa na moje.

*

Ale jest to też historia o miłości. A nawet kilka historii o miłości.

*

Bo kiedy jest się dzieckiem, pragnie się dorosnąć i samemu o wszystkim decydować, ale kiedy już się dorośnie, rozumie się, że to najgorsze zadanie.

*

Dzieci nam ufają, to przytłaczająca odpowiedzialność, jeszcze się nie zorientowały, że tak naprawdę nie wiemy, co robimy. Ten mężczyzna postępował więc tak jak my wszyscy: udawał, że wie.

*

Nie da się nosić poczucia winy, wstydu i tego niepojętego milczenia na własną rękę, nie powinno się też być do tego zmuszonym […].

*

Prawda? Nie istnieje. Wszystko, co odkryliśmy na temat granic wszech­świa­ta, to to, że wszechświat ich nie ma, a jedyne, co wiemy o Bogu, to to, że nic nie wiemy. Więc będąca pastorką matka żądała od swojej rodziny tylko jednej prostej rzeczy: żeby dawali z siebie wszystko. Posadźcie dziś jabłonkę, nawet jeśli wiecie, że jutro skończy się świat.

     Ratujcie tych, których możecie.

*

Czasami nie potrzebujemy dystansu, tylko bariery.

*

Nauczyłam się, że mówienie pomaga. Niestety, myślę, że większość ludzi wciąż będzie wykazywać więcej sympatii dla kolegów i przełożonych, jeśli ci, wyglądając pewnego ranka na wczorajszych, oświadczą raczej: „Mam kaca” niż: „Przeszywa mnie lęk”. Ale myślę też, że codziennie na ulicy spo­ty­ka­my ludzi, którzy czują to samo, co pani i ja, wielu z nich tylko nie wie, co to.

*

Najtrudniejsza w śmierci jest gramatyka, czasy, to, że ona już się nie zdenerwuje, gdy zobaczy, że kupili nową sofę, nie pytając jej o zdanie. Że nie przyjdzie. Że nie jedzie już do domu. Była.

*

„Miałem rację!”, wiwatował zawsze pod koniec, po czym Jack syczał: „Nie ma się racji, jeśli obstawia się WSZYSTKO!”. A ona? Tylko się śmiała. Ależ tego brakowało Jimowi. Wszystko jedno, czy z niego, czy z nim, bra­ko­wa­ło mu po prosto jej śmiechu.

*

Rynek mieszkaniowy znów się załamie. Może nie jutro, ale znowu runie. Wiemy to. Mimo to pożyczamy pieniądze. Kiedy ludzie tracą wszystko, mówimy, że sami są za siebie odpowiedzialni, że takie są reguły gry, że to ich wina, że byli tak chciwi. Ale to nieprawda. Większość nie jest chciwa, […]  większość po prostu szuka czegoś, czego mogłaby się trzymać. Chcą gdzieś mieszkać, wychowywać dzieci, żyć swoim życiem.

*

Nie umieją o tym rozmawiać, bo nigdy nie nauczyli się operować słowami.

*

[…]  lubi arkusze kalkulacyjne i obliczenia prognostyczne, bo wierzy w po­rzą­dek. Ale chciała mu też powiedzieć, że system ekonomiczny, któremu poświęciła swoje życie, stał się teraz głównym problemem tego świata, bo zbyt mocno go rozbudowaliśmy. Zapomnieliśmy, jacy jesteśmy chciwi, ale przede wszystkim zapomnieliśmy, jak jesteśmy słabi. Teraz to nas miażdży.

*

[…]  pewien mężczyzna pracujący w kasynie powiedział kiedyś, że prze­gra­na jeszcze nikogo nie zrujnowała, do ruiny doprowadzają ludzi próby odzyska­nia pieniędzy.

*

     – Nie. Ja też lubię książki.
     – Widać to po tobie, poważnie! To, że rozumiesz, że ludzie cza­sem potrzebują baśni, nie tylko historii! […]  Wszyscy in­te­re­su­ją­cy ludzie zrobili kiedyś coś naprawdę głupiego!

*

Roger nadal wyglądał na wściekłego, ale musiało go to zakłuć, bo w gnie­wie powstało małe pęknięcie, przez które powoli zaczęło schodzić z niego powietrze.

*

Jak się pani czuje, kiedy to się dzieje? Jak się pani czuje, kiedy o tym mówi? Jak się pani czuje, kiedy próbuje pani poczuć, jak się pani czuje? Czuje pani, że coś pani czuje? W końcu Zara poczuła.

*

Nikomu nie musisz nic udowadniać. Dajesz radę.

*

Jego mama zawsze powtarzała, że policjanci to chłopcy, którzy nie dorobili się nowych marzeń. Wszyscy chłopcy słyszą to pytanie: „Kim chcesz zostać, gdy będziesz duży?”, i na pewnym etapie niemal każdy z nich odpowiada: „Policjantem!”, ale większość dorasta i przychodzą im do głowy lepsze pomysły.

*

Kiedy ludzie są razem bardzo długo, małe rzeczy naprawdę mają znaczenie. W długim małżeństwie nie potrzeba słów, żeby się kłócić, ale też ich nie po­trze­ba, żeby powiedzieć „kocham cię”. Kiedy niedawno byli w Ikei i jedli lunch w restauracji, Roger zasugerował, żeby wzięli sobie po kawałeczku ciasta. Bo wiedział, że to ważny dzień dla Anny-Leny i że zależy jej na tym, żeby był on również ważny dla niego. Tak właśnie wyrażał swoją miłość.

*

Niekiedy zmusza nas to do robienia rzeczy, które z perspektywy czasu wydają się nam niepojęte, mimo że wtedy jawiły nam się jako jedyne wyjście.

Fredrik Backman, Niespokojni ludzie, przeł. Agata Teperek,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Mówi się, że osobowość człowieka jest sumą jego do­świad­czeń. To nieprawda, nie do końca, bo gdyby wszystkim, co nas definiuje, była przeszłość, nie wy­trzy­ma­li­byśmy sami ze sobą. Wmawiamy sobie, że jesteśmy czymś więcej niż popełnionymi błędami. Że jesteśmy też swoimi przyszłymi wyborami, wszystkimi jutrzejszymi dniami.

*

Niewiedza to dobry początek.

*

     – Jest taki dowcip, który bardzo podobał się mojej żonie. Jak zjeść słonia?
     – Nie wiem.
     – Po kawałku.

*

[…]  popodkreślała kilka zdań, nie zna piękniejszych.

     Nic nie może ci się przydarzyć
     Nie co ja mówię
     Wszystko musi ci się przydarzyć
     I musi być cudowne

*

     – Statek w porcie jest bezpieczny, skarbie, ale nie po to go zbudowano.

*

Mamy do czynienia ze skomplikowaną, nie­praw­do­po­dob­ną historią. Może wynika to z tego, że historie rzadko opowiadają o tym, o czym nam się wy­da­je, że opowiadają.

(tamże)

sobota, marca 05, 2022

4557. Panna cotta (XXVII)

Włóczę się po swoim uprzywilejowanym życiu, nie rozumiejąc ani trochę, jakim cu­dem przypadło mi tyle przywilejów. Potykam się o bezcenne dobro, które jeszcze je­de­naście dni temu wydawało się należną nam oczywistością. Próbuję ogarnąć, zro­zumieć, dojrzeć, wyjrzeć

Uprzywilejowana, zmęczona zgłębianiem wszystkich „-ąć” i „-”, wyrywam się ku niewojnie choć na akapit, choć na jedno nowe słowo po włosku, choć na dwie serie ćwiczeń na skośne mięśnie brzucha, których potrzebuję jak kania dżdżu, by zrobić krok. I ło­mo­lę! Jedną piosenką na cały regulator, by zagłuszyć niemoc.

Tekst piosenki — jak przyjemnie jest sporo rozumieć już za pierwszym słuchaniem [bo Vasco wolno i wyraźnie śpiewa] — w czasie wojny nabrał dodatkowej głębi i… sensu.

Vasco Rossi, Un senso.

[…]
domani un altro giorno arriverà…
voglio trovare un senso a questa situazione,
anche se questa situazione un senso non ce l’ha.
voglio trovare un senso a questa condizione,
anche se questa condizione un senso non ce l’ha*.

___________
  *  jutro nadejdzie kolejny dzień…
     chcę znaleźć sens w tej sytuacji,
     nawet jeśli nie ma ona sensu.
     chcę znaleźć sens w tym chorym stanie,
     nawet jeśli nie ma on sensu.

piątek, marca 04, 2022

4556. 62–63/365

tu, sens zbiegł ze słów. skrył się w okopach modlitwy. wyłącznie tej prawdziwej, intymnej, głębokiej: tam, niech!

62–63/365