wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
3.47. Trzynaście minut przed budzikiem. Dwieście siedemdziesiąt kilometrów. Śniadanie. Druga kawa. Drzemka, co pozwoliła dojść do pionu. Heńka szczęściem przepełniona, bo zieleń i cztery znane, dawno niewidziane psy. Dzisiejszy dzień pozwolił mi spojrzeć o kilka centymetrów dalej niż zawsze.
Ja i moja Siostra, wyszłyśmy z tej samej, biologicznej, kochającej się rodziny. Wyszłyśmy równie mocno pokiereszowane, choć każda na swój sposób.
Moja Siostra i ja, obce sobie systemy wartości dziedzictwem krwi połączone. Tylko w konstrukcie zwanym „rodziną” mogłyśmy się spotkać. Po innych chodzimy ulicach, inne śnimy marzenia, inaczej żyjemy, w inne rzeczy wierzymy.
Dziś. Każda z nas osadzona na dobre w swej nowej, szczęśliwej Rodzinie. Połączyły nas na chwilę, przy jednym stole, przepyszne gołąbki naszej Mamy.
Potem były kolejne setki kilometrów i Przytulisko mruczące miłością.
To był dobry dzień. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz