wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Szło dwóch mężczyzn. Łączył ich wspólny świat i jedna droga. Nie trzymali się za ręce, ale było widać, że połączyła ich ta sama miłość. Byli tak inni od pozostałych, pędzących gdzieś ludzi. Owa „inność” sprawiła, że podniosłam oczy znad książki i filiżanki kawy.
Z przyjemnością patrzyłam na spokój i pewność, która biła od każdego z nich. Identycznie ubrani w imię tego samego umiłowania. Szli krocząc w tym samym rytmie, dwie prawe, dwie lewe nogi, na zmiany. Patrzyłam urzeczona. Jeden niósł siatki. Drugi żywo o czymś opowiadał Pierwszemu. Wkraczali w otaczający mnie świat prezentując proste plecy swojego świata wartości, przekonań, miłości, poświęcenia, wiary. Nie mogłam oderwać od nich oczu.
Stanęli pięć metrów od mojego stolika. Ustalili między sobą. Ten bez pakunków pobiegł coś załatwić. Obarczony siatkami przystanął w oczekiwaniu, które pełne zrozumienia i cierpliwości było. Wgapiałam się w bijący od niego megaspokój. Przystanął, a potem wykonał wolno kilka kroków w stronę wystawy sklepu jubilerskiego. Coś we mnie z dezaprobatą stwierdziło: jaki sens w twoim oglądaniu damskiej biżuterii? Po krótkiej chwili udało mi się wydostać z rdzewiejących resztek katolickiego wychowania. Pop! Dwa serca ma. Umiłował Boga. Pokochał kobietę. Umiłowany przez Boga oglądał damską biżuterię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz