niedziela, czerwca 30, 2019

3329. na imieninach (koniec)

Uparłam się uporem godnym zdiagnozowanego alzheimera. Miało być miejsce, gdzie podają dobre, na które ma ochotę Sadownik, i jednocześnie podają dobre, na które ma ochotę Drzewko. Priorytetem był Sadownik, bo to były Jego imieniny. Wybrał.

Wczoraj wieczorem dostałam więcej niż chciałam. Poza przyzwoitą temperaturą, skrajny stolik w knajpianym ogródku blisko fontann, naprzeciwko knajpki, w której żywa muzyka. I pyszne jedzenie. Takiej konstelacji gwiazd i zbiegów okoliczności nie doświadczyłam od lat.

Śmiała, męska, mocna, rockowa wersja piosenki starej jak świat chwyciła mnie za serce. Nie znalazłam w sieci żadnej, choćby odrobinę, podobnej. Zatrzymałam się więc na Joe Cockerze i łomolę.

Joe Cocker, Don't Let Me Be Misunderstood.

I'm just a soul whose intentions are good,
oh Lord, please don't let me be misunderstood
.

baby, sometimes I'm so carefree,
with a joy that's hard to hide.
and sometimes it seems that, all I have to do is worry
and then you're bound to see my other side
.

3328. Subiektywnik 2019

Wracaliśmy dziś, komentując wrażenia… narzekaliśmy jak trzystuprocentowi Polacy, co finalnie skwitowaliśmy: jednak sztuka, skoro od dwóch kwadransów o tym dyskutujemy.

Opowieści na festiwalu dużo, stop-klatek fenomenów socjologicznych niemało, dylematów etycznych sporo, zatrzymanej w zdjęciach ludzkiej głupoty, okrucieństwa i braku wyobraźni całe sale, ale fotografii, które zatrzymują, zachwycają techniką lub po prostu wyjmują z butów zbyt mało — dwie, trzy, może cztery.

Raz. Zabrałam ze sobą jeden fantastyczny projekt — pięć lat pracy Autorki. Dopieszczony pod każdym względem, wielopoziomowy do myślenia, wielopiętrowy do czucia projekt, który zatrzymuje przy historii ptaka (majny jawajskiej), który z Jawy został sprowadzony do Londynu z powodu wyjątkowo melodyjnego śpiewu i… przestał śpiewać, zaczął wrzeszczeć. Utratę głosu, spowodowaną tęsknotą za domem, majna okupiła kolejnymi relokacjami i serią prześladowań — przeczytamy.

Anaïs López, Migrant. Uciekający ptak.


*

Dwa. Adeptkę psychologii procesu we mnie zatrzymały te dwie fotografie… (magia kwadratu?). Patrzyłam, urzeczona, jaki sen uruchamiają, jaki potencjał w sobie on ma. Długo stałam naprzeciwko tych zdjęć.

Piotr Zbierski, Cienie echa.

*

Trzy. Gdyby te fotografie nie wisiały obok siebie, pewnie nie zrobiłyby na mnie wrażenia, ale wisiały! Kolory, kompozycja sceny natychmiast zarezonowały z tym, co dla mnie znaczące w życiu. Pozostałam poruszona do dziś.

Federico Clavarino, Zupa z węgorza.

*

Zero. By wejść do jednej z dwóch najważniejszych przestrzeni festiwalowych, trzeba być sprawnym człowiekiem. Nowe buty od jakiegoś czasu są dla mnie objawem optymizmu stosowanego. Przypomniałam sobie projekt uczenia się fotografowania ludzi. Poprosiłam Sadownika o cyk. Mam dowód, że wdrapałam się na trzecie piętro.


fot. Sadownik, fragment.

*


3327. na imieninach (początek)

Może przeszłabym obok obojętnie, ale jestem fanką mięśni międzyżebrowych… Wiem, że muszę o nie dbać. Poprosiłam Sadownika, by zrobił cyk. Ja czekałam grzecznie w cieniu.

fot. Sadownik, fragment.

piątek, czerwca 28, 2019

3326. Konsumpcja Dnia Ojca dziecków dorosłych

Powodem do sięgnięcia po tegoroczną świeżynkę wydawniczą był Dzień Dziecka sprzed dwóch lat, gdy Biały Kruk podarował mi ówczesną nowość.

Ten sam Twórca ilustracji, ten sam Autor — podtrzymując rusinkowo-książkowy dialog z Rodzicielem, tym razem ja podarowałam tę książkę Białemu Krukowi (piękna klamra jak dla mnie lub chwilowe nadawanie na tych samych falach) z okazji Dnia Ojca. Podarowałam dwa dni przed czasem, bo pomyliłam daty, a byłam tak przekonująca w uporze, że to „ten dzień”, że Sadownik zadzwonił z życzeniami do swojego Taty. Po kilku minutach od skończonej rozmowy zadzwoniła Mama Sadownika grzecznie nas informując, że pośpieszyliśmy się zbyt.

Na szczęście Biały Kruk w kategorii Międzynarodowych Dni Tego i Tamtego ma luz, a wiele lat temu ustaliliśmy, że Dzień Ojca może być dla nas zawsze, byle czuć, że to właśnie ten dzień.

I Biały Kruk, i ja, płakaliśmy przy tej książce ze śmiechu, w przypadku Białego Kruka skończyła się grubo przed Światowym Dniem, ja wzięłam się za nią dzień po Dniu Ojca. Jest ona lekką, ale nie błahą próbą przyjrzenia się takiemu rodzajowi języka, który nie stwierdza, nie pyta i nie zaprzecza, ale usiłuje nas do czegoś nakłonić. Cudownie było przyglądać się razem z Autorem wielu fenomenom współczesnego użycia języka. Należy dodać (ostrzec?), że książka pisana była dłońmi gorszego sortu dla innych przedstawicieli gorszego sortu — brzmi nie dość dobrze czy rewelacyjnie?

Książka cieszy, bawi, luzuje szelki i zachwyca pięknem poprawnie użytego języka polskiego — niedościgniony ideał.

Bo my, ludzie, jesteśmy dziwni: niby nie lubimy, jak ktoś nas poucza, ale równocześnie bardzo często sięgamy po wszelkiego rodzaju poradniki. Wciąż drzemie w nas wiara w magiczną funkcję słowa, wciąż nam się wydaje, że jeśli zastosujemy odpowiednie zaklęcie, to nasz stoliczek się nakryje. Poradniki to przecież współczesne księgi zaklęć.

*

„Pani mi się podoba. Niech pani tego nie spierdoli” — tu znów mamy do czynienia z wypowiedzią dwuczłonową: eleganckim, acz konwencjonalnym komplementem oraz groźbą. Może to jednak nie groźba, ale pokorna prośba podszyta obawą o stabilność związku, kto wie, może nawet rodziny? Mająca źródła w wielu bolesnych rozczarowaniach? Krótko mówiąc, może on ją chce wziąć na litość?

*

„Od ataku na inteligencję, od populistycznego podważenia zaufania do niej i od deklaracji oddania władzy w ręce ludu rozpoczyna się przecież prawie każda dyktatura. Uważajmy zatem. […]
       Oto zaś obiecany słownik inteligenta fasadowego, zwanego czasami kawiarnianym lub telewizyjnym. Opanujmy jego hasła, a „jakoś to będzie”.
     
[…]
     Gender — płeć kulturowa; słowo niesłusznie zdemonizowane przez księdza Okę. Niesłusznie niedeklinowanego.
     
[…]
     Kurwa — i inne wulgaryzmy. Mają charakter przyprawy, a dyskurs ich pozbawiony wydaje się kawiarnianemu intelektualiście mdły i nudny. Przyprawy miały pierwotnie zamaskować smak i zapach nadpsutego mięsa i sprawić, by dało się je przełknąć. Wulgaryzmy mają funkcję podobną: dodane do pojęć naukowych powodują, że stają się one rzekomo strawniejsze, bliższe zwykłego człowieka: „Masz tutaj zakotwiczenie deiktyczne jak chuj!” — usłyszała kiedyś od uczonego kolegi nasza koleżanka.
     
[…]
     Mój prawnik/terapeuta/coach powiedział… — w niektórych kręgach (niekoniecznie tylko akademickich) występuje także w wersji: „Moim studentom zawsze mówię, że…”. Bez względu na to, co ów prawnik, terapeuta i coach powiedział oraz co mówimy studentom, i tak ważniejsze jest, że mamy prawnika, terapeutę, coacha i/lub studentów. To taka wizytówka nonszalancko rzucona na stół.
     
[…]
     Strefa komfortu — coś, z czego się wychodzi, a potem się tego żałuje.
     
[…]
     Symetrysta — słowo epoki „dobrej zmiany”. Nie wchodząc głęboko w meandry znaczeniowe, przypomnijmy tylko, że symetria, jak pisał Julian Tuwim, jest estetyką idiotów
.

*

Co robi ludzkość, jeśli zdanie wypowiedziane przez autorytet w jakiejś dziedzinie nie pasuje jej do obrazka? To proste: traktuje owo zdanie niedosłownie. Mówi, że to taka metafora, alegoria albo po prostu anegdota. Ha, ha, ha.

*

     „Końca świata nie przeżyjesz. Nie ma jak”.
     Ale nie poddawajmy się. Wisława Szymborska znalazła nawet kiedyś w gazetowym programie telewizyjnym następujący punkt: „Koniec świata. Reportaż”. Można? Można
.
     […]
     „Bliźniaki nie powinny się w ogóle pojawiać, chyba że jesteśmy na nie należycie przygotowani”.
     Ten postulat wydaje się słuszny nie tylko w obrębie literatury kryminalnej, ale także — a może nawet przede wszystkim — rodzimej polityki
.

*

Czasy są ostatnio coraz bardziej niepewne. Nie wiemy, co przyniesie jutro, nie wiemy, w jakim świecie się obudzimy. Coś, co jeszcze niedawno ktoś powiedział żartem, za chwilę może się stać rzeczywistością, bo ostatnio rzeczywistość śmiało przekracza granice absurdu. […] Ale to i tak na nic: z każdym dniem coraz bardziej i coraz szybciej zbliża się koniec świata.
     Na co jak na co, ale akurat na koniec świata warto być dobrze przygotowanym
.

*

Właściwie wszystkie poradniki podszyte są tymi samymi lękami. Wszystkie deprecjonują kobiecość i uprzedmiotawiają kobiety. I wszystkie projektują kogoś, kim nie tylko sami wolelibyśmy się nie stać, ale także nie mieć za sąsiada. […]
     I kiedy już nam się wydaje, że nie ma dla nas żadnej nadziei, to wyjmujemy z półki tom dzienników Sławomira Mrożka, odkurzamy go nieco i czytamy: „Historia świata jest historią brutalnego ucisku kobiet, dzieci i artystów przez mężczyzn. W wielkich mękach i bardzo późno ludzkość męska […] odkrywała to, co wie każda kobieta: dwoistość uczuć, niekonsekwencję, zmienność, zapomnienie […]. Mężczyźni wymyślili, na obraz i podobieństwo swoje, myślenie logiczne, czyli prostackie, i tak mające się do rzeczy, jak arytmetyka do algebry […]. A kiedy okazało się, że kobiety myślą inaczej, obrazili się i nazwali głupimi albo nielogicznymi, co w męskiej nomenklaturze oznacza to samo”. Tu widać, że Mrożek z cytowanym na początku Frommem mogliby sobie podać ręce — gdyby oczywiście nie uznali tego za niemęskie, czyli zniewieściałe. „Określenie »zniewieściały« jest w gruncie rzeczy określeniem pochlebnym — pisze dalej Mrożek. — Oznacza ono, że dany osobnik często się myje, nie lubi zabijać ludzi, zdolny jest do współczucia, nie lubi wrzeszczeć i pchać się, żeby udowadniać swoją ważność”.
     Ten fragment dedykujemy wszystkim mężczyznom, ze szczególnym uwzględnieniem autorów poradników, jak być mężczyzną
.

*

„Chinka, która narzekała na Ormian, którzy przekonali ją do seksu grupowego, podając się za kibiców Argentyny, okazała się obywatelką Kirgistanu” — Krótko mówiąc, w nagłówkach jest jak w szpiegowskich filmach: nikt nie jest tym, za kogo się podaje. I nawet w sytuacjach poniekąd intymnych (seks grupowy) prawda nie musi wyjść na jaw.

*

„Tylko Bóg może nas sadzić” — to tatuaż, którego treść wynika albo z lenistwa tatuatora, któremu nie chciało się dorobić ogonka pod literą „a”, albo z przekroczenia progu bólu i wytrzymałości klienta. Mogłyby go sobie zamówić np. ziemniaki lub inne sadzonki o ultrareligijnych poglądach.

*

Autorka poradnika pod brawurowym tytułem „Seks według Jana Pawła II cię wyzwoli” jest zdania, że seks, oczywiście małżeński, jest znakiem „zaangażowania całościowego, ubogaconego całą wcześniejszą drogą”. Co to znaczy? Nie bardzo wiadomo.

Michał Rusinek, Niedojda, czyli co nam radzą poradniki,
ilustr. Jacek Gawłowski, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2019.
(pogrubiony i zielony font jak w książce)

(3324+1). Środa, początek wracania

Apogeum upału. Od rana odwadniałam się, rycząc jak bóbr, bo nie widziałam światełka w tunelu. Kwartecik uparł się, bym zobaczyła.

Zobaczyłam w klimatyzowanym, ciut za głośnym miejscu. Cudownie było znów spotkać się w naszym damskim komplecie. Dziś, dwa dni później, nic się nie zmieniło — patrzę na anioły i śmieję się w duchu, że wiadomo, kto którego wyjął.

3324. Wrócona z wyłącznie przetrwania

Zaczęło się prawie tydzień temu od karczemnej awantury. Przeskoczyłam samą siebie podniesioną do entej potęgi. Wyjęłam paragony żalu i domniemanych krzywd z ostatnich piętnastu lat oraz faktury pro forma prognozowanych strat nadchodzącej dekady i jechałam, rozpędzając się coraz bardziej przy każdym z argumentów — jezoo, jaka byłam obrzydliwie mocna. Gdyby ktoś urządził mi taką jazdę, trzasnęłabym drzwiami i nigdy bym nie wróciła, ale to ja meblowałam piekło Sadownikowi. Nie wyszedł. Wyprztykałam się z wszystkich parabol, przesadzeń i czarnowidztw, ale nie poczułam ulgi ani żadnej zmiany. Zdziwiona tym faktem, nie odpuściłam sobie i w środku nocy dowiedziałam się, że tak naprawdę chodziło mi o to, że… boję się — chwilami boję się śmiertelnie, a przyznanie się do tego nie jest najłatwiejsze. Następnego dnia rano byłam gotowa, by przeprosić, prosić o wybaczenie i powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, bo przecież nie o to, co wykrzyczałam. Dopiero gdy to zrobiłam, poczułam ulgę i zrozumiałam cały napad osobistego nieszczęścia.

Następnego dnia wyłączył mi się jeden z dużych mięśni w nodze, a zaraz potem przyszły trzy dni wściekłego upału — trudny czas to mało powiedziane.

Książka-LIFO (last in, first out) — rzuciłam wszystko, co czytam, by ją połknąć. Czytanie jej było mało terapeutyczne, choć kazało zastanowić się nad pewnymi kwestiami i chyba to zastanawianie, samo w sobie, trochę pomagało przetrwać upał, ułożyć sobie w głowie parę rzeczy i docenić to, co mam. Wciąż jeszcze mam.

Uczę się trudnej pory roku, jaką jest lato, i odnajdywania się w niej z chorobą. Drugi dzień z ludzką temperaturą, aż chce się żyć. Gdy dziś rano, przy pierwszej kawie od tygodnia, w chłodzie wspominaliśmy moje urządzanie piekła, Sadownik podsumował swoje doświadczenie związane z tą awanturą tak: zdziwienie i frustracja bezcenne, za resztę zapłacisz kartą.

*

Wszystkie wydane w języku polskim książki Genovy mam połknięte, ale ta była pierwszą, którą czytałam jako osoba dotknięta chorobą neurodegeneracyjną. Gdy w dniu premiery zobaczyłam okładkę, pomyślałam „sm” i wiedziałam, że nie dam rady. Zmieniłam zdanie i już drugiego dnia po premierze zaczęłam połykać kolejne rozdziały, bo jest to książka o jednej z kilku „gorszych” chorób niż moja. Niestety, nie czyni mojej łatwiejszą, tylko inną.

Ile w tej książce dobrej muzyki! — należy dodać, a nawet wykrzyknąć. Niezmiennie pozostaję pod wrażeniem tego, jak Autorka przygotowuje się do pisania powieści, zapoznając się z najdrobniejszymi detalami doświadczania danej choroby — czuć to w każdym rozdziale.

Tajemnicą pozostanie dla mnie tłumaczenie tytułu (oryg. Every Note Played). Naprawdę nie dało się nic bardziej mylącego, nic lepszego wymyśleć? Przekład to sztuka, nie rzemiosło pomyślałam, patrząc na polski tytuł z politowaniem.

     — Uśmiechnij się do mnie tak szeroko, że aż sztucznie. Jak Hillary.
     Richard się uśmiecha.
     — A teraz zrób dziubek. Jak Trump
.

*

Wszystko, co żyje, jest w ruchu, dokądś zmierza, mówi, idzie, dziobie, leci, robi. Życie to nie statyczny organizm. Richard codziennie staje się trochę bardziej przygaszony, odcięty, wyłączony. Trochę mniej w ruchu. Trochę mniej żywy. Staje się dwuwymiarowym obrazem przedstawiającym martwą naturę, nieuchronnie przechodząc do równoległego wymiaru chorych i umierających.

*

Bierze głęboki wdech i wypuszcza powietrze z westchnieniem. Przygląda się przejeżdżającym samochodom, ludziom idącym po chodniku i spacerującym po parku, dziecięcemu wózkowi, kolarzowi, psu, wiewiórce. Uśmiecha się. Znów jest wśród żywych.

*

Na milion sposobów życie z SLA to praktykowanie zen.

*

Stwierdzono u niego chorobę, z którą pacjenci żyją średnio trzy lata, więc „później” jest, kurwa, teraz.

*

Każdy nowy lek, sprzęt adaptacyjny, specjalista czy urządzenie oznaczają utratę kolejnej funkcji życiowej i ograniczenie niezależności. […] Każdy z nich jest jego podpisem na wykropkowanej linii umowy, w której zgadza się na kolejną fazę SLA. Stoi pośród gęstych, ruchomych piasków i każda oferta pomocy jest jak kawał betonu kładziony na jego głowie, przez który bezpowrotnie zapada się głębiej.

*

Myślałeś, że twój stan jest zły? Poczekaj, aż zobaczysz, co będzie dalej!

*

     — Potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił.
     Kathy bez wahania odstawia pudełko chusteczek i staje przed Richardem
. […] Powstaje między nimi jakaś ludzka więź i ona wydaje się Richardowi równie niezbędna do życia, co powietrze, którym wciąż oddycha.
     Na początku nie jest w stanie stwierdzić, co w niej takiego jest. Ta więź nie ma związku z nadzieją. Nie jest wyrazem współczucia. Nie powstała z miłości.
     To opieka
.

*

Roślina nie wyrośnie z ziarenka bez miłości okazywanej jej przez słońce i wodę.

*

Kto choruje na SLA? Na podstawie obserwacji prowadzonych w klinice wnioskuje: każdy. […] Nie zna chyba bardziej poprawnej politycznie choroby. SLA nie ma żadnych uprzedzeń, alergii ani fetyszów. To zabójca, który nie dyskryminuje nikogo.
     Dlaczego czterdziestopięcioletni pianista koncertowy zapada na SLA? A dlaczego nie? Słyszy głos swojej matki
: Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Ale to jedyna odpowiedź, jaką jest w stanie znaleźć.

*

Wcześniej czy później trzeba chwycić byka za rogi. Bo byk biegnie z impetem wprost na niego.

*

Pojedynczy klawisz na fortepianie może odegrać cały wachlarz ludzkich emocji. Razkreślne C można grać staccato i fortissimo, niczym nagły krzyk, który będzie oznaczał złość, niebezpieczeństwo, niespodziankę. Ta sama nuta zagrana pianissimo zmieni się w szept, skradanie się na palcach, delikatny pocałunek. Długo przytrzymane C na wciśniętym pedale może natomiast przekazać tęsknotę, zadumę, gasnące życie.

*

Negacja, tępa i zaokrąglona, bardziej przypominająca łyżkę niż nóż, to jego jedyna broń.

*

Zarówno ostateczna pewność, jak i tymczasowa niepewność co do przyszłości Richarda, możliwa i niemożliwa do wyobrażenia, wisi w powietrzu nad wigilijną kolacją.

*

Czy życie za wszelką cenę to zwycięstwo? SLA w niczym nie przypomina futbolu. Ta choroba nie ma koszulki z numerem, nie traci zawodnika ze względu na kontuzję ani nie rozgrywa kiepskiego sezonu. To wróg pozbawiony twarzy, przeciwnik bez słabego punktu i z rekordem nie do pobicia.

*

Oswaja się z każdą narastającą stratą […].

*

Lokalizacja jest w kwestii przeznaczenia równie istotna, co w sprzedaży nieruchomości.

*

     — Nie, nie mogłabym cię prosić o coś takiego.
     — Nie prosisz, sama oferuję pomoc
.

*

Gdy improwizuje, utwór zaczyna dotyczyć podróży, nie celu, zgubienia się gdzieś po drodze i tego, co można odkryć. […]
     Utwór się kończy, a publiczność bije brawo. Karina otwiera oczy i po twarzy spływa jej łza. Jest zachwycona, zmieniona, przypomniała sobie, kim jest.

*

Tego, co się stało, nie można cofnąć. Ale może po to są właśnie przeprosiny

Lisa Genova, Życie za wszelką cenę, przeł. Joanna Dziubińska,
Wydawnictwo Filia, Poznań 2019.
(wyróżnienie własne;
każde wystąpienie angielskiego terminu określającego
chorobę [ALS] zamieniłam na poprawną w j. polskim SLA)

Przez kolejne siedemnaście lat pętla u jej szyi była, w zależności od dnia, ciasna jak smycz lub stryczek. Na prawo znajdowała się niewybrana ścieżka. Kto wie, dokąd wiodła?

*

Czuje się lepiej, gdy wyrzuci z siebie te słowa — słowa opisujące emocje, z którymi borykał się, kiedy miał sześć lat, ale nie potrafił się jeszcze wysłowić, słowa, które chciał wykrzyczeć, kiedy miał lat szesnaście, ale brakowało mu odwagi, słowa, za pomocą których chciał dyskutować, ale nie miał w sobie na tyle opanowania, słowa, które chciał powiedzieć, gdy miał czterdzieści sześć lat, ale dosłownie głos odmówił mu posłuszeństwa. Listy, które pisze, wyrażają to, czego nigdy nie mógł powiedzieć.

*

[…] nie chce ich opuszczać. Chce słuchać dalej, wibrować, oddychać, być.
     Chce jeszcze kilku nut
.

*

Nie widać horyzontu, na nijakim niebie nie świeci Gwiazda Polarna — tylko te niemożliwe wybory, których muszą dokonać.

*

     — Boisz się?
     Mruga.
     — Ja też
.

(tamże)

niedziela, czerwca 23, 2019

3323. Ostatnia ważka

Raz. Mając w pamięci Pana Szpaka z czereśkami, płakałam ze śmiechu, jak podobny wyczyn próbowała powtórzyć wrona z wiśniami za naszym oknem. Za ciężka, gdy robiła skłon po owoc, spadała — nic z tego nie wyszło.

Dwa. Upał zmusił nas do podjęcia decyzji o roletach, które będą odbijać promienie słoneczne. Pojawią się na dniach. Ważka będzie musiała poszukać dla siebie nowego miejsca w ulu — dotarło do mnie. Nikt na razie go nie zna.

Raz, dwa… cyk.

piątek, czerwca 21, 2019

(3291+8+23). Skończony (III)

3. tom skończony. Było podobnie jak z pierwszymi dwoma — do pewnego momentu możesz odłożyć i zająć się inną lekturą, ale jest w każdym tomie taka scena i takie zdanie, że umarł w butach… nie możesz już przestać, dopóki nie skończysz, nie zamkniesz historii.

W tej części, mając doświadczenie dwóch pierwszych, już na początku wyglądasz nowej postaci, którą chcesz poznać, bo już za chwilę będziesz jej kibicować i dobrze życzył przez całą opowieść. Z tego powodu zajrzałam już na początek czwartego tomu… zapowiada się. Choć zanim dam się wciągnąć, mam w planie skończyć dwie inne książki.

Czemu szukam czegoś, czego nie pojmuję, z człowiekiem, którego nawet nie znam?
     Nie potrafił odpowiedzieć na te pytania
.

*

Teraz jednak nastąpiło zachwianie Równowagi, a tego może dokonać tylko jedno stworzenie.
     — Człowiek? — podsunął z wahaniem Arren.
     — My, ludzie.
     — Jak?
     — Poprzez niepohamowane pragnienie życia.
     — Życia? Czyż źle jest chcieć żyć?
     — Nie. Lecz kiedy pożądamy władzy nad życiem — nieskończonych bogactw, absolutnego bezpieczeństwa, nieśmiertelności — wówczas pragnienie przeradza się w chciwość. A jeśli z chciwością połączy się wiedza, powstaje zło, które narusza Równowagę świata, wyrządzając ogromne szkody
.

*

     — Zrozum, Arrenie, żaden czyn nie jest aktem samym w sobie, jak sądzą naiwni młodzieńcy. Kiedy podnosisz kamień i rzucasz nim, trafiając lub chybiając celu, nie jest to koniec całej historii. Gdy podnosisz kamień, ziemia staje się lżejsza, a twoja dłoń cięższa. Kiedy nim ciskasz, gwiazdy reagują w swym biegu. W miejscu upadku odmienia się wszechświat. Na równowagę całości składają się pojedyncze zdarzenia. […] Musimy zachować równowagę. Ponieważ mamy rozum, nie wolno nam ulegać ignorancji. Dokonując wyboru, powinniśmy pamiętać o ciążącej na nas odpowiedzialności.

*

     — […] to przekracza wszelkie granice.
     — Owszem. Tam, dokąd zmierzamy, nie doprowadzi nas zdrowy rozsądek. Pójdziesz ze mną czy nie
?

*

Wiedział wreszcie, jak to jest być ściganym, a nie myśliwym; ofiarą, a nie przywódcą pościgu. Oznaczało to wolność i swobodę. Ostro skręcił w prawo i schylony śmignął przez wysoki most.

*

Śmierć i życie to jest to samo, są jak dwie strony mojej ręki, grzbiet i wnętrze dłoni. A jednocześnie wnętrze dłoni i jej grzbiet nie są przecież takie same; nie da się ich ani rozdzielić, ani połączyć.

*

     — Czy czarnoksiężnicy przykładają wielką wagę do snów?
     Krogulec łowił ryby. Czujnie obserwował linkę. Po długiej chwili rzekł:
     — Czemu pytasz?
     — Zastanawiałem się, czy sny kiedykolwiek mówią prawdę.
     — Oczywiście
.

*

Zamykam uszy przed radą zrodzoną z rozpaczy. Jestem głuchy i ślepy.

*

     — Pierwsza i ostatnia lekcja, jakiej uczymy się na Roke, brzmi: czyń to, co konieczne. I nic poza tym!
     – Zatem wszystkie lekcje pomiędzy nimi muszą dotyczyć tego, co uznaje się za konieczne
.

*

Jedynie za daleka podróż może okazać się właściwa.

*

Ogarnęła go groza, jednakże zaciętość w jego sercu była tak wielka, że nie pozwolił lękowi kierować swymi czynami; więcej, nie uświadamiał sobie nawet własnego przerażenia. Miał jedynie wrażenie, jakby coś gdzieś w głębi niego rozpaczało niczym zwierzę zamknięte w klatce i skute łańcuchami.

*

Cóż złego uczyniły im te drzewa? Czy muszą karać trawę za własne winy? Ludzie to plemię nieokrzesanych dzikusów, gotowych podpalić ziemię tylko dlatego, że nie zgadzają się z innymi ludźmi.

Ursula K. Le Guin, Najdalszy brzeg, tom 3. cyklu Ziemiomorze, przeł. Paulina Braiter, Prószyński i s-ka, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

Nic nie jest nieśmiertelne. Jednakże tylko nam jest dana wiedza o tym, że musimy umrzeć. To wielki dar: dar świadomości. Mamy bowiem jedynie to, o czym wiemy, że musimy to utracić, to, co sami zgadzamy się utracić. Świadomość, która jest naszym przekleństwem, skarbem i oznaką człowieczeństwa, nie trwa wiecznie. Zmienia się, znika niczym fala na morzu.

*

Kiedy smoki szukają czegoś, zawsze to znajdują.

*

     — […] Brak mi sił.
     — Masz ich wystarczająco wiele
. […] To, co raz pokochasz, będziesz kochał nadal. Dokończysz to, co zaczniesz. Tyś jest spełnieniem nadziei. Można na tobie polegać. […] Odrzucając śmierć, odrzuca się także życie.

*

[…] to bowiem, co ulega nieustannym zmianom, tym samym pozostaje niezmienne.

(tamże)

(3319+2). uczona wiatrem

poranna kilometrówka, nim upał wygoni na północne peryferie ula. ja w chłodzącej kamizelce, krok za krokiem, chłodny wiatr na gołych ramionach i szczęście bezgraniczne w śpiącym jeszcze mieście. nim spotkałam malwy, strzeliło mi do łba:

co trzeba ci zabrać, byś wreszcie zobaczył,
poczuł, jak obrzydliwie jesteś wciąż bogaty*?

ja potrzebowałam dnia samobójcy.

____________
* nie próbuj iść na łatwiznę, nie chodzi o dobra materialne.

myślałam, że zatrzymały mnie kwiaty.
robiąc cyk, wiedziałam już,
że chodzi o magię tła.

czwartek, czerwca 20, 2019

3320. biegnij!

nie mój ten sen, ale porwał mnie. porusza mnie i wzrusza, i pyta o moją prawdę. w ten sposób stał się też moim snem. kupiłam go na pniu! (przy pierwszym czytaniu).

   — […] biegnij, to jest twoja prawda. […]
   — A jaka jest twoja prawda, dziewczynko?

    // Phar Lap The Man.

na tę morwę czaiłam się od tygodnia.
i w końcu ją tu mam.

środa, czerwca 19, 2019

3319. Dzień samobójcy

Sadownik:
Co jest?

Jabłoń:
(poszukała najodpowiedniejszych słów
na stan, w którym się znalazła
)
Dziś jest dzień samobójcy.

Na kilka ładnych godzin opuściła mnie wszelka nadzieja. Po raz pierwszy w tak dojmujący sposób. Nie dotarłabym tu, gdybym przed chwilą nie przeczytała tych słów: nie tylko w snach, dochodząc do siebie.

Po długiej chwili mag dodał:
     — Nie tylko we snach stawiamy czoło temu, co dopiero nadejdzie albo co już dawno zostało zapomniane, oraz wspominamy coś, co wydaje się błahostką jedynie dlatego, że nie potrafimy dostrzec jego znaczenia
.

*

Nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo. Nie ma też końca. Aby usłyszeć słowo, potrzebna jest cisza; dopiero w ciemności widać gwiazdy.

*

     — […] Nic nie wystarczy.
     — Może — odparł Ged. — Pamiętaj jednak, że choć ty wybrałeś rozpacz, my jeszcze nie zrezygnowaliśmy
.

*

Dostrzegał życie w każdym źdźble poruszanej wiatrem trawy, w każdym cieniu i odłamku skały. Tak właśnie czuje się podróżnik stojący po raz ostatni w ukochanym miejscu, świadom, że wyrusza w drogę, z której nie ma powrotu.

*

     — Nie wiesz nic więcej?
     — Nic. Ale się dowiem
.

Ursula K. Le Guin, Najdalszy brzeg, tom 3. cyklu Ziemiomorze, przeł. Paulina Braiter, Prószyński i s-ka, Warszawa 2013.

wtorek, czerwca 18, 2019

3318. Sęk! (II)

potrzebujesz miłości…
njuejdżowo-biblijno-mistyczny truizm. banalny, przyjemny, ale zścierpła mi skóra od oczywistości tej frazy — ktoś nie potrzebuje? i kropka.

żułam od wczoraj ten banał, nad ranem rzucony mi w twarz. aż pojawiło się stado znaków zapytania jako rozwinięcie…

czy zrobiłeś dziś coś dla siebie, swojego zdrowia, swoich pasji, realizacji marzeń? jeśli miałeś dziś okazję, czy zawalczyłeś o siebie? po czym dziś poznajesz, że ktoś cię kocha, lubi, ceni, dobrze ci życzy? co zrobiłeś, by ktoś wiedział właśnie dziś, że Ty go kochasz, lubisz, cenisz, dobrze mu życzysz, choć to przecież dla Ciebie beznadziejnie oczywiste? uśmiechnąłeś się do napotkanego, obcego człowieka, dziś? dziś, obdarowałeś komplementem kogoś, kogo już najprawdopodobniej nie spotkasz w swoim życiu? tylko dziś. jutra nie ma.

dlaczego (jeszcze) nie?

sobota, czerwca 15, 2019

3317. Partnerska arytmetyka

Sadownik:
(stawia na stole talerzyki,
po czym zamienia je miejscami
)

Jabłoń:
Skąd wiesz, że wolę ten od tamtego?

Sadownik:
Żyję z tobą dwadzieścia kilka lat!

Jabłoń:
(protestuje i wymądrza się)
Nie, nie! Jeśli uznamy, że „dwa” to „kilka”, to
dopiero w przyszłym roku będziesz mógł tak powiedzieć.

Sadownik:
Kochanie, z tobą niektóre lata liczą się podwójnie.

Jabłoń:
(ryknęła ze śmiechu i głupiej dumy,
że jest wyzwaniem nie tylko dla siebie samej
)

3316. Nie jest z PiSu, a potrafi…

Upał:
(niedemokratycznie rządzi,
zawłaszczając przestrzeń i czas
)

Jabłoń:
(składa propozycję zmian w porządku dnia)

Sadownik:
I co? Mam cię posłuchać?

Jabłoń:
(mabenę* odpaliła)
Mądra żona, mądra żona,
mąąądra żona, mądra żona,
mądra żona, mądra żona, mądra żona,
mądra żona, mądra żona,
mądra żona,
mądra żona, mądra żona,
mądra żona, mądra żona, mądra żona,
mąąądra żona, mądra żona,
mądra żona, mądra żona…

Sadownik:
Co jest?

Jabłoń:
Kłamstwo powtórzone tysiąc razy…
No, wiesz.

_______________
* MaBeNa — MAszyna BEzpieczeństwa NArracyjnego — Grand Prix Innowacji AD 2018. Wynalazek pomaga tworzyć pozytywny wizerunek przemian w Polsce. Off Zyberto-Nic tłumaczył manual do tego urządzenia ciemnemu narodowi prawie półtora roku temu, to się Jabłoń naumiała, na potrzeby rodzinne zakupiła i używa.

3315. Wracając ze ślubu

Jabłoń:
(poruszona ślubem,
dotykiem upływającego czasu,
spotkaniem z bliskimi
)
Jestem z Tobą szczęśliwa.

Sadownik:
Ja z Tobą też.

Jabłoń:
Wiesz, że to brzmi jak
odnowa przysięgi małżeńskiej?

Sadownik:
Każdym dniem ją odnawiamy.

Jabłoń:
(poruszona jeszcze bardziej, przeciekła oczami)

3314. Na ślubnym przyjęciu

Eeee tam, orła cień! Biedronkę w welonie widziałam…

fot. Sadownik.

*

3313. Nim ruszyliśmy na ślub

Jabłoń:
(przedwczoraj po południu została wygoniona
przez upał do pokoju północnego
)

Neska, Pan Ciasteczko i inni:
(w tym samym czasie zabijali
z broni gładkolufowej metalowe postacie
)

fot. Pan Ciasteczko, fragment.

*

Sadownik:
(wczoraj przy porannej kawie pokazał Drzewku
zdjęcie, które wypatrzył i zrobił
)

Jabłoń:
(zachwycona, poinformowała, że musi je tu mieć)

Sadownik & Jabłoń:
(godzinę później pojechali na ślub*)

____________
* zdjęcie, wciąż nieprzeterminowane, stanowi metaforę tego, co po ślubie, czyli żyli długo i szczęśliwie

czwartek, czerwca 13, 2019

3312. Sto dwadzieścia sześć stron i starczy

Lechu* jest „winny” wylądowania tej książki w ulu. Upał wygumował mnie niedelikatnie z życia w ruchu, więc czytam. Czy warte czegoś jest to czytanie, poza czterema cytatami? Chyba, może, a jeśli, to… po to (wiedziałam), by zrozumieć, że każdy chory na sm choruje inaczej i że, tak czy inaczej, nie można pojąć, jak to jest, pochorować się na tę chorobę w wieku dziewiętnastu lat, gdy człowiek ma w głowie siano ułożone w kiepskie snopki — nie jestem w stanie objąć rozumkiem tego doświadczenia.

______________
* moja tendencja do zdrabniania imion w przypadku tego człowieka nie działa wcale. I nie jest to dla mnie Lech, Pan Lech, lecz właśnie Lechu, bo moc wtedy ma.

Ale snopki źle ułożone można mieć również w dojrzałym wieku i pomimo porządnego wykształcenia: wyczyn matki-lekarki, by zatrzymać dla siebie informację o diagnozie córki… ręce opadły mi do ziemi — czasem matki chcą dobra dzieci w kretyński sposób i gdyby mama była fryzjerką, sklepową czy geolożką**, a dziecko miało lat pięć — może mogłabym to zrozumieć, ale lekarka z dorosłą córką? Bo mamusia miała nadzieję, że pierwszy rzut będzie ostatnim? Pierwszy rzut jest pierwszym, nie ostatnim.

______________
** przepraszam fryzjerki, sklepowe czy geolożki, chodziło mi o zawody niemedyczne.

Świeżo zdiagnozowani powinni trzymać się od tej książki z daleka. Choć od jej wydania minęło „zaledwie” dziewięć lat, jest w niej — na szczęście dla chorych — trochę nieaktualnych danych.

Ta książka zmusiła mnie do rozstania się z ideą, którą z tyłu głowy miałam, że ludzie kończący filologie (różne) potrafią pisać w języku ojczystym i odróżniają biernik od narzędnika w przypadku użycia zaimków — nie muszą, niektórzy nie potrafią i nie rozróżniają. Trzy razy sprawdzałam, czy ta książka miała redaktora — miała, trudno mi było w to uwierzyć.

[dopisane 15.06.2019] Gniotła mnie jeszcze ta książka po żebrach, choć ją tu porzuciłam. Namyśliłam się… Ta książka jest książką obowiązkową dla bliskich ludzi osób chorujących na sm, by wiedzieli, mieli czarno na białym, czego ich ukochanym robić nie wolno, np. udawać, że nic im nie jest.

Jeśli myślicie, że coś jest Wam dane na zawsze i że zawsze już będzie tak, jak jest, to… pomyślcie jeszcze raz.

*

[…] nawet jeśli wydaje Ci się, że Twoje zmagania z góry skazane są na porażkę, stań do walki. Czy faktycznie nie masz szans? Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz, jeśli nie zdobędziesz się na odwagę zawalczenia o siebie, o swoje życie.

*

Za cokolwiek się bierzesz, czegokolwiek się podejmujesz w tej nierównej walce, musisz wierzyć ponad wszelką wątpliwość, że to ma sens. Taka wiara jest w stanie ruszyć to, co wydawało się absolutnie nie do ruszenia.

*

To co, walczymy czy przyglądamy się sobie?

Anna Bartuszek, Bestia ujarzmiona,
Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)

3311. monochromatyczne piękna dwa

o 4:30 odpoczywała na ścianie saloonu. kilka godzin później Kaan zapytała, czy widziałam. nie widziałam, ale do teraz widziałam i słuchałam kilkanaście razy.

porusz.ona

choreo. Tarek Aïtmeddour,
muz. Abel Korzeniowski, Charms.

środa, czerwca 12, 2019

3310. Na urodzinach

spieprzyłam zdjęcie – stwierdziłam we wtorek rano. nie da się go powtórzyć. nie zmienia to faktu, że byłam na fantastycznych i niezapomnianych urodzinach w poniedziałek. urodzinach, które pojawiły się w ulu dzięki Dwóm Kurierkom ciałem i Jednej Duchem.

a spieprzone zdjęcie? dziś pokroiłam — w kawałkach cieszy, budzi miłe wspomnienia i apetyt na powtórkę oraz chce tu być.


 
*

[…] each time you notice that you're wrong, if you accept it, you'll grow immediately. It's one of the few moments where you can see such a clear sign of improvement. From wrong to less-wrong, wrong to better, or wrong to right.
// Stephen Guise

wtorek, czerwca 11, 2019

(3306+3). Sęk!

Drzewko przyznało się Sadownikowi na niedzielnym spacerze, że to, co ją budzi w nocy lub rano przed budzikiem, często ma njuejdżowo-biblijno-mistyczną naturę. Tak bardzo njuejdżowo-biblijno-mistyczną, że aż wstyd się przyznać. Trudno jednak nie rozważyć, choćby z powodów czysto filozoficznych, prawdziwości, pojawiających się w ten sposób, przewrotnych dość rewelacji. Zdecydowanie trudniej jest przyznać się do tych rozważań (3292, 3264, 3260). Od soboty Jabłoń kontempluje:

masz dziś wszystko, czego potrzebujesz, by być szczęśliwą.

3308. Razem czy osobno

— o, kwiat!
— czasem nawet okwiat*.

______________
  * tego słowa nauczyła mnie Saxifraga.


4:30. upał jeszcze śpi. tylko Heniutka i ja. i kwitnąca cisza osiedla. po jednym — cyk! — na poranek.

3307. moja droga

sm to droga,
     której nikt dla siebie nie wybiera,
     która wybrała sobie wielu ludzi.
w Polsce około 50 000 osób.

poniedziałek, czerwca 10, 2019

3306. Upalny weekend (II)

najintensywniejsze życie wiodę od wielu dni między 4:15 a 9:30 rano. niedzielny ranek skonsumowaliśmy w lesie. nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie podzielili się swoimi marzeniami. niech!


5 100 m

3305. Upalny weekend (I)

Jabłoń:
(życie ma zdemolowane przez upał)
Nie uwierzysz! Przez cały weekend
nie przeczytałam ani linijki,
nie napisałam ani słowa.
Grałam i grałam!

Sadownik:
(śmieje się śmiechem, niosącym się po całej ulicy)
Czyli masz szczęśliwy mózg!

Jabłoń:
15 × 15 to dla mnie już pestka! Szkoda, że
póki co naprawdę trudnych było tylko kilka.

piątek, czerwca 07, 2019

(3147+53+104). Wymiary miłości (IV)

Orzeszek kolejny raz uzbierała dla mnie, a ja w roztargnieniu zapomniałam wziąć z Małej Danii.

Przyszły razem z zamówionym u Białego Kruka dobrym wykonaniem Beethovena w środę i już prawie się kończą.

*

Dziś przy porannej kawie Sadownik zażyczył sobie mojego telefonu, mówiąc, że nie będę żałować.

Nie żałuję ani trochę… Teraz nie rzucę już pierwsza kamieniem — mam grę w telefonie i nie waham się jej użyć, gdy utykamy na światłach, gdy czekam, aż Sadownik ustali z panem sprzedawcą detale zamówienia. Wygląda to jak uzależnienie, ale ja z uporem maniaka nazywam to rehabilitacją… dziury w moim mózgu zachwycone.

czwartek, czerwca 06, 2019

3303. Spotkanie na szczycie

Georginia spotkała go dziś. Zapytana, jakim cudem udało Jej się zdążyć ofocić zwierza, odpowiedziała, że zamieniła z nim kilka zdań i dał się zatrzymać w pikselu. Czyli on chce na bloga? — zasugerowałam. Mówił, że byłoby miło, stwierdziła Georginia. Ma to u mnie!

Komuś służy ten upał, pomyślałam. Mi mniej, ale od dziś testuję kamizelkę chłodzącą, by zachować jakość życia.

fot. Georginia, fragmenty.

środa, czerwca 05, 2019

3302. U Orzeszka i Białego Kruka (LVII)

Ostatnia flaszka soku z kwiatów czarnego bzu z zeszłego roku, na czarną godzinę upału trzymana, skończyła się dziś. Wczoraj Biały Kruk przysłał zdjątko z rozpoczętą produkcją tegorocznej dostawy tego specyfiku — mojego ulubionego z wszystkich soków, które dostajemy z Małej Danii.

*

Biały Kruk:
(napisał przy okazji podesłania zdjęcia)
Pierwsza partia zrobiona
…i w butelkach. Degustacja też była.


fot. Biały Kruk.

wtorek, czerwca 04, 2019

3301. tylko pytam

     — najgorsze. ile razy wydarzyło się w twoim życiu? zapytałam samą siebie.
     — z ręką na sercu?
     — z ręką na sercu.
     chwilę trwało ustalenie i zliczenie, co było bezdyskusyjnie „najgorsze”:
     — trzy.
     — jakim cudem przeżyłaś pierwsze dwa? co wydarzyło się później?
     — chcesz, żebym ci powiedziała, że potem wydarzyło się coś, o czym nie miałam odwagi wcześniej marzyć?
     — nic nie chcę, tylko pytam.
     — weź, mnie nie wkurzaj! — odpowiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha.

poniedziałek, czerwca 03, 2019

3300. Tam (VIII)

dlaczego coraz więcej ludzi choruje na przewlekłe, nieuleczalne choroby? ponieważ życie nie znajduje innego sposobu, by wyrwać ich sprawnie i skutecznie ze światów, w których tkwili, i podarować im nowe, choć niełatwe. hawk!

[Zwierzę uwolnione z klatki] nagle jest zdane tylko na siebie. Nie wie, co ma robić. Dawne życie i wszystkie dobrze znane rzeczy nagle należą do przeszłości. Ta niepewność może nas paraliżować. Co konkretnie byśmy zrobili, gdybyśmy nagle mogli korzystać w życiu z pełni wolności? Dokąd byśmy poszli? Jak byśmy się na co dzień zachowywali? Skąd czerpalibyśmy poczucie sensu? Te pytania mogą napawać przerażeniem.

*

Zwracając sobie wolność rozumianą jako przeżywanie chwili obecnej i bycie sobą, zaczynamy darzyć sami siebie większym zaufaniem i zyskujemy większą pewność siebie. Dzięki temu możemy się rozwijać, doskonalić i w pełni realizować swój potencjał. Dzięki temu możemy czerpać autentyczną radość z kontaktów z innymi i ze światem. W ten sposób zyskujemy motywację i poczucie wyzwolenia.

Brendon Burchard, Manifest motywacji,
przeł. Magda Witkowska, MT Biznes, Warszawa 2016.

niedziela, czerwca 02, 2019

(3291+8). Skończona

Warto żyć! Również po to, by czytać Le Guin. Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu Ziemiomorza, do pewnego momentu można drugą część cyklu odłożyć, zająć się czymś innym, nawet poczytać coś innego, ale przychodzi moment, że nie można się oderwać, dopóki nie dobiegnie się do końca historii.

     — Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym, kim się wydajesz? — spytała wreszcie.
     — Nie wiesz. Ja też nie wiem, kim się tobie wydaję
.

*

Dotyk był jedynym przewodnikiem. Idący nie widział drogi, lecz trzymał ją w dłoniach.

*

Tylko czarownik mógłby otworzyć te drzwi. Czarownik

*

[…] nie sama woda mnie ocaliła, lecz moc rąk, które ją podały.

*

Siedziała zasłuchana. Nie powiedział ani słowa więcej. Milczeli, lecz to milczenie było inne niż cisza, jaka panowała w komnacie przed jej przyjściem. Teraz wypełniały ją ich oddechy, szum płynącej w żyłach krwi, skwierczenie świecy w cynowej latarni… Mikroskopijne, żywe dźwięki.
     — Jak to się stało, że znasz moje imię
?

*

Nikt samotny nie zdoła się długo opierać Siłom Ciemności. Są potężne.

*

     — […] Umiesz czytać?
     — Nie. Czytanie to jeden z czarnych kunsztów.
     Kiwnął głową.
     — Ale użyteczny — stwierdził
.

*

Ogarnęło ją dziwnie słodkie uczucie, rozkosz wolno i całkowicie wypełniająca umysł, aż w końcu się przelała […]. Rozejrzała się dookoła z wszechogarniającym zachwytem.

*

     — Wierzysz w to?
     — Zawsze wierzyłam.
     — Czy wierzysz w to teraz
?
     […]
     Musisz dokonać wyboru — powiedział miękko.

*

     — Mógłbym przywołać królika — mruknął, grzebiąc w ognisku krzywą gałęzią jałowca. — Wszędzie wokół nas króliki wychodzą teraz ze swoich jam. Wieczór to ich pora. Gdybym zawołał któregoś jego imieniem, przyjdzie. Ale czy potrafiłabyś zabić, obedrzeć ze skóry i ugotować królika, którego przywołałaś w ten sposób? Mnie wydaje się to nadużyciem zaufania.

*

Normalne życie okazało się czymś o wiele wspanialszym i bardziej zdumiewającym, niż mogła sobie wyobrazić.

Ursula K. Le Guin, Grobowce Atuanu, tom 2. cyklu Ziemiomorze, przeł. Piotr W. Cholewa, Prószyński i s-ka, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

A ona przyglądała mu się, wiedząc, że nigdy nie zdołałaby wypowiedzieć tego, co miała w sercu — tutaj, gdy siedziała obok niego w blasku ogniska, o zmierzchu wśród gór.

*

Zaczynała dopiero poznawać ciężar swobody. Wolność to wielkie brzemię, niezwykłe i trudne do zrozumienia dla ducha. Nie jest łatwa. Nie jest darem otrzymanym, lecz dokonanym wyborem. I ten wybór wcale nie jest prosty. Droga wiedzie w górę, do światła, lecz zmęczony podróżnik może nigdy nie dotrzeć do jej końca.

*

     — Odwiedzisz mnie kiedyś?
     — Gdy tylko będę mógł
.

(tamże)

sobota, czerwca 01, 2019

3298. Piękno pod stopami

Heniutka, ja i piąta rano. zatrzymało mnie piękno, które moc ma ogromną — wszechobecnej kostce bauma się nie daje.

zatrzymało i Heniutkę, bo przecież cyk!

3297.

nie jesteś mi nic winna.
przyszło do mnie prawie tydzień temu. najpiękniejsze zdanie, które mogę wypowiedzieć w twoją nieobecną* stronę. uwalniam nim ciebie, czuję to całą sobą. te słowa, wypowiedziane przeze mnie na głos, paradoksalnie uwalniają również mnie. uwalniają przede wszystkim mnie.

nie jesteś mi nic winna.
powtarzam, nie dowierzając, jak bardzo leczący jest to zestaw głosek. a ty? ty musisz poszukać swojego leczącego zdania.

uwolni.ona

______________
* sześć lat temu powiedziałam: starczy, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. nie zmieniłam zdania.