środa, grudnia 30, 2020

4084. Bądźmy Feniksami!

Wszystkie przyjacielskie Szpagaciki już dawno wyrosły z książek dla dzieci, które uwielbiam. Od czasu do czasu próbuję przymierzyć się do czegoś odpowiedniego do ich wieku. Najczęścięj nie daję rady i wracam na „dzieciową” półkę zachwytu.

Z tą książką było inaczej. Haczykiem, który skutecznie połknęłam, były oczywiście ilustracje. Na szczęście nie skończyło się na obrazkach. Szkoda, że za moich nasto­let­nich czasów nie było takiej książki. Dobrze, że jest teraz i może znaleźć się w dło­niach wszystkich kochanych Szpagacików.

[…] każdy z nas jest bohaterem, który odbywa swoją podróż. Często więcej niż raz w życiu.

Baśnie są bardziej niż prawdziwe nie dlatego, iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać.

Milczała w taki sposób, który dawał mi przestrzeń do wyrzucenia z siebie wielkiego kamienia.

Chodzi o drogę, o ciągłe podnoszenie się, wyciąganie wniosków, prze­ba­cza­nie sobie i innym i o świadomość, że to nam właśnie daje szczęś­cie. Poczucie sensu wypływające z życia, które było, jest i będzie zaw­sze warte przeżycia.

Serce jest mapą pokazującą to, dokąd zmierzamy. Zmarsz­czki i blizny są mapą pokazującą to, gdzie byliśmy.

Przeszłość jest czymś niezwykłym. Niby już jej nie ma, a tkwi w nas.

Nieważne, czy strata polega na tym, że ktoś odchodzi z tego świata, czy odchodzi z naszego życia, czy kogoś tak naprawdę nie było nigdy. Strata może dotyczyć człowieka albo rzeczy materialnych, czy w ogóle czegoś nienamacalnego: naszych marzeń, aspiracji, zdolności, nadziei… […]
     […] Rozrachunek z przeszłością jest możliwy poprzez dotknięcie tego wszystkiego, co się zdarzyło. Zrozumienie, przepłakanie, przebaczenie.

Często to, co widzimy na zewnątrz, nie ma wiele wspólnego z tym, co ten ktoś czuje.

[…] to, z czym się zmagamy, nasze porażki i błędy, nasze trudy i nasz ból, to wszystko może objawić swój sens nagle i niespodziewanie.

[…] mierzenie się z tym, co trudne, jest dla nas ważne i potrzebne.

Rowling, która studiowała filologię klasyczną, nie nazwała eliksiru szczęścia Fortuna fortunae — wtedy oznaczałoby, że eliksir szczęścia przynosi fortunę, czyli szczęście rozumiane jako fart. Ona nazwała go Felix felicis. A felicitas oznacza wewnętrzne poczucie szczęścia. To ono unosi nas nad ziemię i pozwala latać.

Przemek Staroń, Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli
jak radzić sobie z życiem
, ilustr. Marta Ruszkowska,
Agora, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

Wiem i czuję już, że to właśnie jest istota życia: nigdy nie będzie punktu, w którym będę mógł uznać, że już wszystko wiem i rozumiem.

(tamże)

4083. 365/366

kawa. wczoraj w południe nad wodą.
dzisiaj w drodze, jutro w ulu.

365/366


fot. Sadownik, fragment.

wtorek, grudnia 29, 2020

4082. 364/366

gdy zatrzymasz się na poziomie słów, nieporozumienia masz jak w banku. jeśli pozostaniesz na poziomie emocji, szykuj się na konflikty. na poziomie uczuć, doświadczysz głębi relacji — nie tylko z wybranymi ludźmi czy zwierzętami — jara mnie, że można pójść dalej*.

364/366

__________
  * na poziomie energii doznasz tylko… zachwytu.

poniedziałek, grudnia 28, 2020

4081. Najlepsze jest poza słowami

Zdania i akapity całe, które rezonują z najgłębszym dobrem w nas, są w tej książce. Skąd ta pewność? Gdyby nie było tego dobra w nas, mądrość tej książki nie miałaby z czym rezonować.

Wybieranie cytatów było karkołomnym zajęciem, ale coś we mnie uparcie po­wta­rza­ło: im mniej, tym lepiej.

Dopóki oddychamy, wciąż mamy możność, żeby wybrać życie i zastanowić się, czego taki wybór wymaga.

Zdaje mi się, że moja łódź
uderzyła, gdzieś tam w głębinach,
w coś ogromnego.
A jednak nic
się nie dzieje! Nic… Cisza… Fale…
– Nic się nie dzieje? Czy może stało się już wszystko
i stoimy teraz, spokojnie, pośród nowego życia?
// Juan Ramon Jiménez, Oceans.

[…] zmiana stosunku do przeżywanego doświadczenia daje nam więcej swobody w nastawieniu i działaniach, nawet gdy nie wiemy, co zrobić.

Paradoksalnie mamy już to, czego szukamy lub co pragniemy pra­kty­ko­wać. Musimy tylko sami sobie zejść z drogi, co jak na ironię często wymaga pewnego wysiłku.

Sytuacja, wobec której stajemy w tej chwili, i to, jak ro­zu­mie­my ten mo­ment, kształtuje to, co może pojawić się w następnej chwi­li i w kolejnej. Nie jest to z góry po­sta­no­wio­ne i ostatecznie nie da się tego procesu wtło­czyć w żaden szablon. Pozostaje on tajemnicą.

Jon Kabat-Zinn, Medytacja to nie to, co myślisz, [cykl],
przeł. Roman Skrzypczak, Czarna Owca, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

[…] potrzebujemy wewnętrznych zasobów życzliwości, szczodrości, współczucia i dobrej woli.

[…] chwila po chwili, oddech za oddechem, dzień po dniu widzimy i oso­bi­ście odczuwamy wewnętrzne i zewnętrzne skutki własnych działań, słów, a nawet myśli, emocji i mimiki.

Żaden cel nie jest zbyt mały, żaden wysiłek nie jest po­zba­wio­ny znaczenia. Każdy krok na tej drodze się liczy i jak się przekonamy, liczy się też każda i każdy z nas.

(tamże)

4080. 363/366

której części Twojego cierpienia nie widzę? to pytanie od­na­la­zło mnie dopiero wtedy, gdy wilczyca stała na szczycie wzgó­rza. dopiero tam, daleka od naszego wspólnego życia, byłam go­to­wa, by wrócić i za­jąć się tro­pie­niem odpowiedzi.

363/366

niedziela, grudnia 27, 2020

4079. 362/366

nie odsłyszysz tego, co usłyszałaś. nie odwidzisz tego, co zo­ba­czy­łaś. odgryzłaś się, odszczekałaś, a teraz ruszaj na po­szu­ki­wa­nia wewnętrznej wilczycy — zaordynowałam sobie.

362/366

4078. Niech!

Czytanie czterech książek to od jakiego czasu normalka. Druga w aktualnym ze­sta­wie zachęca mnie do porzucenia tego procederu, ale zanim podejmę to wyzwanie, właśnie z drugiej wyjęłam, o zgrozo, tę, piątą! Nazwisko wyjęte z drugiej, spraw­dzi­łam, czy autor dostępny w ibuku. Nie, więc dziękuję, ale za to okazało się, że o tym samym nazwisku Autorka, mózg i całkiem świeża książka. Trzy razy się nie zasta­na­wia­łam.

Policzyłam. To czwarta książka o alzheimerze, po którą sięgnęłam, (i, ii, iii). Ta jest zdecydowanie najlepsza, bo jest nie tylko o tym, co straszne, smutne, nie­wy­o­bra­żal­ne i nie­unik­nio­ne, ale przede wszystkim o niepoddawaniu się, o wspaniałym nie­pod­da­wa­niu się. Ta książka jest fenomenalną inspiracją.

Kto wie, co mnie czeka, jeśli będę wystarczająco odważna.

*

Niewielu z nas zadowala się zwykłym tu i teraz. Zazwyczaj idziemy przez życie z przekonaniem, że mamy mnóstwo czasu na przejmowanie się dro­biaz­gami: burknięciem koleżanki w pracy, spóźniającym się autobusem, deszczem tryskającym z chmur, gdy akurat zapomnieliśmy parasola. Ileż to razy siedzimy w poniedziałek w pracy i żałujemy, że to jeszcze nie weekend? Albo mamy nadzieję, że szybko zlecą tygodnie do tak bardzo oczekiwanego urlopu? A potem wydarza się coś, po czym stajemy jak wryci — rozwód, czy­jaś śmierć, postępująca choroba. Coś, co uprzytomnia nam, że jest tylko dziś.

*

     — Zanim zaczniemy, być może powinnam obalić jeszcze jeden mit. U wie­lu ludzi hasło „demencja” od razu wywołuje skojarzenia z końcem. Być może tak myślała również część z was. Stoję tu przed wami, by pokazać, że w demencji jest też początek i mnóstwo czasu, zanim nadejdzie końcowy etap. Nie spisujcie nas automatycznie na straty, bo bez względu na swój wiek wciąż mamy wiele do zaoferowania. Tyle że możemy to przekazać w inny sposób.

Wendy Mitchell w rozmowie z Lorraine Kelly, 2019.

*

Co stało się z całym tym czasem, który zdawał się stać przede mną otworem?

*

Często spotykam się z pytaniami, jak pomimo demencji jestem w stanie robić samodzielnie to wszystko, co robię. Odpowiedź brzmi: z trudem. Ale nic nie jest niemożliwe, nawet dla osoby z chorobą mózgu.

*

Czy chcę brnąć przed siebie aż do chwili, gdy zobaczę, jak zbliżam się do krawędzi przepaści? Kiedy będzie można powiedzieć, że jestem już wy­star­cza­ją­co blisko? Czy kiedy zyskam tę pewność — kiedy znajdę się do­sta­tecz­nie blisko, by spojrzeć w dół i zobaczyć pustkę — czy wówczas będzie już za późno, żeby to powiedzieć?

*

W takich chwilach, gdy w mózgu odzywa się dzwonek frustracji, chcę się poddać. Byłoby łatwiej. Ale nie robię tego. Nie, jeżeli chcę wygrywać dzień po dniu; nie, jeżeli chcę wciąż wyprzedzać o krok chorobę. Choć ona też codziennie ma swoje małe zwycięstwa.

*

Gdy ktoś powtarza wam dzień w dzień, że cierpicie, w końcu zaczynacie w to wierzyć. Codziennie „zmagamy się”, by jakoś obejść trudności, przed którymi stajemy, ale — z pewną pomocą — możemy znaleźć sposoby, by je pokonać.
     Wszyscy w sali przysłuchują mi się z uwagą. Mówię zebranym, że kon­struk­cję „cierpieć na” można zastąpić sformułowaniem „żyć z”.
     — Nie neguję ani nie umniejszam wagi naszych wyzwań. Mówię tylko, że to lepiej brzmi.
     Kiwają głowami. Dociera to do nich.
     Wracam myślami do tego, jak poznałam własną diagnozę, i myślę o tym, że dzięki aktywnemu zmienianiu swojej perspektywy udało mi się zastąpić niemożliwe możliwym.

*

Są straty, ale są też zyski i przez kolejny ulotny moment zdaję sobie sprawę, że postępująca choroba może w szcze­gól­ny sposób zogniskować umysł.

*

[…] ja — ta skryta osoba we mnie, zagrzebana pod lawiną choroby, która paradoksalnie każdego dnia otwiera przede mną nowe możliwości, nowe doświadczenia, a ja je zgarniam obiema rękami, ponieważ choroba dała mi też dar wyraźnego poczucia, jak krótkie jest życie. Biorę łyczki herbaty i uśmiecham się, skłócona ze swoim schorowanym mózgiem, a jed­nak dziwnie za to wdzięczna. Czy takie okropieństwo jak diagnoza po­stę­pu­ją­cej choroby naprawdę można traktować jak coś dobrego?

Wendy Mitchell, Ja, którą kiedyś znałam. Moje życie z chorobą
Alzheimera
, przeł. Dariusz Rossowski, Feeria, Łódź 2020.
(wyróżnienie własne)

Niekiedy w twoim życiu pojawia się ktoś i od razu wiesz, że pozostanie już u twojego boku na zawsze.

(tamże)

*

Wendy Mitchell, What Happens When You Have Alzheimer's Disease.

czwartek, grudnia 24, 2020

4076. 359/366

te święta. będą inne. niech uchylą przed nami drzwi, których istnienia nie przeczuwaliśmy.

359/366

(4071+4). To dziś!

A dlaczego tak mało muminkowych cytatów z siódmej części? Albowiem, ponieważ, bo tak! Mało muminkowych cytatów wynikało z faktu, że wigilijnym okru­chom na­le­żał się osobny, świąteczny wpis. Ten wpis.

[…] wychodzili z siebie, ponieważ nadchodziła wigilia.

     – Nudzicie mnie tym waszym spaniem, a wigilia się zbliża, może nadejść dosłownie w każdej chwili!
     […]
     – Czy to już wiosna? – mruknął Muminek.
     – Wiosna? – powiedział Paszczak nerwowo. – Mówiłem o wigilii, ro­zu­miesz, o wigilii. A ja nic nie zdążyłem przygotować i nic nie mam, a oni mnie tu posyłają, żebym was odgrzebał.

     — Mamusiu! Zbudź się! — zawołał Muminek przerażony. — Stało się coś strasznego! To się nazywa wigilia!
     — Co chcesz przez to powiedzieć? — spytała jego Mama, wysuwając pysz­czek spod kołdry.
     — Nie wiem dokładnie — odpowiedział Muminek. — Ale nic nie jest przy­go­to­wa­ne i coś przepadło, i wszyscy biegają jak zwariowani.

Postarajcie się o choinkę, zanim się ściemni.
     […]
     — Zanim się ściemni — szepnęła Panna Migotka. — Ona powiedziała: zanim się ściemni. A więc niebezpieczeństwo nadejdzie dziś wieczorem.
     — Widocznie trzeba mieć choinkę, żeby jakoś sobie dać radę – za­sta­na­wiał się Tatuś.

     — Przyjemnej wigilii! — szepnęło leśne stworzonko nieśmiało.
     — Jesteś pierwszy, który uważasz, że Wigilia może być przyjemna — od­po­wie­dział Tatuś. — Czy wcale się nie boisz, co będzie, kiedy rzeczywiście nadejdzie?

     — Czy myślisz, że Wigilia jest bardzo głodna? — spytała Mama z nie­po­ko­jem.
     — Chyba nie więcej niż ja — powiedział Tatuś tęsknym głosem. Siedział w śniegu i marzł owinięty kołdrą po uszy. Ale małe stworzenia muszą zaw­sze być bardzo, bardzo uprzejme wobec wielkich mocy przyrody.

[…] sierść drżała im ze wzruszenia.

Tove Jansson, Opowiadania z Doliny Muminków, [cykl],
przeł. Irena Szuch-Wyszomirska,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.

wtorek, grudnia 22, 2020

poniedziałek, grudnia 21, 2020

4073. 356/366

dziś. najdłuższa ciemność w roku.
przemija.

356/366

4072. O cieple przed snem

Jabłoń:
(mając dość lodowanych nóg przed snem,
zamówiła u Zkemi wełniane kolanówki
)

ZKemi:
(na zakończenie rozmowy przypomina)
Przyślij mi esemes z długością łydki.

Jabłoń:
(zmierzyła, wysłała i długo nie czekała na odpowiedź)

ZKemi:
Rajstop jeszcze nie robiłam… ;)
(i machnęła seksowne, ciepłe kolanówki)

4071. Strajkowe czytanie (IX)

Gdy wróciłam do Muminków, sprawdziłam i ku memu zdziweniu okazało się, że właśnie ta (i tylko ta) część utknęła w lekturach obowiązkowych polskiej szkoły. Dlaczego ta, nie uda­ło mi się zrozumieć — polska szkoła jest tworem, którego sensu nigdy nie po­ję­łam. Jestem natomiast pewna, że jak czytało się tylko tę część w trybie „musisz”, to moż­na Muminki znienawidzić.

Gdy zna się bohaterów poprzednich części, zabawa jest przednia — trochę nerwic, natręctw, osobliwości i zawsze dobre zakończenie każdego opowiadania.

     – Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia — powiedział nagle Włóczykij. — To wiem.

Tymczasem wyprowadziłem się ze starego mieszkania i zacząłem żyć na dobre! To takie emocjonujące! Kiedy nie miałem imienia, rozumiesz, bie­ga­łem tylko i najwyżej przeczuwałem to czy owo na temat tego czy owego, a wydarzenia trzepotały wokół mnie; czasem były niebezpieczne, czasem nie, ale nic nie było PRAWDZIWE, rozumiesz?
     Włóczykij usiłował coś powiedzieć, ale stworzonko mówiło dalej:      – Teraz jestem osobą, która należy do siebie, i wszystko, co się dzieje, ma znaczenie. Nie dzieje się bowiem „ w ogóle”, ale wydarza się MNIE, Ti-ti-uu. A Ti-ti-uu patrzy na sprawy tak albo inaczej — jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
     – Jasne, że cię rozumiem — odpowiedział Włóczykij. — Bardzo dobrze.

     – Zobaczysz: prędko staniesz się dorosły, jeżeli będziesz taki — po­wie­dział Homek. — Będziesz jak tatuś i mamusia, i dobrze ci tak. Będziesz widział i słyszał w zwykły sposób, to znaczy, nic nie będziesz widział ani słyszał, tak to się skończy.

Ja w każdym razie wiem, jak to jest. Świat przed katastrofą zawsze wygląda tak cicho i spokojnie.

Najdziwniejsze zaś było to, że nagle poczuła się zupełnie bezpieczna. Było to bardzo szczególne uczucie i Filifionka uznała, że jest nadzwyczaj przyjemne. Bo właściwie dlaczego miałaby się niepokoić? Katastrofa przecież nareszcie przyszła.

Znów wszystko zepsuli. Powinno być tak: najpierw ma się tajemnicę, a po­tem robi się niespodziankę. Ale gdy mieszka się z rodziną, ani z pierwszego, ani z drugiego nic nie wychodzi. Wszystko wiedzą od początku i od po­cząt­ku nie ma się już z czego cieszyć.

I nie mam już sił zastanawiać się nad tym, co to wszystko ma znaczyć. Ale wygląda na to, że wszystko idzie dobrze.

Tove Jansson, Opowiadania z Doliny Muminków, [cykl],
przeł. Irena Szuch-Wyszomirska,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.


okładka z wcześniejszego
(pamiętanego z młodszych czasów)
wydania, bo to z 2013 roku
beznadziejne.

To jest wieczór na piosenkę — pomyślał Włóczykij. – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty, i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze.

(tamże)

sobota, grudnia 19, 2020

4070. 354/366

przyjaźń. jeśli jesteś wobec siebie uczciwy i mówisz: przyjaźń, to tak naprawdę mówisz: miłość.

bo przyjaźń to tylko naczynie na miłość — zrozumiałam.

354/366

[suplement pikselowy: 3.06.2021]

4069. Czekariat (IV)

Przemieszczanie. Właśnie temat spowodował, że obraz stał się czeka­riu­szem — czegoś mi brakowało. Przestał czekać, gdy odnalazły mnie słowa o wędrówce. Nic dodać, nic ująć — mieć pod ręką.


Kaan.

*

Być może dopiero wtedy, gdy nie wiemy, co zrobić,
znajdujemy naszą prawdziwą misję,
i gdy nie wiemy już, jaką pójść drogą,
zaczynamy swą prawdziwą wędrówkę
.

// Wendell Berry

czwartek, grudnia 17, 2020

4068. Choinka w ulu już jest

Pan Ciasteczko:
(wrócony z delegacji, zaparkował na stole
świeżo otrzymanym, nowym wozem
)

Jabłoń:
(popłakała się ze śmiechu)

4067. Czekariat (III)  // Zielnik (XXI)

Najmłodszy czekariusz. Razem z ważką postawili mnie pod ścianą: dziś! Bez dyskusji, bez wymówek, bez czekania.

Temu, co mnie porusza, nie próbuję oporować — poddaję się (w dwóch znaczeniach).

Nasturcja. Uwielbiam. Nasturcja. Niebanalna. Nasturcja. Kolor, który wróci, trzeba tylko trochę poczekać.


fot. Saxifraga, fragment.

4066. Czekariat (II)  // Zielnik (XX)

Decyzja zapadła. Czekające w kolejce nie chcą czekać ani dnia dłużej. Bo na co? Wracam do tego zdjęcia i wracam. Jest dla mnie niczym światełko w tunelu, którego potrzebuję nie tylko w przeciągu coraz krótszych dni. Wracam do tego zdjęcia od ponad dwóch miesięcy i już chcę je mieć pod ręką.

Pozostaje poczekać na oko Profesory, by sprowadziła moją botaniczną igno­ran­cję na właściwe tory.


fot. Saxifraga, fragment.

Profesora Saxifraga:
Nawłoć

4065. Czekariat (I)

     — czy wie pani, że jest pani delikatną ważką? — zapytał, dotykając ją słowami.
     do tej chwili nie wiedziała.

*

Natychmiast stanęła przed moimi oczami. Wspaniała ważka przy­po­mnia­ła, że czeka w blogowych blokach startowych od… prawie czte­rech miesięcy. Przyszedł jej Czas. Skrzydła są, piór nie ma.


fot. Niosąca Pokój.

środa, grudnia 16, 2020

4064. 351/366

cisza zaklęta w odłożonych przedmiotach.
porusza mnie i przypomina o miłości.

uwielbiam sposób, w jaki ona zakłada i zdejmuje
okulary (tylko do czytania).

351/366


fot. Ona.

wtorek, grudnia 15, 2020

niedziela, grudnia 13, 2020

4062. 348/366  // Zielnik (XIX)

szaro i buro od rana, a ona kwitnie, nic sobie z tego nie robiąc. gapię się na nią i próbuję ustalić odpowiedź na dość zasadnicze pytanie.

ile dziesiątek lat zajmuje człowiekowi dojście do tego aza­lio­we­go stanu ducha?

348/366

Gepardzica:
(trzy dni temu)
Jakbyś nie wiedziała,
to jest Azalia.

4061. Strajkowe czytanie (VIII)

Wtedy też była niedziela, trzynastego grudnia, i był śnieg, o jakim teraz możemy tylko pomarzyć. Ówczesny prezes zwany generałem zarządził nowy stan skupienia. Ciekawe, czy aktualny prezes, co nikt mu nie wmówi, że czarne jest czarne, już wie, że przeszarżował? Mały człowiek, duży strach, a po wszystkim będzie wielkie sprzątanie.

W tej części nie ma proroczych zdań dotyczących kolejnej odsłony Strajku Kobiet w rocznicę stanu wojennego. Zima to intra­per­so­nal­ny czas na odnalezienie siebie, nawet jeśli wcale się nie zgubiliśmy; na odkrywanie siebie, szczególnie wtedy, gdy nie zgu­bi­li­śmy się nigdy. Ten tom Muminków po­zwa­la z łatwością przetrwać ostat­nie naj­krót­sze dni w tym roku.

     — Widzisz — zaczęła. — Tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagu­bio­ne. […] tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy… Trzy­ma­ją się na uboczu cały rok. A potem, kiedy jest spokojnie i biało, i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym — wtedy wychodzą.

I Muminek ruszył przed siebie, wydeptując pierwsze ślady na moście i dalej, na zboczu góry.
     Były to ślady bardzo drobne, ale stanowcze, i wiodły prosto między drze­wa, na południe.

Potykając się i piszcząc, brnął przez śnieg. I nagle przestraszył się bardzo mroku i samotności.
     Musiał ten strach być gdzieś w pobliżu, od chwili kiedy Muminek obudził się w uśpionym domu, ale dopiero teraz pokazał się na dobre.
     […] Nie miał odwagi podnieść pyszczka znad śladów, które ledwie było widać w ciemności. Wlókł się dalej, popłakując cichutko.
     Aż nagle zobaczył światło.

Błyskawicznie wyskoczyła z pudła; zawahała się przez moment, po czym zdecydowała się na ciekawość, wolała być ciekawa niż przestraszona.

Wpadło się w coś zupełnie nowego i nikt nawet nie zatroszczy się i nie spyta, w jakim świecie żyło się przedtem. Nawet mała Mi nie ma ochoty porozmawiać o prawdziwym świecie.
     — Skąd można wiedzieć, który jest prawdziwy? — powiedziała Too-tiki z nosem przy szybie.

Wszystko jest bardzo niepewne i to właśnie mnie uspokaja.

Ktoś wynosi rzeczy z domu Tatusia.
     — To chyba tylko dobrze — rzekła Too-tiki wesoło. — Masz o wiele za dużo rzeczy wokół siebie. Takich, które wspominasz, i takich, o których marzysz.

     — Aha, więc jestem uratowany — powiedział z rozczarowaniem. — Że też wszystko, co emocjonujące, musi się zawsze kończyć, kiedy się już tego nie boimy i kiedy nareszcie mogłaby z tego wyniknąć dobra zabawa.

Wszystko to istniało, choć nikt nie wiedział dlaczego, i było się wobec tego zupełnie bezradnym.

     — Nie wiem, czy dobrze się stało — powiedział Muminek zaniepokojony.
     — Nie mogło się stać lepiej — odpowiedziała Too-tiki.

Być może mimo wszystko byli z sobą spokrewnieni. A krewni, którzy przyszli w odwiedziny, mogą nieraz zostać na długo. A jeśli to jest przodek, może zostać na zawsze. Kto wie?

Wymagało to trochę czasu, ale decyzja została powzięta. A decyzja to zawsze rzecz pożyteczna.

Tove Jansson, Zima Muminków, [cykl],
przeł. Irena Szuch-Wyszomirska,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.


okładka z wcześniejszego
(pamiętanego z młodszych czasów)
wydania, bo to z 2013 roku
beznadziejne.

Goście zaś nadzwyczaj cenili sobie długie, trochę prze­ba­ła­ga­nio­ne przedpołudnia, chwile, kiedy powoli robił się dzień, a oni opowiadali sobie, co im się śniło, i słuchali odgłosów z kuchni, gdzie Muminek przyrządzał kawę.

Nadchodziła wiosna, ale nie tak, jak ją sobie wyobrażał. Już nie ta, która uwolniła go od nieznanego i wrogiego świata, lecz wiosna, która była dalszym ciągiem wszystkiego, co przeżył, przezwyciężył i co sobie przyswoił.
     Chciał, aby wiosna była długa, aby jak najdłużej zachować nastrój oczekiwania.

     — No, proszę — powiedziała Mama Muminka, mrużąc oczy i patrząc w słońce. – Życie jest po prostu zachwycające.

     — Na przyszłą wiosnę muszę obudzić się przed innymi — powiedziała. — Żeby można było mieć spokój i robić to, na co się ma ochotę.

(tamże)

sobota, grudnia 12, 2020

4060. O światach

Kaan:
(dla Szpagacika przyjaciół tchnęła
w szmatki Duszę, a gdy skończyła, cyk
)

Jabłoń:
(zachwycona, że będzie tę Piękność tu mieć)
Muminki by ją pokochały.

     — Czemu nie mówiłaś mi tego w zimie – przerwał Muminek. – To by mnie pocieszyło. Kiedyś powiedziałem: „Tu rosły jabłka”. A ty na to: „Ale teraz rośnie śnieg”. Czy nie rozumiałaś, że ogarniała mnie melancholia?
     Too-tiki wzruszyła ramionami.
     — Wszystko trzeba odkryć samemu — powiedziała. — I również przejść przez to zupełnie samemu.

[…] czy kiedykolwiek będzie mógł jej opowiedzieć o swojej zimie tak, żeby to zrozumiała.

Tove Jansson, Zima Muminków, [cykl],
przeł. Irena Szuch-Wyszomirska,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.

4059. 347/366

dziś. co bezszelestnie
mnie prowadzi? dokąd?

347/366

środa, grudnia 09, 2020

4057. Strajkowe czytanie (VII)

To właśnie cytat z tego tomu (zacny bardzo) spowodował mój powrót do Mu­min­ków. Polityczny w tym tomie jest tylko jeden fragment, choć nie ma w nim nic o pałkach teleskopowych:

Może jednak naprawdę coś się stało… — myślał Muminek, idąc wolno wzdłuż rzeki. — Są przecież Buki i policjanci.

Wstrząśnięta katolicką szczerością redemptorysty, informuję apologetów i świętujących urodziny toruńskiego biznesu, że Muminki polecają się bardzo:

     — Do nieba? — powtórzyła Mi. – Musimy iść do nieba? A jak się można stamtąd wydostać?

A reszta już po ludzku — zwykły dorosło-dzieckowy zachwyt. Należy ostrzec, że tego tomu lepiej nie czytać przed Bożym Narodzeniem w przypadku nasilonych trud­ności z więzami krwi — można wskutek lektury stać się brawurowo odważnym.

     – Tyle jest rzeczy, których się nie rozumie — szepnęła do siebie Mama Muminka. — Ale właściwie dlaczego zawsze miałoby się dziać tak, jakeśmy do tego przywykli?

     — A więc nikt nie będzie się gniewał, jeżeli przez resztę życia będę zapraszała tylko tych, których będę chciała? Chociaż to nie będą moi krewni?
     — Nawet pies z kulawą nogą — zapewnił Muminek.
     Na twarzy Filifionki ukazał się wyraz ulgi.
     — Jakie to proste! — zawołała. — Ach, jak cudownie!

     — A mnie się śniło, że miałam moc nowych krewnych — powiedziała Filifionka. — To byłoby okropne! Właśnie teraz, kiedy pozbyłam się starych!

     — Co masz zamiar z nim zrobić? — pisnęła Mi. — Powiesić go, ugotować czy wypchać?
     — Przestraszyć! — odpowiedział Włóczykij i mocniej przygryzł fajkę.

     — Słuchaj uważnie, co ci powiem — odezwał się Włóczykij.
     — Dobrze — odparł Muminek, czując, jak duch przygody przenika go, głośno łopocząc skrzydłami.

     — Ujdzie — powiedziała Emma. — Przerób teraz to wszystko na biały wiersz. I pamiętaj, że w porządnej tragedii w dawnym dobrym stylu wszyscy muszą być ze sobą spokrewnieni.

     — Wiem, że mam duże stopy — mruknęła Bufka z goryczą.
     — Ja tylko próbuję to jakoś wytłumaczyć — odparł Homek.
     — To kwestia odczucia — odpowiedziała Bufka. — Tego się NIE DA wytłumaczyć!

     — Grunt to spokój! Nie denerwujcie się — przerwała Emma z nieoczekiwaną wyrozumiałością. — Jakoś się to wszystko w końcu ułoży.

     — Czy masz wszystko, czego ci potrzeba? — zapytał Muminek.
     Włóczykij kiwnął głową potakująco.
     — Najzupełniej wszystko — powiedział.

Tove Jansson, Lato Muminków, [cykl],
przeł. Irena Szuch-Wyszomirska,
Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)


okładka z wcześniejszego
(pamiętanego z młodszych czasów)
wydania, bo to z 2013 roku
beznadziejne.

Właściwie żaden z nich nie miał ochoty rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Czasu mieli dość; przed nimi było długie i pełne obietnic lato.

Słońce zaszło, lecz teraz, w czerwcu, nie mogło być mowy o prawdziwych ciemnościach. Noc była jasna, pełna marzeń i czarów.

(tamże)

wtorek, grudnia 08, 2020

(4055+1). Czarne piękno

Czarne koty nie mają dobrego piaru STOP. Czarne psy z  powodu swojego umasz­czenia mają o 50% mniejszą szansę na adopcję, gdy trafią do schroniska STOP. Czarne myśli zostaw sobie na czarną godzinę STOP. Czarna rozpacz w czarnej dupie naprawdę za nic ma poprawność polityczną STOP. Czarna owca to jedna z cie­kaw­szych fuch w rodzinie STOP. Czarnym koniem swego życia bądź STOP! I nigdy nie mów mi, że nie lubisz czarnych ptaków.

Ten gawron prawie dwa miesiące czekał. Z jesieni zrobiła się zima. Chcesz czekać do wiosny? Na co? — zapytał dostojnie. Piękny ptak! Czarny STOP. Kocham majestat monochromatycznych ptaków STOP.


fot. Saxifraga, fragment.

Jeżeli czarną nocą czarny kot przebiegnie ci drogę, to nie ma nieszczęścia i wszystko się dobrze zaczyna.

*

Myśli są najbardziej zastanawiającym stanem, jaki towarzyszy czło­wie­kowi. Zawsze przychodzą w najmniej odpowiednim momencie i nie mogą się odczepić. Bardzo często dla świętego spokoju się je zapisuje, żeby nie oszaleć z zamyślenia.

*

Ludzie dzielą się między sobą myślami i część z nich traktują jako własne, a drugiej części nie rozumieją, dlatego też komunikacja dla nas jest rzeczą konieczną, ale niemożliwą.

*

Człowiek jest zły na cały świat, jeżeli coś nie idzie po jego myśli. Dlaczego w takim razie nie jest zły na swoje myśli?

*

Myśli najlepiej zostawić dla samego siebie. Jest coś, co mam na zawsze i nikt mi tego nie odbierze — wolność milczenia.

*

Ponieważ życie jest krótkie, warto uzyskać odpowiedź na chociażby jedno pytanie. I nawet jeżeli odpowiedzią jest ciągle ta sama cisza, to w którymś momencie uda się ją zrozumieć. Mądrość przychodzi tylko w momentach, kiedy się do niej nie przyzwyczajamy.

Filip Zawada, Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2019.

4055. Samo gęste

Od premiery byłam zachwycona przesądem zawartym w tytule, ale nie było takiej możliwości, by ibukowa sknera we mnie wydała na elektroniczną wersję książki trzy i pół dyszki — absurd ma swoje granice. Polowałam na nią ponad rok i w piątek udało się. W niedzielę było po książce pomimo dobrowolnie narzuconego reżimu wolnego czytania.

Zachwyt absolutny. Żelazna dziecięca logika porównywalna do tej z fantastycznej książki pt. Życie przed sobą, tylko zdecydowanie gęściej stosowana, to znaczy: na każdej stronie! Ibukosnerze zmyłam głowę, bo przez jego umiłowanie do sporto­we­go polowania na ceny „nie wyższe niż” prawie mnie ta książka ominęła. Ale upolo­wa­łaś! — bronił się padalec. Ale późno! — nie dawałam za wygraną, wiedząc, że z damską logiką koleś nie ma szans, z moją logiką (jak z każdą indywidualną logiką) mało kto ma jakiekolwiek szanse — w końcu z człowiekiem nawet osioł nie wygra.

Podobno Autorowi dostało się od wielbicieli kotów (nie tylko czarnych), od bie­ga­czy, od Kościoła. Że ten ostatni ma upadłe nie tylko morale, wiedziałam, ale o wiel­bi­cie­lach kotów i biegaczach zdanie mam jak najlepsze, więc pozostałam w za­dzi­wie­niu. Gdyby tylko dorosły człowiek był w stanie przejrzeć się w dziecięcej logice, która z łatwością i niebywałą precyzją namierza absurdy dorosłych idei, świat, w którym przyszło nam żyć, byłby troszkę lepszy. Bóg nie obraził się, dobrze się bawił — założę się. Cytaty cedziły się dwa dni i nijak nie może być ich mniej — Bóg nie pomagał, zajęty był prawem i sprawiedliwością.

Durnota jest prywatną własnością każdego człowieka i każdy kiedyś za nią beknie. Jedni bardziej, inni mniej.

Przyjaźń podobno zostaje na zawsze, jednak miłość, kiedy się jej nie pielęgnuje, mija i zamienia się w coś, czego nie można zobaczyć, nie można poczuć i nie można ponownie rozpalić.

Większość decyzji, które podejmują ludzie, jest albo zła, albo racjonalna. Ale co zrobić, kiedy życie podejmuje decyzje za nas?

Każdy ma jakiś defekt, z którym trzeba żyć i przez cały czas zamieniać go w zalety.

     — Panie Boże, da radę coś zrobić z moim strachem?
     — Nie.
     — Prawdę mówiąc, myślałem, że wymyślisz coś, co mnie zaskoczy, zawsze to robisz.

Żeby poznać prawdę, bardzo często trzeba ją podzielić na drobniejsze części.
     Umarł albo nie umarł.
     Wróci albo nie wróci.

     — I co, żyjesz?
     — Tak.
     — To dobrze, postaraj się zapamiętać ten stan na dłużej!!!

Ci, którzy nie wierzą w Boga, i tak nie chcą sprzedać swojej duszy diabłu. Zawsze mnie to dziwi, bo po co komu coś niepotrzebnego. Pieniądze dają szczęście przynajmniej w chwili, w której je mamy. Skoro dusza nie jest ci do niczego potrzebna, to po co ją trzymać?

Jesteśmy zwykłymi głupkami, bo przyzwyczajenie powoduje obojętność wobec rzeczy, które są naprawdę fascynujące.

Przyjemność jest jak chodzenie tyłem, ale w dobrym kierunku. Ciągle patrzysz na ten sam piękny widok i nie musisz się martwić, że coś się zmienia. Przyjemność to bardzo ryzykowna sprawa.

Dzięki wszystkiemu, co zdarza się nam w życiu, uczymy się bardzo ważnych rzeczy.

Pewnie nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego węże nie idą prosto do celu, ale i tak zawsze go osiągają.

Kiedy już się osiągnie podstawową lekkość ducha, to można wszystko. Jednak czasami przychodzą takie dni, kiedy lekkość ciąży i nie wiadomo, co z tym fantem zrobić.

Zawsze jest tak, że kiedy wszystko uporządkuję w głowie, to następnego dnia mój porządek przestaje być aktualny i staje się chaosem. Po­rząd­ko­wa­nie jest głupim przyzwyczajeniem, prowadzi tylko do tego, że spokój roz­trzas­ku­je się na mniejsze kawałki, które później — w nerwach — trzeba poskładać z powrotem.

Ciężko jest być bezsilnością innych ludzi.

     — Dawno cię nie widziałem.
     — Jak to, przecież siedzimy obok siebie?!
     — Ale patrzymy przed siebie.
     Miło jest pogadać z kotem, bo bardzo często wiadomo, jaka będzie odpowiedź na pytanie. Przed nami jest ciemność.

W Boga zaczyna się wątpić, kiedy się patrzy na ludzi.

Ludzie rozchodzą się nie wtedy, kiedy popełniają błędy, ale kiedy kończy się im cierpliwość do swoich słabości.

Dzieci rozmawiające o dorosłych stają się z miejsca głupsze o połowę, a te, które mają na wejściu tylko połowę mądrości, nic nie mówią, bo musiałyby bez mózgu wracać na kolację.

Dzięki religii wiemy mniej o życiu, a więcej o uczuciach. Dzięki religii wiem, co to jest wstyd i złość.

Filip Zawada, Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2019.

Każdy może znaleźć tyle, ile jest w stanie zauważyć.

Krowy nie rozumieją, dlaczego ludzie chodzą do szkoły. Nie rozumieją, że ludzie jako jedyny gatunek na Ziemi nie potrafią nic nie umieć i dzięki temu nigdy nie są w stanie zmądrzeć.

W szkole nie ma Boga, bo jest za duże zamieszanie i starsze osoby od tego boli głowa, i muszą w kółko krzyczeć, żeby było cicho. Bóg krzyczy bardzo cicho.
     — Kochane dzieci, sprawdziłam wasze wypracowania. Nie postawiłam jednak żadnych ocen, bo najpierw muszę się dowiedzieć, kto od kogo ściągał.
     Ja od nikogo nie ściągałem, bo nic nie napisałem. Akurat wczoraj nie miałem bladego pojęcia, kim chciałbym zostać.

Coraz częściej zauważam, że do szkoły chodzą ci, którym nic nie wchodzi do głowy, bo są uczeni przez ludzi z tą samą pustką w głowie.
     — Dlaczego nic nie narysowałeś na tej kartce?
     — Narysowałem — odpowiedziałem bardzo uprzejmie pani nauczycielce.
     — Ale przecież nic na niej nie ma.
     — Jest na niej coś tak dużego, że nie mieści się na kartce […] .
     — A co to jest?
     — To jest fragment nieskończoności.

     — Jak uważasz, synu?
     — Bóg jest dobry, Szatan jest dobry, ale z innymi rzeczami to różnie bywa.
     I cała sprawa skończyła się w kącie. Nawet nie miałem szansy wyjaśnić, że miałem na myśli kota.

     — Może to się siostrze wydać dziwne, ale wiem, kiedy umrę.
     — Kiedy?
     — Kiedyś.
     Ciekawe, że bardziej ją ciekawiło, kiedy to nastąpi, a nie skąd o tym wiem.

Gdybym zawsze chodził w jakimś określonym kierunku, to nie mógłbym dojść dokądkolwiek, a bardzo to lubię.

(tamże)