środa, czerwca 18, 2025

5810. Dlaczego? Też dlatego!

Ponieważ za jakąś niedługą chwilę będę obywatelką pierwszego w Europie (komu gra­tu­lować tej innowacji?) kra­ju-bur­de­lu, jak ulał będą do tych okoliczności pa­so­wać słowa, którymi od lat wyłącznie w kuluarach prywatności definiuję najdłużej istniejącą w Polsce partię: to nie partia, to kurwa polityczna.

Nie mogę wyjść z zadziwienia, że wciąż żyję w kraju, który gardzi milionami głosów wyborczyń i wyborców. Wygląda na to, że z ob­słu­gą polityki w Polsce jest jak z ob­słu­gą zjawisk atmosferycznych — decyzyjni nie­zmien­nie pozostają zaskoczeni chwi­lą obecną. A gdyby do wspo­mnia­nych milionów dodać kobiety i osoby z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, nikt nie przejmowałby się głosem kilkudziesięciu tysięcy osób, tych źle poinformowanych czy mszczących się za grzech za­nie­dby­wa­nia (od dzie­się­cio­leci). Jedni wygrali, drudzy przegrali, wszyscy stracimy.

W tym wpisie najważniejszy jest film, ale kolejność pojawiających się elementów składowych od tego momentu do końca nie jest przypadkowa, raczej przemyślana, choć wprowadzenie pozostanie dość emo­cjo­nalne. Wrrr.

     – Ale my jesteśmy razem już od trzydziestu lat… – nie mogłam się po­wstrzy­mać, żeby nie wtrącić tego, co i tak musiała wiedzieć, bo pisałyśmy o tym we wniosku na początku procedury. […] 
     – Ja wiem, ja wiem… – Rikke odpowiedziała na to łagodnie, cierpliwie i przepraszająco. – Ale muszę…
     Ciągnęła:
     – Małżeństwo to prawa i obowiązki. Opiera się na obietnicy wzajemnej mi­łości, pomocy, troski i zrozumienia. Małżeństwo jest być może czymś naj­waż­niejszym w życiu i jednocześnie największym wyzwaniem. Żadna uroczystość nie urzeczywistni waszego małżeństwa, możecie to zrobić tylko wy same – po­przez miłość, cierpliwość i wzajemne oddanie. Poprzez rozmowę i słu­cha­nie siebie nawzajem, wzajemną pomoc i wsparcie, zaufanie i wiarę w siebie. Poprzez czułość i śmiech. I umiejętność rozróżniania między tym, co na­praw­dę ważne, i całą resztą, która nie ma znaczenia. Moje ży­cze­nie dla was jest ta­kie, żeby wasze wspólne życie zawsze było pełne znaczenia i czułości.
     Słysząc to, uściskałyśmy się z Elż.
     – Trochę takie jest, co? Tyle lat… – powiedziałam do niej.

🖇

Moja ukochana i ja codziennie zderzamy się z opresyjnymi strukturami spo­łeczno-politycznymi wyłącznie z tego powodu, że mamy odwagę żyć po swojemu. Nasze państwo nadal nie przyjmuje do wiadomości tego, że je­ste­śmy razem. […]  Małżeństwo musiałyśmy zawrzeć według prawa innego kraju, ponieważ Polska nie dopracowała się dotychczas formuły nawet tak anachronicznej, jak związki partnerskie. To prawda, że przedmiotem na­szej walki jest życie.

🖇

[…]  takich historii jest w Polsce pełno, są dosłownie na wy­cią­gnię­cie ręki, tylko nie ma okazji, nie ma przestrzeni, by o nich rozmawiać, i każdy zo­sta­je z nimi sam.

🖇

[Rzeczywistość kulturowo-społeczna], która z takim uporem odmawia uzna­nia naszego istnienia. Która trzyma nas w stanie społecznej nieważkości, przy­krywa nas co rusz czapką niewidką i każe bez końca czekać u siebie w przed­pokoju na przepustkę do życia, a ono tymczasem przemija nam bez­powrotnie. Która przyjmuje do wiadomości – przynajmniej w pewnym za­kre­sie, zwłaszcza podatkowym – każdą z nas z osobna, ale nigdy, ab­so­lut­nie nigdy nie rozpoznaje nas obu naraz jako pary. Kiedy konfrontujemy się z nią we dwie, jako para, ona zawsze udaje głupią. „Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem” – mówi do nas ta rzeczywistość lekce­wa­żą­co i w naj­lep­szym razie odwraca się plecami.

🖇

Tego nie ma w umowie koalicyjnej,
reż. Piotr Jacoń, 2024.

🖇

Ślub był zwieńczeniem naszego coming outu – długiego, żmudnego procesu, który trwał od dawna i przechodził rozmaite kulminacje w różnych sferach naszego życia, jednak dopiero w Kopenhadze osiągnął punkt bez powrotu, poziom, z którego już nigdy nie będzie można zejść.
     Zawarcie przez nas małżeństwa sprawia, że ani my same już nie mo­że­my się cofnąć i powrócić do życia w ukryciu, ani też nikt inny nie może nas do tego zmusić.

🖇

[…]  z perspektywy mojego wykluczenia odnoszę wrażenie, że osoby hetero zatraciły chyba poczucie treści i znaczenia małżeństwa.

🖇

Nienawistnicy, którzy twierdzą, że śluby „jednopłciowe” zniszczą istotę mał­żeń­stwa, głęboko się mylą. Nasze śluby nie niszczą jej. One ją ratują.
     „Pamiętaj, że to tylko papier” – powiedziała do mnie Aśka. […]  Za­ska­ku­je mnie to i trochę nawet zawstydza, bo kiedyś myślałam przecież tak jak ty: co głupi papier może zmienić w czyimś życiu, w uczuciach? Dzisiaj wiem, że sam papier może i nic, ale papier jako świadectwo ce­re­mo­nii, uro­czy­stego aktu stanięcia we dwie w publicznym miejscu, przed re­pre­zen­tan­ta­mi społeczeństwa, czyli tej najszerszej wspólnoty, do której na­le­ży­my, niezależnie od tego, czy lubimy to, czy nie; aktu stanięcia w pełnej ja­wno­ści i przy świadkach, wystawienia się bez lęku na ludzkie spojrzenia i otwar­te­go potwierdzenia, że jesteśmy i pragniemy nadal być ze sobą – ta­ki papier w naszym życiu zmienia już bardzo wiele, a właściwie wszystko.
     Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz dookreślenia naszej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem domknięcia naszego stawania się jako dwóch osób, które wybrały życie w związku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i sprawia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.

🖇

Prześladując albo prześlepiając „nietradycyjne” rodziny, państwo uszczupla nasz wspólny kapitał społeczny. Podcina gałąź, na której wszyscy siedzimy.

🖇

[…]  sama relacja nie wystarczy, jeżeli brak jej odpowiednich ram spo­łecz­no-prawnych. Bez tych ram – bez widzialności, podstawowej akceptacji otoczenia i prawnego uznania – relacja nigdy nie ustanawia się do końca i w związku z tym nie może być w pełni zdrowa, a tym bardziej niczego uzdrawiać.

🖇

Rodzina istnieje w dwóch wymiarach: normatywnym i rzeczywistym. W pierwszym wymiarze jest pojęciem definiowanym w określony sposób, pewnym ideałem. W drugim – codziennością żyjących tu i teraz ludzi. Być może rodziny w wymiarze normatywnym broni się tym zacieklej, im mniej odpowiada ona wymiarowi rzeczywistemu, w każdym razie w dzisiejszej Polsce chyba tak właśnie jest. […]  „wzór idealnej polskiej rodziny to mit”. Wyobrażenie, któremu część z nas hołduje, ale mało kto naprawdę tak żyje.

🖇

Ludzie potrzebują słów, które by ich określały wobec innych, któ­re by ich ujmowały i wyrażały, tak samo jak potrzebują uznanej społecznie prawnej formuły dla swojego bycia razem. Potrzebują tego żywotnie i nie­zby­wal­nie. Wszyscy. Tego właśnie nauczył mnie nasz „jednopłciowy” ślub: że nie ma ślubów jedno- i dwupłciowych. Śluby albo są, albo ich nie ma. W Polsce ich dla nas nie ma.

🖇

Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz do­ok­re­śle­nia na­szej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem do­mknię­cia naszego stawania się jako dwóch osób, które wy­bra­ły życie w związ­ku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i spra­wia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.

🖇

Od powrotu z nomen omen Kopenhagi mam nieodparte wrażenie, że sposób istnienia naszego ślubu w Polsce przypomina sytuację kota Schrödingera w wariancie drugim, przed otwarciem pojemnika. Razem z naszym ślubem ja i Elż znajdujemy się w superpozycji. Tylko że u Schrödingera był to eks­pe­ry­ment myślowy, a w naszym przypadku odbywa się to na żywym ciele.

🖇

To prawda, że w praktyce niczego nam to w Polsce nie daje, niczego nie za­pew­nia, jednak gdyby – na co się zanosi, albo i nie zanosi – wpro­wa­dzo­no u nas związki partnerskie, będziemy mogły zgłosić się po ten ochłap rów­no­ści z pozycji prawdziwego małżeństwa zawartego w Danii.
     Niby szczegół, ale bez niego naprawdę trudno byłoby przełknąć upo­ko­rze­nie, jakim jest to szyte dla nas pośród żenujących targów specjalne pra­wo dla lu­dzi dru­giej kategorii, zwane związkami partnerskimi. Ludzi, któ­rzy najwyraźniej nie zasługują na to, żeby wejść do urzędu stanu cywilnego tymi samymi drzwiami co reszta społeczeństwa. Którym powtarza się, że muszą to zrozumieć i czuć wdzięczność.
     Nie rozumiem i nie czuję.
     Zmusimy system, żeby wmontował nasz prawdziwy duński ślub w swoje procedury. Nie będziemy przystrzygać naszego życia tak, żeby dało się je upchnąć w anachronicznej formule związków partnerskich.
     Żadnego kucania.

🖇

Warto może wyjaśnić, czym równość małżeńska jest, a czym nie jest. Ona nie polega na tym, że przyjmujecie nas do swojego klubu. Polega na tym, że korzystamy z tej samej możliwości zapewnianej przez prawo, jednak nie oznacza to, że kupujemy od was gotowca. Wspólną formę ogólną – bardzo ogólną – nasycamy dla siebie własną treścią.

Renata Lis, Moja ukochana i ja. Ślub,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz