Ponieważ za jakąś niedługą chwilę będę obywatelką pierwszego w Europie (komu gratulować tej innowacji?) kraju-burdelu, jak ulał będą do tych okoliczności pasować słowa, którymi od lat wyłącznie w kuluarach prywatności definiuję najdłużej istniejącą w Polsce partię: to nie partia, to kurwa polityczna.
Nie mogę wyjść z zadziwienia, że wciąż żyję w kraju, który gardzi milionami głosów wyborczyń i wyborców. Wygląda na to, że z obsługą polityki w Polsce jest jak z obsługą zjawisk atmosferycznych — decyzyjni niezmiennie pozostają zaskoczeni chwilą obecną. A gdyby do wspomnianych milionów dodać kobiety i osoby z niepełnosprawnościami, nikt nie przejmowałby się głosem kilkudziesięciu tysięcy osób, tych źle poinformowanych czy mszczących się za grzech zaniedbywania (od dziesięcioleci). Jedni wygrali, drudzy przegrali, wszyscy stracimy.
W tym wpisie najważniejszy jest film, ale kolejność pojawiających się elementów składowych od tego momentu do końca nie jest przypadkowa, raczej przemyślana, choć wprowadzenie pozostanie dość emocjonalne. Wrrr.
– Ale my jesteśmy razem już od trzydziestu lat… – nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wtrącić tego, co i tak musiała wiedzieć, bo pisałyśmy o tym we wniosku na początku procedury. […]
– Ja wiem, ja wiem… – Rikke odpowiedziała na to łagodnie, cierpliwie i przepraszająco. – Ale muszę…
Ciągnęła:
– Małżeństwo to prawa i obowiązki. Opiera się na obietnicy wzajemnej miłości, pomocy, troski i zrozumienia. Małżeństwo jest być może czymś najważniejszym w życiu i jednocześnie największym wyzwaniem. Żadna uroczystość nie urzeczywistni waszego małżeństwa, możecie to zrobić tylko wy same – poprzez miłość, cierpliwość i wzajemne oddanie. Poprzez rozmowę i słuchanie siebie nawzajem, wzajemną pomoc i wsparcie, zaufanie i wiarę w siebie. Poprzez czułość i śmiech. I umiejętność rozróżniania między tym, co naprawdę ważne, i całą resztą, która nie ma znaczenia. Moje życzenie dla was jest takie, żeby wasze wspólne życie zawsze było pełne znaczenia i czułości.
Słysząc to, uściskałyśmy się z Elż.
– Trochę takie jest, co? Tyle lat… – powiedziałam do niej.
🖇
Moja ukochana i ja codziennie zderzamy się z opresyjnymi strukturami społeczno-politycznymi wyłącznie z tego powodu, że mamy odwagę żyć po swojemu. Nasze państwo nadal nie przyjmuje do wiadomości tego, że jesteśmy razem. […] Małżeństwo musiałyśmy zawrzeć według prawa innego kraju, ponieważ Polska nie dopracowała się dotychczas formuły nawet tak anachronicznej, jak związki partnerskie. To prawda, że przedmiotem naszej walki jest życie.
🖇
[…] takich historii jest w Polsce pełno, są dosłownie na wyciągnięcie ręki, tylko nie ma okazji, nie ma przestrzeni, by o nich rozmawiać, i każdy zostaje z nimi sam.
🖇
[Rzeczywistość kulturowo-społeczna], która z takim uporem odmawia uznania naszego istnienia. Która trzyma nas w stanie społecznej nieważkości, przykrywa nas co rusz czapką niewidką i każe bez końca czekać u siebie w przedpokoju na przepustkę do życia, a ono tymczasem przemija nam bezpowrotnie. Która przyjmuje do wiadomości – przynajmniej w pewnym zakresie, zwłaszcza podatkowym – każdą z nas z osobna, ale nigdy, absolutnie nigdy nie rozpoznaje nas obu naraz jako pary. Kiedy konfrontujemy się z nią we dwie, jako para, ona zawsze udaje głupią. „Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem” – mówi do nas ta rzeczywistość lekceważąco i w najlepszym razie odwraca się plecami.
🖇
Tego nie ma w umowie koalicyjnej,
reż. Piotr Jacoń, 2024.
🖇
Ślub był zwieńczeniem naszego coming outu – długiego, żmudnego procesu, który trwał od dawna i przechodził rozmaite kulminacje w różnych sferach naszego życia, jednak dopiero w Kopenhadze osiągnął punkt bez powrotu, poziom, z którego już nigdy nie będzie można zejść.
Zawarcie przez nas małżeństwa sprawia, że ani my same już nie możemy się cofnąć i powrócić do życia w ukryciu, ani też nikt inny nie może nas do tego zmusić.
🖇
[…] z perspektywy mojego wykluczenia odnoszę wrażenie, że osoby hetero zatraciły chyba poczucie treści i znaczenia małżeństwa.
🖇
Nienawistnicy, którzy twierdzą, że śluby „jednopłciowe” zniszczą istotę małżeństwa, głęboko się mylą. Nasze śluby nie niszczą jej. One ją ratują.
„Pamiętaj, że to tylko papier” – powiedziała do mnie Aśka. […] Zaskakuje mnie to i trochę nawet zawstydza, bo kiedyś myślałam przecież tak jak ty: co głupi papier może zmienić w czyimś życiu, w uczuciach? Dzisiaj wiem, że sam papier może i nic, ale papier jako świadectwo ceremonii, uroczystego aktu stanięcia we dwie w publicznym miejscu, przed reprezentantami społeczeństwa, czyli tej najszerszej wspólnoty, do której należymy, niezależnie od tego, czy lubimy to, czy nie; aktu stanięcia w pełnej jawności i przy świadkach, wystawienia się bez lęku na ludzkie spojrzenia i otwartego potwierdzenia, że jesteśmy i pragniemy nadal być ze sobą – taki papier w naszym życiu zmienia już bardzo wiele, a właściwie wszystko.
Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz dookreślenia naszej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem domknięcia naszego stawania się jako dwóch osób, które wybrały życie w związku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i sprawia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.
🖇
Prześladując albo prześlepiając „nietradycyjne” rodziny, państwo uszczupla nasz wspólny kapitał społeczny. Podcina gałąź, na której wszyscy siedzimy.
🖇
[…] sama relacja nie wystarczy, jeżeli brak jej odpowiednich ram społeczno-prawnych. Bez tych ram – bez widzialności, podstawowej akceptacji otoczenia i prawnego uznania – relacja nigdy nie ustanawia się do końca i w związku z tym nie może być w pełni zdrowa, a tym bardziej niczego uzdrawiać.
🖇
Rodzina istnieje w dwóch wymiarach: normatywnym i rzeczywistym. W pierwszym wymiarze jest pojęciem definiowanym w określony sposób, pewnym ideałem. W drugim – codziennością żyjących tu i teraz ludzi. Być może rodziny w wymiarze normatywnym broni się tym zacieklej, im mniej odpowiada ona wymiarowi rzeczywistemu, w każdym razie w dzisiejszej Polsce chyba tak właśnie jest. […] „wzór idealnej polskiej rodziny to mit”. Wyobrażenie, któremu część z nas hołduje, ale mało kto naprawdę tak żyje.
🖇
Ludzie potrzebują słów, które by ich określały wobec innych, które by ich ujmowały i wyrażały, tak samo jak potrzebują uznanej społecznie prawnej formuły dla swojego bycia razem. Potrzebują tego żywotnie i niezbywalnie. Wszyscy. Tego właśnie nauczył mnie nasz „jednopłciowy” ślub: że nie ma ślubów jedno- i dwupłciowych. Śluby albo są, albo ich nie ma. W Polsce ich dla nas nie ma.
🖇
Ślub jest chwilą społecznych narodzin nas jako pary oraz dookreślenia naszej tożsamości. Jest koniecznym, od dawna brakującym momentem domknięcia naszego stawania się jako dwóch osób, które wybrały życie w związku – osób odrębnych, które jednak wytworzyły między sobą żywą wspólną przestrzeń, tajemnicze coś trzeciego, co je łączy i sprawia, że choć są osobne, to jednocześnie takie nie są.
🖇
Od powrotu z nomen omen Kopenhagi mam nieodparte wrażenie, że sposób istnienia naszego ślubu w Polsce przypomina sytuację kota Schrödingera w wariancie drugim, przed otwarciem pojemnika. Razem z naszym ślubem ja i Elż znajdujemy się w superpozycji. Tylko że u Schrödingera był to eksperyment myślowy, a w naszym przypadku odbywa się to na żywym ciele.
🖇
To prawda, że w praktyce niczego nam to w Polsce nie daje, niczego nie zapewnia, jednak gdyby – na co się zanosi, albo i nie zanosi – wprowadzono u nas związki partnerskie, będziemy mogły zgłosić się po ten ochłap równości z pozycji prawdziwego małżeństwa zawartego w Danii.
Niby szczegół, ale bez niego naprawdę trudno byłoby przełknąć upokorzenie, jakim jest to szyte dla nas pośród żenujących targów specjalne prawo dla ludzi drugiej kategorii, zwane związkami partnerskimi. Ludzi, którzy najwyraźniej nie zasługują na to, żeby wejść do urzędu stanu cywilnego tymi samymi drzwiami co reszta społeczeństwa. Którym powtarza się, że muszą to zrozumieć i czuć wdzięczność.
Nie rozumiem i nie czuję.
Zmusimy system, żeby wmontował nasz prawdziwy duński ślub w swoje procedury. Nie będziemy przystrzygać naszego życia tak, żeby dało się je upchnąć w anachronicznej formule związków partnerskich.
Żadnego kucania.
🖇
Warto może wyjaśnić, czym równość małżeńska jest, a czym nie jest. Ona nie polega na tym, że przyjmujecie nas do swojego klubu. Polega na tym, że korzystamy z tej samej możliwości zapewnianej przez prawo, jednak nie oznacza to, że kupujemy od was gotowca. Wspólną formę ogólną – bardzo ogólną – nasycamy dla siebie własną treścią.
Renata Lis, Moja ukochana i ja. Ślub,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz