Odliczanie literek, cztery, poślizgnięte na wrażeniach z fotofestiwalu. Wciąż jestem wybredna przy wyborze lektur. Jeśli nie o miłości czy śmierci, jeśli nie po włosku, to niech chociaż będzie sporo sierści.
Czytałam tę książkę w „papierzu” ponad czternaście lat temu, Heniutka była wtedy psim dzieciakiem. Postanowiłam wrócić do tej opowieści, gdy odkryłam jej dostępność w ibuku. Zażywałam jak lekarstwo na tęsknotę.
To jest książka i o miłości, i o śmierci. Heniutki nie ma po tej stronie tęczy prawie dwa miesiące, ale Emila nie ma już pewnie lekką ręką dziesięć lat. Zostaliśmy my, ich ludzie, na zawsze przemienieni psią miłością.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha na wspomnienie uruchomione zdaniem: Dni odmierzane stukotem psich pazurów po podłodze dokładnie o 7.00, jak w zegarku. Tęsknię za tym dźwiękiem, tęsknię nie tylko za porankami.
Może będzie w tym trochę chaosu. Ale na początku zawsze był chaos. Jeśli człowiek staje przed sytuacją, w której dotąd nie uczestniczył i ona go prawie przerasta (no bez przesady, dopiero jak stanie na dwóch łapach), nie należy się dziwić, że czuje się chwilowo zagubiony.
[…] tego, co związane jest z emocjami, nie zawsze da się opisać po kolei.
🖇
Znowu ta cholerna, babska logika. Co nie powiedziane, to w domyśle zaakceptowane. Co nie zakazane, to dozwolone. Jeśli nie protestuję — akceptuję. I nikomu, a zwłaszcza jej, nie przychodzi do głowy, że jestem „niespotykanie spokojny człowiek” i że jeśli nie mówię „nie”, to naprawdę nie znaczy „tak”, a jedynie niechęć do kłótni i stawiania sytuacji na ostrzu noża.
🖇
— I jak?
— Co jak? — albo udawał, że nie wie, o co go pytam, albo byłem nieprecyzyjny w swojej dociekliwości, albo po wieloletnim pobycie na Zachodzie zatracił umiejętność odczytywania w pytaniu niuansów i podtekstów.
🖇
— Zeżre was z kłakami — mówili znajomi. — Pójdziecie z torbami.
Sławek triumfował:
— Mówiłem: dobrych psów nikt nie oddaje.
Radykaliści poddawali:
— Może trzeba go uśpić…
Liberałowie ostrożniej:
— Albo zwrócić do fundacji…
🖇
— Dupa z uszami, nie pies — stwierdził Sławek, brat PAni, który stał się dla mnie autorytetem w sprawach czworonogów, od kiedy wygłosił sławetne zdanie, że dobrych zwierząt nikt się dobrowolnie nie pozbywa.
🖇
— Czekaj, czekaj — powiedziało jedno M i wyszło z pokoju, wracając rozebrane do T-shirta. W przedpokoju zostawiła sweter, w którym przyszła. Pies podszedł do niej i obwąchał dokładnie. Pozwolił się pogłaskać, przestał warczeć. I już do końca wizyty zachowywał się przyzwoicie.
— Byłam dzisiaj w tym swetrze na Paluchu — wyjaśniła Małgośka.
Czy zapach psiego nieszczęścia może być aż tak wyczuwalny? I co stanowi jego składowe: strach, ból, głód, samotność? Czy ludzkie dramaty pachną tak samo?
🖇
Wyczuwał we mnie partnera do negocjacji. Partnerzy zaś, choć po przeciwnych stronach stołu zdecydowanie siedzący — winni się szanować, wysłuchiwać swoich racji.
Na razie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Czuliśmy to obaj, akceptowaliśmy, ale na rozmowę było jeszcze za wcześnie.
🖇
Powoli się układał, dopasowywał do wszystkiego wokół: ludzi, zwierząt, pomieszczeń. Powoli docierało do niego, że staje się uczestnikiem. Nieodłącznym, autentycznym, na prawach obowiązujących każdego. Nadal jednak był żywą egzemplifikacją hasła: pasja, ryzyko, przygoda. Nie cierpiał, nie znosił, nie tolerował, nienawidził, gdy zostawiało się go samego. Odjeżdżaliśmy spod domu przy akompaniamencie psich wrzasków, szczekania i wycia, trwającego z relacji pani Joli — sąsiadki, przynajmniej kwadrans. Nieważne było, jak długo trwała nasza nieobecność, nieważne były zapewnienia, że zaraz wracamy. Wiedział swoje. Czuł się porzucony, opuszczony i wkurzony, że nikt nie liczy się z jego zdaniem i potrzebami. Dużo później spytałem go, dlaczego tak wył.
— A ty byś nie wył? — odpowiedział pytaniem.
🖇
— I czego się znowu drzesz? — pytałem za każdym razem, gdy PAnia wsiadała w samochód, jadąc do Warszawy w celach głównie zarobkowych.
— No przecież odjeżdża.
— No przecież musi iść do pracy.
— A miała nie wyjeżdżać.
— Jedzie tylko na chwilę, nie na zawsze.
— Przecież wiesz, że nie mam poczucia czasu. Jak ktoś odjeżdża, to odjeżdża.
Trzeba było kolejnych dni, podczas których musiałem go stale uspokajać i zapewniać za każdym razem, że nikt go na zawsze nie zostawi. Wciąż nie dowierzał. Nie dziwota. Życie dało mu popalić.
🖇
Wciąż jeszcze za wcześnie na nadwrażliwość we współczesnej dżungli, gdzie nadal obowiązuje zasada: albo ja — albo mnie.
🖇
Czyli, jak przez całe życie — walka szła o czas i pieniądze. Jak w starym dowcipie: kiedy dużo pracujesz — masz kasę, brak ci jednak czasu na jej wydawanie. Gdy nie pracujesz, masz czas na wydawanie pieniędzy, ale ich samych ci brak.
Musieliśmy, jak tyle pokoleń przed nami, wypośrodkowywać nasze chcenia i nasze możliwości, raz z tej strony idąc na ustępstwa, raz z drugiej.
🖇
— Wiesz, co piłeś?
— Jakąś whisky.
— Nie. Piłeś whisky trzydziestoletnią. Trzy tysiące baksów za flaszkę.
— Niemożliwe.
— Możliwe.
— Rany, nalej jeszcze, spróbuję.
— Sorry, właśnie się skończyła. Czyż nie jest tak, że często zapominany cieszyć się chwilą, która jest? I zamiast smakować, delektować, upajać aromatem rozlewającego się po brzegach naczynia płynu i smakować trzydziestoletnie oczekiwanie na uzewnętrznienie się tego wszystkiego, przegapiamy ten moment, wracając do przeszłości, która już minęła, lub wybiegając w przyszłość, na którą nie mamy wpływu?
🖇
Wracali w nastrojach: PAnia: k......!, Aza: znowu podpadłam, Emil: aleśmy im dowalili.
Ciekawe, że takie przygody wydarzają się zawsze, kiedy mnie nie ma na spacerze. PAnia prowokuje los czy co?
🖇
— Czego, pytam grzecznie?
— Nie będę się kładł na takim niepościelonym — mówi.
— A co? Ja ci tak skotłowałem to wyro?
— Zobacz swoje, jak wstajesz. I za każdym razem ścielesz.
— No, dobra — kapituluję.
Stoi jak kat nad dobrą duszą, dopóki tego nie zrobię. Potem kładzie się, mrucząc. Teraz dobrze. Cholera, on naprawdę czekał na to, dopóki nie poprawię mu posłania. Możecie mi to wytłumaczyć?
🖇
Ludzie nie potrafią otworzyć się na coś, czego nie rozumieją. Łatwiej odsądzić TO od czci i wiary, a niepokornych spalić na stosie. Ale czy problem spłonie wraz z nimi?
W dzisiejszych czasach metafizyką jest wszystko, co wykracza poza koryto polityki, notowania giełdy i program telewizji. Nawet książka wydrukowana na papierze i w tekturowych okładkach.
Wciąż „paranormalne” dla większości przedstawicieli homo sapiens jest okazywanie serca zwierzętom. Dobrze, że istnieje ta wrażliwa mniejszość.
Emil miał wrażliwość dziecka Indygo. Żeby go jednak zrozumieć, trzeba było mieć podobną. Nadawać na tych samych falach.
[…] zdumiewa, jak łatwo pod pojęcie „paranormalne” jesteśmy w stanie podkładać wszystko to, czego nie potrafimy dokonać, nad czym nie potrafimy panować, co jest do osiągnięcia, ale nam się nie chce.
🖇
Może to jest tak jak z tymi szczurami z okrutnego doświadczenia.
Wrzucono je do dwóch różnych beczek. Ściany beczek śliskie, żadnych szans na wyjście, wygrzebanie się na zewnątrz. Szczur w jednej z nich topi się. Temu z drugiej — podają patyk. Chwyta go, ratując życie. W następnym etapie eksperymentu znowu do beczek z wodą wrzuca się dwa szczury. Do jednej — zupełnie nowego, do kolejnej — tego, któremu podano ratunkowy patyk. Pierwszy szczur rezygnuje szybko, przestaje przebierać łapami, poddaje się. Idzie na dno. Drugi pamięta, że poprzednio podano mu patyk, walczy więc. Szczur w pierwszej beczce już dawno utonął, ten w drugiej — toczy bój o życie. Wie, że jest szansa. Że raz się już udało. Czeka na patyk.
Wszyscy czekamy na taki patyk w życiu. Ale nie każdemu życie go podtyka. Wszak nadzieja zwiększa szanse. I póki w nas jest — wszystko możliwe.
Jędrzej Fijałkowski, Emil, czyli kiedy
szczęśliwe są psy — szczęśliwy jest cały świat,
Wydawnictwo ZYSK i S-KA, Warszawa 2009.
(wyróżnienie własne)
Najbardziej bolesne zastrzyki brał bez zmrużenia oka, najgorsze lekarstwa bez wypluwania. Kiedyś, wspominając nasze wspólne początki, zapytałem go o to. Niemal się obraził:
— Nigdy nie słyszałeś o psiej intuicji?
Pewnie, że słyszałem, ale żeby aż tak?
Co on takiego w sobie ma?
Emil zachwyca wyrazem szczerego pyska, mądrym spojrzeniem, czymś nieuchwytnym, niewypowiedzianym, „niemierzalnym”. Ciepłem od niego idącym, nie tym cielesnym, grzejącym psem, ale tym energetycznym, wewnętrznym, o którym wielu mówi, że go nie ma, wielu zaś na sobie we wzajemnych stosunkach doświadcza.
🖇
W tym gronie można było zapomnieć twarz człowieka, ale odruch powiedzenia „dzień dobry” pojawiał się natychmiast, gdy dostrzegło się znajomego psa. Za nim, na smyczy musiał iść jego pan lub pani.
🖇
[…] mam inną teorię, bardziej prostą, by nie rzec prostacką, twierdzącą, jak owa starsza pani, że ważne jest, żeby pies wiedział, że jest kochany. Wtedy można się z nim dogadać. Jak zresztą z każdym, kto ma do nas zaufanie i wie, że nawet jak jesteśmy nieprzyjemni, to jest to chwilowe, „po wierzchu” i za chwilę będzie znów OK.
🖇
W końcu pies to pies. Zauważyliście, że nie napisałem „tylko”?
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz