nie poddajesz się, gdy przestajesz walczyć.
nie rezygnujesz z rzeczy najważniejszych, gdy się poddajesz.
pozostaje tylko to, co najważniejsze:
miłość i oddech w czasie covida.
29/365
Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
nie poddajesz się, gdy przestajesz walczyć.
nie rezygnujesz z rzeczy najważniejszych, gdy się poddajesz.
pozostaje tylko to, co najważniejsze:
miłość i oddech w czasie covida.
29/365
Sadownik:
(patrzy, jak Drzewko z dziką radością
rozpakowuje przesyłkę)
Co to? Takie chude!?!
Jabłoń:
(w zachwycie, z odwieczną słabością do krokodyli)
Książeczka! Popatrz!
Il coccodrillo!!!
Sadownik:
(udaje zdegustowanie)
Gdybym wiedział, że coccodrillo,
to bym nie odebrał!
*
To piękna książeczka o realizacji marzeń, o niezrozumieniu, które je spotyka ze strony naszych bliskich, o trudnościach, które pojawiają się po drodze do celu i uporze, by jednak te marzenia zrealizować. Coś pięknego! I mądrego. Nie wiem, która z nas — ja czy mała dziewczynka we mnie — była tą lekturą bardziej zachwycona.
A na drugi deser okazało się, że można całą historię obejrzeć i posłuchać jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz. Obie byłyśmy zachwycone.
*
«Mamma! Pappa! Delle banane, presto!
Devo diventare grande!»
«Per mangiare un bambino!»
Sylviane Donnio,
Mangerei volentieri un bambino,
ilustr. Dorotheé de Monfreid,
z j. francuskiego przeł. Federica Rocca,
Bababum di Babalibri, Milano 2019.
*
Z książkami tego wydawnictwa moje życie związane jest od zawsze, czyli nim nastał czas ula, nim wniosłam do domu pięć i pół kilograma Heniutki, nim choroba zarządziła odwrót od papieru.
To jedyne wydawnictwo, które ma tu od zawsze swój znacznik. Tak bardzo przyzwyczaiłam się, że można mieć książki Czarnego w wersji elektronicznej, że dopiero gdy zająknęłam się na temat Pustego przelotu, dotarło do mnie, że Platynowa Czcionka należała się Wydawnictwu dziesiątki lat przed tym, nim postanowiłam na swój sposób docenić wydawnictwa, które otwierają wiele drzwi do wielu światów, nie dyskryminując czytelniczek i czytelników ze względu na stan ich zdrowia.
Dziękuję. Z wielu powodów tu Platynowa Czcionka znaczy więcej niż Nike.
Wydawnictwo Czarne
Platynowa Czcionka 2022
Wydawnictwo przyjazne Ludziom
czasem jest to, co jest, i nic z tym nie można zrobić.
coś się zmienia, gdy przyznaję, że jest to, co jest,
i nic z tym nie mogę zrobić. coś zmienia się we mnie.
26/365
Przedostatnie zdanie z podziękowań, umieszczone tu jako pierwszy cytat, podnosi znacząco rangę pytań. Jak dobrze, że jedno z nich zostało zadane, by stać się kamieniem węgielnym tej opowieści, bo to bardzo ważna powieść.
Na moim stosiku czekała prawie od dnia, w którym się ukazała. Odkładałam, bo przeczuwałam, że przemieli mnie szybko i sprawnie. Sięgnęłam po nią, gdy moje życie przestało mnie oszczędzać. Zatrzymała mnie. Potrząsnęła mną.
Kazała dojrzeć wszystkie niteczki, które łączą mój los z wieloma ludźmi. Nie tylko mi daje w kość moja choroba. Przysiada się do wielu stołów bez mojej wiedzy i mędzi gospodarzom. W pewien sposób każdy z nas jest wydany na jej pastwę.
O tym właśnie jest ta powieść — o nieoczywistym, które z niewyobrażalną mocą zakrzywia lub tworzy porąbaną rzeczywistość. Czasem taką, której nie sposób unieść. Nie zawsze jest miejsce na negocjacje z życiem.
Pewnego razu [Monika Sznajderman] zadała mi pytanie, na które odpowiedzią jest ta powieść.
*
[…] stwierdziliśmy z bratem, że ten przydupas był trochę dziwny. Nadzwyczaj szczery, przyznający się do własnego strachu. Tak nie postępują prawdziwi faceci – krytykowaliśmy go – a już na pewno nie postąpiłby tak nasz ojciec. Ale teraz, po latach dotarło do mnie, że jednak ten żeglarz był odważny, bo przekuł swój strach na pasję i w ten sposób z nim wygrał.
*
– Mówisz serio?
– A słyszysz, że żartuję?
*
[…] prawdziwi wariaci żywią się społeczeństwem i bez niego nie są w stanie zaistnieć. Są całkowicie zanurzeni w rzeczywistości i praktycznie pozbawieni zdolności refleksji, bo brakuje im na to czasu. Cały intelekt i energię wydatkują na walkę o władzę nad innymi i próby ujarzmienia rzeczywistości, by skakała pod ich dyktando. Prawdziwi wariaci są wśród nas i nami rządzą. To oni wywołują wojny, oni są odpowiedzialni za religijne podziały, czystki etniczne, morderstwa. To przez nich cierpią miliony.
*
Chciałem uwierzyć w to, że skoro tyle zabiera, może jednak coś daje. […] Ale to było tylko złudzenie […]. Choroba była zbyt zachłanna, zabierała wszystko. […] Próbowałem przekonać samego siebie, że choróbsko czegoś nas uczy. Brata – innego świata; mnie – innego brata; matkę – innego syna.
*
Byłem bezradny i zmęczony, ale też przyzwyczajony do naszej bezbronności wobec choroby. Zrezygnowany i pogodzony, że przyjdzie nam z nią spędzić resztę życia, bo nawet jeśli była utrapieniem brata, ciągnęła mnie i matkę za sobą. Czuliśmy się nią zatruci i każde z nas potrzebowało trochę oddechu. Znajdowało swoją odtrutkę, własny sposób ucieczki, by od choroby choć na chwilę odpocząć.
*
[…] obserwowałem całą tę dziejącą się rzeczywistość dokładnie w momencie jej powstawania. I to było dobre. Poprawiało nastrój zachwiany niechcianym wspomnieniem, które czekało za plecami. Czasami zdarza się tak w punkt trafione odczuwanie chwili obecnej. Ale nigdy nie trwa to długo. Bo już zaraz – zresztą z naszej przyczyny, przez te wszystkie myśli, rozterki i plany – rzeczywistość zaczyna się cofać albo wyrywać do przodu i następuje zachwianie równowagi: ktoś potknie się, upadnie, przypominając jakiś upadek sprzed lat. Albo jeden z drugim zacznie się szarpać, przypominając bójkę z przeszłości.
*
[…] ogarniało mnie tak wielkie przygnębienie, że stawałem się wrogiem samego siebie.
*
– Uderzyłeś ją? – To było pierwsze, co mi przyszło na myśl.
Zatkało go, ale na chwilę.
– Co ty, swoją kobietę? W ogóle kobietę?!
Jak w ogóle mogłem coś takiego pomyśleć? Jestem jego bratem czy nie? Pewnie, że jestem. To jak mogłem tak pomyśleć? To, że w szkole napierdalał się z różnymi gnojami, nie znaczy od razu, że kiedykolwiek uderzy kobietę! Tylko chuje biją kobiety. Czy uważam go za chuja?
Był naprawdę wstrząśnięty moim pytaniem, ale mimo wszystko uważałem, że jego reakcja była trochę przesadzona.
– Dobra, dobra – ostudziłem go. – Powiedz w końcu, co zrobiłeś.
– Rozpierdoliłem te jej skrzypce o ścianę.
*
„Wypiję jutro”, mówiłem sobie wtedy, gdy już myślałem, że nie wytrzymam i golnę sobie, cokolwiek. Jak dotąd ten wybieg pomagał, choć początkowo powtarzałem go tak często, że miałem kłopoty z myśleniem o czymkolwiek innym. Ale i tak byłem z siebie dumny. Z każdym kolejnym dniem „wypiję jutro” pojawiało się coraz rzadziej. Za to przychodziło coraz więcej myśli, które polegały nie na samooszukiwaniu się, lecz przekonywaniu, że dobrze jest jak jest, bo nie jest źle. Jest lepiej, niż było, nawet jeśli przyszłość stresowała tym, że nie wytrwam w swoim postanowieniu i pewnego dnia złamię się, by jednak wypić.
*
Zaczyna się podejrzliwość wobec tego, kto kim jest naprawdę i czy w ogóle jest. Niezauważalnie ogarnia cię inna rzeczywistość, która staje się rzeczywistością jedyną, tą, gdzie nie istnieje dobro. Prawdziwy przyjaciel zaczyna być wrogiem w przeciwieństwie do pozornego, w którego – mimo bólu, jaki ci zadaje – wciąż wierzysz. I wierzysz tylko w niego.
Widziałem to, czułem, gdy brat patrzył na mnie z lękiem. I nienawiścią.
*
Szukali przyczyn. Nie dopuszczali do siebie myśli, że to mogło zdarzyć się samo z siebie. Taka możliwość wydawała się zbyt niepokojąca. Oznaczałaby, że los mojego brata mógł spotkać każdego z nich. Intuicyjnie postanowili temu zaprzeczyć.
*
Na tym piętrze, w zamknięciu, przeczekiwali najgorsze. Tłumieni mocnymi farmaceutykami, mieli zwolnić i wyhamować do zera, we względnym spokoju wypocić z siebie nadmiar wrażeń, aby z czasem wrócić do tej rzeczywistości, którą większość uważa za prawdziwą, a tym samym obowiązującą wszystkich, czyli również mniejszość.
*
[…]
w szpitalu już od pierwszego pobytu zaczął fajczyć papierosy jeden za drugim. Łapczywie, jakby się nimi żywił. A zdrowie?
– Chuj z płucami, gdy rozum płonie – mówił i uśmiechał się pod nosem […].
*
Papieros był na oddziale towarem najcenniejszym. Osią, wokół której kręcił się świat. Można się go było przytrzymać, gdy leciałeś w dół. Oprzeć się o niego jak o słup, gdy nie było już żadnego innego oparcia. Podciągnąć się na nim jak na drążku, by zorientować się w rzeczywistości i spojrzeć trochę dalej, za ogrodzenie zbudowane przez własny niepokój albo własną obojętność. Palenie papierosa przypominało, że proste czynności są naprawdę proste. Nie ma w nich żadnych podtekstów. Przez swoją powtarzalność stają się rytuałem, który daje poczucie bezpieczeństwa.
*
Zapamiętałem sobie jedno. […] Brzmi tak: „Kiedy rozmawiasz z Bogiem, nazywają to modlitwą, ale kiedy Bóg ci odpowiada, masz schizofrenię”.
Daniel Odija, Pusty przelot,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
(wyróżnienie własne)
Przyjąłem, że prędzej czy później każdy z nas będzie musiał pożegnać się ze wszystkim, co kocha i co jest mu bliskie, bo nic nie trwa wiecznie. Nasi przyjaciele i ukochani umrą z nami, nawet jeśli jest to tylko brat – „tylko”, bo nie każdy kocha swojego brata. Wszystko to sobie wytłumaczyłem i jakoś zrozumiałem, co na długi czas pomogło mi zwalczyć smutek.
*
Nie tkwić wciąż w rozpamiętywaniu choroby brata i tego, co mu zrobiła, do czego go popchnęła. Okazało się, że to wcale nie było łatwe. Potrzebowałem miesięcy, lat.
(tamże)
Dwa dni temu obudziłam się z iście niepolską myślą przewodnią, którą postanowiłam wprowadzić w czyn.
Tak! Wkurwia mnie, gdy mówi się, że nie stać nas, jako kraju na dorobku, na ustawowy wymóg publikowania ISBN-ów w ibukach. Wkurwiam się, bo jaki kraj na dorobku, jakie nie stać? Naprawdę stać nas na dyskryminowanie ludzi, zaczynając od krawężników, przez miłość, kończąc na literkach? Wkurwia mnie jeszcze bardziej, gdy dowiaduję się, że są ważniejsze sprawy. Co jest ważniejsze od miłości do drugiego człowieka, zwierzęcia czy literek?
Dwa dni temu obudziłam się z iście niepolską myślą przewodnią, która nie minęła mi do dzisiaj.
Tak! Bojkotuję książkę, jeśli nie została wydana w wersji elektronicznej. Nie to nie! Z wszelkich form dyskryminacji i ableizmu stosowanego otrząsam się tu, nominując takie ale-o-co-ci-chodzi do Nagrody Złota Siekiera. Ale, ale! Przecież nie na każdym kroku spotyka mnie taka czy inna, świadoma lub nieuświadomiona forma dyskryminacji.
Stąd myśl, by docenić Tych, którzy jednak wydają książki w wersji elektronicznej. Nie ma nominacji do nagrody, nie ma ścigania się. Każde wydawnictwo, które umożliwia mi czytanie, wcześniej czy później tu się znajdzie, bez nominacji, lecz z Nagrodą Platynowej Czcionki.
Pierwszym Laureatem Nagrody Platynowa Czcionka jest Wydawnictwo Drzazgi. Urzekły mnie swoją ideą Osoby, które założyły i prowadzą to młodziutkie wydawnictwo. Można? Można!
Pozostaję wdzięczna, że dzięki temu Wydawnictwu nie ominęła mnie wspaniała powieść — rozpuszczająca trudności w relacji z beletrystyką — Niejedno, a przecież mogła ominąć, bo kraj na dorobku, oni na początku wydawniczej drogi, inne rzeczy są ważniejsze.
Dziękuję. Z wielu powodów tu Platynowa Czcionka znaczy więcej niż Nike.
Wydawnictwo Drzazgi
Platynowa Czcionka 2022
Wydawnictwo przyjazne Ludziom
Raz w życiu byłam na spotkaniu autorskim. Było miło, ale też głęboko rozczarowująco. Skąd wziął mi się wtedy pomysł, że na takie spotkania przychodzą ci, co przeczytali książkę? Nie mam pojęcia. Powiedziałam sobie: nigdy więcej.
Z tej samej grupy zawodowej człowiek. Czyta, pisze, istnieje jego zdanie w mediach społecznościowych. Skąd wziął mi się pomysł, że jak ktoś czyta i pisze, to zdolność refleksji posiadł, rozwinął i z umiejętności zmiany perspektywy korzystać potrafi? Nie mam pojęcia. Powiedziałam sobie: nigdy więcej.
Muszę przyznać, że obie te decyzje były najlepszymi, jakie mogłam podjąć. Dotarło do mnie, że w pewien sposób jestem literkowym samotnikiem z wyraźnym rysem anarchicznym — nie będą mi mówić, co i jak czytać, a czego nie.
Choć nigdy więcej, to z anonsów nigdy-więcęj-osób czasem korzystam. Ta propozycja zaciekawiła mnie swoim tytułem. Kudłatej przecież obiecałam, więc dla książki ze spektrum tego, co ważne, trudne i nieuniknione, a przede mną i Sadownikiem, wydałam się właściwą kandydatką na czytelniczkę. Zaryzykowałam.
Wyjęłam z tej książki jedno przejmujące spotkanie (Mama i Johan van Hooff), jedno wspomnienie*, dwa niemiłe zaskoczenia (jedno zapomnienie i jedna, szokująca mnie, bezmyślność autora kosztowały życie trójkę ważnych dla niego zwierząt) i jedno zadziwienie (jak chwilowy (dziesięcioletni) adept psychoanalizy może pieprzyć takie bzdury à propos depresji, psychologii i Elizabeth Kübler-Ross? — nie mam pojęcia).
_____________
* Kiedy w 2012 roku [Anthony Lawrence] […] zmarł [, …] dwa różne stada słoni, składające się w sumie z trzydziestu jeden sztuk, przeszły 180 kilometrów do jego domu, w którym nie były od półtora roku, i stały tam bez picia przez dwa dni i dwie noce, najwyraźniej oddając hołd przyjacielowi i opłakując jego odejście.
Jeśli nie wstydzisz się swoich uczuć do kudłatych Dusz, ta książka nie jest pozycją obowiązkową do przeczytania. Obowiązkowo musiałam się zająknąć na jej temat, by mieć pod ręką wyjęte z niej wspaniałe literki, bo do całości tej lektury nie mam zamiaru wracać w przyszłości.
Zanim weźmiesz psa, nie potrafisz sobie wyobrazić, jak wygląda życie z psem pod jednym dachem. Kiedy już go masz, trudno ci przypomnieć sobie, jak wyglądało życie bez niego.
// Caroline Knapp
*
Jak to było go kochać? Zapytała Wdzięczność.
[…] Miłość do konia różni się od miłości do psa lub kota (mam obydwa czworonogi). Konie stawiają przed tobą wyzwania i cię uczą. Są lustrami, które pokazują ci, kim jesteś. Pokazują ci te najokropniejsze rzeczy w tobie, których usiłujesz nie widzieć, i te piękne, których jeszcze nie umiesz dostrzegać. Proszą cię, byś się tego uczył, a kiedy już to robisz, dają ci część swojej siły i skrzydeł, spokoju podczas szalejącej burzy, czynią cię mistrzem burzy. Na to wszystko trzeba zasłużyć.
// Lisa Marie Pompilio
*
Może psy pojawiły się na świecie po to, by ludzie stali się bardziej ludzcy, choć zabrało to więcej czasu, niż początkowo oczekiwano?
*
Można powiedzieć, że odczuwanie żalu czyni mnie człowiekiem, można też powiedzieć, że czyni mnie po prostu kolejnym zwierzęciem.
*
Śmierć ból zostawia, który nie przeminie.
Miłość – wspomnienie, które nie zaginie.
Z irlandzkiego nagrobka
*
Często słyszy się opowieści o „starych, samotnych kobietach, których jedynym towarzyszem jest kot”, jakby w byciu starą lub kobietą, lub w posiadaniu kota było coś patologicznego.
*
Nie możemy stracić tego, co kiedyś przynosiło nam wielką radość. Wszystko, co kiedykolwiek kochaliśmy, staje się nierozłączną częścią nas.
// Helen Keller
*
Jest taka niewielka przestrzeń w moim sercu, gdzie już nie dociera światło, ale to nie oznacza, że nie skorzystam z każdej nadarzającej się okazji do miłości. […] przypomina mi się ten cytat z Kahlila Gibrana: „Kiedy czujesz smutek, znów zajrzyj do swego serca, a dowiesz się, że płaczesz z powodu tego, co przynosiło ci radość”.
*
Nie ma znaczenia, kto opłakuje kogo, ponieważ żal i smutek po obydwu stronach jest namacalny i niepomierny.
*
Prawdopodobnie jest tak – […] – że pewne zwierzęta odczuwają niektóre emocje głębiej niż my (psy – miłość, koty – zadowolenie, słonie – żal), ale to obszar wciąż podlegający badaniom.
Jeffrey Moussaieff Masson, Kiedy odchodzi przyjaciel.
Refleksje o śmierci zwierząt domowych,
przeł. Anna Czechowska,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)
Kiedy piszemy o śmierci albo tylko ubieramy myśli o niej w słowa, nagle znajdujemy się na zupełnie nieznanym terenie.
(tamże)
Penso di sì.
Credo di sì.
Spero di sì.
23/365
*
Heniutka:
(wypada z klatki niczym kukułka
ze starego, włoskiego zegara,
lobbując w sprawie spaceru, po którym
będzie należał się psu obiadek)
Jabłoń:
(grzecznie informuje psa, że jeszcze chwilka)
Sono le cinque meno dieci.
Heniutka:
(rżnie głupka, że nie wie, że Sadownik
ma jeszcze dziesięć minut, i prezentuje minę,
jakby znała jedno, jedyne, zdanie po włosku)
Non parlo italiano.
Autor(ka) nieznany(y/a),
[dostęp: 23.01.2022], źródło.
Zadanie:
Aza za rok będzie miała tyle lat, co Bąbel ma dziś. Bąbel jest dwa razy starszy od Emo. Cekin rok temu miał dwa razy tyle lat, co Emo będzie miał za trzy lata. Dulka ma tyle lat, ile razem mają Aza i Bąbel. Psy, o których mowa, mają łącznie 27 lat. Ile lat ma każdy członek tej sfory?
Rozwiązanie:
Jabłoń:
W zachwycie.
Sadownik:
(na drzewne oko,
gada jak poparzony)
Jabłoń:
Rozważałeś pójście na terapię?
Sadownik:
Nie jestem uzależniony!
Jabłoń:
(uderz w stół, a nożyce
i takie tam aż brzęczą)
Od terapii?
Sadownik:
(od zawsze nie ogarnia drzewnego
zachwytu pracą nad sobą)
Też nie!
* * *
Domowa Kinoterapia:
(piosenka z sobotniego seansu:
John Wick)
Kaleida, Think.
nachalnie nienachalna recepta wynurzyła się z oparów absurdu, logiki sprawnie mylącej przyczynę ze skutkiem, myślenia życzeniowego, paternalistycznego pouczania i rozumienia lepiej, co chciałam powiedzieć.
nie zaciągać się niechęcią i omijać wszystko, co nie karmi Duszy. zastosowanie zewnętrzne, od zaraz, bez konsultacji z farmaceutą.
22/365
[suplement pikselowy: 22.01.2022]
Autorka — powieściowa debiutantka, jak dla mnie odkrycie, już czekam na kolejne jej książki — polska Genova! Żadnego rwania na okładkę, haczyk krótkiego tytułu i prostej szaty graficznej połknęłam w mgnieniu oka.
To dla mnie czwarta książka dotycząca życia z konsekwencjami lub obok konsekwencji choroby Alzheimera (osobisty chronos czytelniczy: I, II, III; tej nie liczę, bo kłamie). W tej książce alzheimer jest także pretekstem do poruszenia kwestii, które dotyczą wszystkich — nie tylko tych dotkniętych nieuleczalnymi chorobami lub odłożonym w tkankach czasem.
Wybieranie cytatów zajęło mi kilka dni, ale jednego byłam pewna, nim zaczęłam myśleć o wyborze. Po #A i #B Izabeli Morskiej (wspomnianej również w tej książce) ta opowieść jest obowiązkowym — tym razem beletrystycznym, nie mniej ściskającym w dołku — punktem #C.
Z kolei prace nad szczepionką redukującą zawartość amyloidu beta i innych białek są zaawansowane, chyba nawet weszły w fazę testów na ludziach.
Zresztą – to już przecież nie dla nas. Jesteśmy za daleko. Za głęboko. Po szyję w tym nurcie, tych rzekach.
*
Krótkie rozmowy dotyczą zdrowia, radzenia sobie, tu każdy chce usłyszeć, że dobrze, bez szczegółów, a potem przechodzą do życzeń. Ale czego życzyć nieuleczalnie chorej osobie, na ręce syna.
Zdrowia? Nie bardzo.
Poprawy? Trzeba być realistycznym.
Cudu? Trochę niezręcznie, to demaskuje beznadziejność sytuacji i brak wiary składającego. I jego niewiedzę o chorobie, w tym o jej gorzkich, najtrudniejszych aspektach.
Nadziei?
Może siły? Tak, najczęściej słyszę życzenia siły w zmaganiach z przeciwnościami losu. Z tą jedną, konkretną przeciwnością, nienazywaną wprost. Tabu. Nazwa nie pada często, zresztą po co by miała padać. Znamy ją.
I wytrwałości. Tego też ludzie mi życzą.
Powinni jeszcze pieniędzy, biorąc pod uwagę ceny wszystkiego i leków oraz postępującą inflację. Ale o tym akurat nie wspominają. Może nie wypada. […]
Czasem myślę, żeby sobie wsadzili gdzieś te modlitwy, a zamiast tego zaproponowali pomoc. Może niekoniecznie od razu mycie okien w całym domu, koszenie trawnika, cyklinowanie podłóg, ale jakieś zakupy, apteka czy drogeria, wzięcie ojca na spacer, godzinę czy dwie z nim w weekend, kiedy siedzimy sami, poczytanie mu książki, wspólne posłuchanie muzyki.
*
Słowa związane są z rzeczami zwykłym sznurkiem […].
*
[…] irytują mnie współczujące spojrzenia Elżbiety i jej brak świadomości tego, jak to wszystko wygląda. Z czym się wiąże. Osoba z innego świata: obowiązków wyłącznie z wyboru.
*
Mam w pudle także książkę od Elżbiety, podobnych do Lavant gabarytów, coś z „psami” w tytule.
Weź, powiedziała, to też o psychiatrii, spojrzenie na polską współczesność.
*
Film, książki i podwójne salto mortale do wewnątrz.
*
Nie było mnie i teraz też nie jestem w stanie stwierdzić wyraźnie, że wyraźnie jestem.
*
Chcę iść żyć. Udawać cząstkę społeczności. Chcę tylko wyjść z domu.
*
Patrzę w brązowe oczy naszej suki. Jest nasza, nikt się po nią nie zgłosił. Wygląda, jakby rozumiała wiele.
Czasami, na przykład dziś, mam wrażenie, że rozumie więcej niż ojciec.
Czasami mam też wrażenie, na przykład właśnie teraz, że ogarnia świat lepiej ode mnie.
*
Zostałem ostrzeżony, ale nie byłem przygotowany. Na to wszystko trudno się przygotować.
*
Coraz rzadziej wiem, o co mu chodzi. Zazwyczaj nie mam pojęcia. A jedyne, co mogę, to patrzeć, obserwować. Interpretować też mogę, jasne, choć to przecież nie przybliża mnie do rozumienia. […] Nie wiem, co może mieć w głowie, kiedy ciska telefonem o ścianę. Słoikiem dżemu o podłogę. Kiedy powtarza ciągami ten sam zestaw sylab. Kiedy ze złością odpycha moją rękę. Albo uderza dłonią w oszkloną szafkę, choć to jasne, że szkło pęknie. Kiedy jest agresywny.
*
Widzę ciszę, ale czuję energię eksplozji.
*
Osiem dni i nas dwoje, nas troje, bo pies, nas czworo, bo jeszcze kot.
Codzienna rutyna. […]
Rytuały nadające dniom rytm, dzięki któremu jest szansa poczuć się bezpieczniej w chaosie. Strukturyzujące bezładne strumienie zdarzeń w celowe sekwencje, prowadzące dokądś, przynajmniej z pozoru.
*
Pyta o zdrowie ojca, odpowiadam wymijająco. Dla mnie liczy się forma. Ta tu i teraz, dzisiaj, jest dobra.
*
Siedzimy w ojca pokoju, kolorujemy trójkąty. To znaczy – on koloruje, a ja, z ekierką w ręku, rysuję spiralę Teodorosa.
[dostęp: 21.01.2022], źródło.
*
Tu ochłodzenie ochłodzeń. Morze Barentsa niezrozumienia. Jakaś niepojęta nieprzekładalność perspektyw.
*
To społeczeństwo, podkreślam, nadaje osobom starszym status zależnych i bezproduktywnych. Działalność pożyteczna gospodarczo nie ogranicza się do udziału w rynku pracy.
*
Rozpowszechnione przekonanie o ekonomicznym fundamencie społeczeństwa jest bezzasadne.
*
Zadanie 95: Budowa szpitala dla chorych psychicznie kosztuje 6 milionów marek. Ile domów mieszkalnych po 15 000 marek można by wybudować za tę kwotę?
(niemiecki podręcznik, 1935)
*
Czy znają państwo pojęcie biowładzy?, zaczynam najprościej, jak umiem.
Odpowiadają, że tak. Ale wyczuwam z tonu, widzę po minach, że raczej nie. Mowa niewerbalna jest starsza niż ta druga, może dlatego bardziej się jej ufa. A może z tego powodu, że trudniej w niej kłamać.
Barbara Woźniak, Niejedno,
Wydawnictwo Drzazgi, Okoniny 2021.
(wyróżnienie własne)
Niestety w dydaktyce i w praktyce lekarskiej dominuje podejście biomedyczne. Pacjenci traktowani są paternalistycznie, ciała chorych są uprzedmiotawiane, w procesie terapeutycznym często nie szanuje się podmiotowości i intymności drugiego człowieka, co w szczególności uderza w grupy niemające głosu, a więc najbardziej bezbronne i podatne na tego rodzaju nadużycia: w pacjentów całkowicie lub częściowo niekompetentnych, w osoby starsze, a także w grupy nieuprzywilejowane, takie jak kobiety, mniejszości seksualne, etniczne, w przedstawicieli niższej klasy społecznej.
*
Podczas całych studiów przyszły medyk ma szansę zetknąć się z etyką raz, dwa lub najwyżej trzy razy, w pierwszych latach kształcenia (o ile wybierze taki fakultet). Kończąc studia, prawdopodobnie nie będzie nic pamiętał.
Do tego etyka nie budzi entuzjazmu, dopowiadam sobie w głowie, już nie na papierze. Większym powodzeniem cieszą się zajęcia z samoobrony przed agresywnym pacjentem. Czyli takim, który zapomniał, najpewniej chwilowo, pod wpływem emocji, że pasywność poddawanego obróbce przedmiotu, pokora i uniżoność to cechy, które są bardzo pożądane i pomocne w trakcie przechodzenia przez tryby machiny służącej przywracaniu zdrowia. Niezbędne nawet.
*
Trzeba się przygotować na tę podróż. Jednak.
Nazwałem ją podróżą wędrowca do zmierzchu.
*
Dobry pacjent – to taka rola. Scenariusz jest bardzo prosty. Kładzie nacisk na powinności, o prawach zwykle się milczy.
Dobry pacjent nie truje pretensjami. Nie wyraża zdziwienia. Nie okazuje emocji. Robi notatki. Nie filozofuje. Nie zadaje krępujących pytań. Rozumie zawiłe terminy. Pracuje nad sobą. Jest uprzejmy. Zmienia nawyki. Ma zdrową wątrobę i wypchany portfel. Jest rozrzutny, nie może być sknerą. A jeśli nie ma pieniędzy, nie żal mu pamiątek rodzinnych. Ukrywa rozczarowanie i lubi pielgrzymować. Cierpliwy jest. Nie unosi się gniewem. Nie pamięta złego. Wszystko znosi. Wszystkiemu wierzy. We wszystkich pokłada nadzieję. Wszystko przetrzyma.
No i najlepiej, żeby nie był chory.
(tamże)
— Musi pani…
— Proszę?
Nie było mnie w urzędzie dziesięć lat — zmieniły się mebelki, pojawiły się numerki, urzędnicza mentalność drgnęła, ale ma jeszcze przed sobą długą drogę.
20/365
Najpierw o niej czytałam. Potem Saxifraga upewniła mnie, że jadalna jest ta piękność. Na koniec wypatrzyłam ją zatrzymaną w pikselach Thorstena.
— Wróć, wróć, wróć! — krzyczało coś we mnie. — Musisz ją tu mieć!
To mam.
Po obu stronach ścieżki rozciąga się dywan świecącego na zielono szczawiku zajęczego, zrywam kilka listków i wkładam sobie do ust. Ma kwaskowaty smak, taki sam jak w lesie, w którym bawiłyśmy się w dzieciństwie, ale trudno przełyka się rozmiękłe listki, dlatego je wypluwam. Stella patrzy na mnie rozbawiona.
– Można je dodać do sałatki – mówi.
Therese Bohman, Utonęła, przeł. Justyna Czechowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021.
fot. Thorsten, fragment.
Thorsten:
Szczawik zajęczy
La Belle Époque — nie sięgnęłabym po książkę o niej. Szaleństwa La Belle Époque — mowy by żadnej nie było. Ale jest Julian Barnes i intrygująca okładka, i ibukosknera, który upolował książkę przy okazji czarnych piątko-weekendów pod koniec zeszłego roku.
Historyczna ignorantka we mnie zachwyciła się nieoczywistością otwarcia opowieści i chwilę trwało nim dotarło do mnie, że książka ta to przygoda z historią, plotkami i mentalnością belle époque w rolach głównych. Zdjęcia znanych osób wypadające z czekoladek Félixa Potina — majstersztyk! — prototyp nadciągających pod koniec XX wieku osób (znanych z tego, że są znane), które reklamują papier toaletowy?
To opowieść-przykład o tym, że każda epoka rządzi się własną szajbą.
„Szowinizm jest jedną z form ignorancji”. Pisałem tę książkę w ostatnim roku przed pełnym złudzeń, masochistycznym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. A maksyma doktora Pozziego często przychodziła mi na myśl, ponieważ angielskie elity polityczne, niezdolne myśleć po europejsku (niechętne temu albo zbyt na to głupie), nieustająco zachowywały się tak, jakby utożsamiały to, czego same chcą, z tym, co ma się wydarzyć. Anglicy (nie chodzi o ogół Brytyjczyków) często chełpili się swoim wyspiarskim rodowodem, brakiem zainteresowania „innymi”, preferując trywialne żarty i bezzasadne oszczerstwa.
*
Zdanie Barbeya d’Aurevilly także pasuje tu jak ulał: „Anglia, ofiara swojej historii, zrobiwszy krok ku przyszłości, teraz cofnęła się i przysiadła w swojej przeszłości”. […] Jestem synem nauczycieli języka obcego, których – gdyby żyli – zasmuciłby spadek poziomu nauczania języków nowożytnych. „Och, wszyscy mówią teraz po angielsku”, często słychać te pełne samozadowolenia słowa. Ale jak każdy nauczyciel lub student języków wie, rozumieć obcy język oznacza rozumieć tych, którzy się nim posługują; a co więcej, rozumieć, jak oni postrzegają i rozumieją twój kraj. To rozwija wyobraźnię.
* * *
Belle époque była okresem wielkiego bogactwa dla bogatych, władzy społecznej dla arystokracji, niepohamowanego, wyrafinowanego snobizmu, karkołomnych ambicji kolonialnych, mecenatów artystycznych i pojedynków, których skala przemocy często bardziej odzwierciedlała indywidualną wybuchowość niż urażony honor. Nie można powiedzieć nic dobrego o I wojnie światowej, ale przynajmniej zlikwidowała większość tych zapędów.
*
W 1905 roku, kiedy wprowadzano zmiany w Kodeksie Napoleona, Hervieu był członkiem komitetu, który miał dokładnie zbadać i, jeśli to konieczne, przeredagować artykuł 212: „Mąż i żona są sobie wzajemnie winni wierność, wsparcie i pomoc”. Hervieu zasugerował dodanie jednego słowa: „miłość”. Komitet, przypuszczalnie uznając, że owe trzy wymogi to maksimum tego, co jakiekolwiek małżeństwo jest w stanie udźwignąć, odmówił przyjęcia jego rekomendacji.
*
Medycyna była w rozkwicie, jeśli chodzi o postęp i pomysłowość, i Pozzi, który napisał ponad czterdzieści artykułów na temat leczenia ran postrzałowych i innych ran wojennych, był w tej dziedzinie głównym ekspertem. Lecz broń stawała się coraz skuteczniejsza, podczas gdy ciało ludzkie zachowało swoją pierwotną wrażliwość. Zapewne często przychodziło to Pozziemu na myśl.
*
Słynne było oburzenie amerykańskiego chirurga Charlesa Meigsa (1792–1869), kiedy zasugerowano, że on i jego koledzy powinni myć ręce przed operacją. „Lekarze to dżentelmeni”, twierdził uparcie, „a ręce dżentelmenów są czyste”.
*
Tracisz nogę i pocisk, ale zyskujesz żółwia: w literaturze faktu jest więcej niepewności niż w fikcji.
*
Mój drogi i nieodżałowany Pozzi zwykł zapewniać mnie [Roberta de Montesquiou] , że po przebudzeniu z trudem powstrzymywał radość odczuwaną na myśl o wszystkich pociągających rzeczach, które ten dzień miał dla niego w zanadrzu […].
*
Ale trudno nam uniknąć patrzenia z dzisiejszej perspektywy i odczytywania dzisiejszych emocji u tych, którzy się w nas wpatrują. […] w pewien sposób próbujemy przywrócić ich do życia, prowadzić z nimi bezgłośną rozmowę; mamy wrażenie, że oni także patrzą na nas. I podczas tej wymiany możemy błędnie przyjąć, że ich uczucia to wersja naszych uczuć – lub też zastanawiać się, jakie byłyby nasze uczucia, gdybyśmy się znaleźli na ich miejscu; a także, że są w jakiś sposób tak samo zainteresowani nami jak my nimi.
*
Nie wiemy.
Czasami wszystko sprowadza się do pytania: kto z nich rządzi? I czy oni robią to, co sądzą, że robią?
*
Pewnego razu naoczny świadek oskarżył Daudeta o kłamstwo. „Oczywiście kłamię”, odpowiedział Daudet. „Gdybym nigdy nie kłamał, byłbym zwykłym rozkładem jazdy pociągów”.
*
Istnieją plotki, istnieją też plotki na temat seksu. Plotka na temat seksu ma to do siebie, że każdy w nią mniej lub bardziej wierzy (nawet jeśli udaje, że nie), ponieważ zawsze wydaje się prawdopodobna. Niekoniecznie dlatego, że plotka potwierdza pewne istniejące wcześniej poszlaki (chociaż może); ale raczej dlatego, że seksualne zwyczaje istot ludzkich są tajemnicą, lecz taką, która po „ujawnieniu”, ujawnia szerszą tajemnicę ludzkiej osobowości. Och, to wszystko tłumaczy – teraz rozumiem, oczywiście, teraz wszystko ma sens.
*
Dlaczego teraźniejszość tak łatwo ocenia przeszłość? Jest zawsze jakaś neurotyczność w teraźniejszości, która uważa się za lepszą od przeszłości, ale nie potrafi przezwyciężyć dokuczliwego lęku, że może to nieprawda. Stoi za tym jeszcze jedno pytanie: jakie mamy prawo do tego, żeby oceniać? Jesteśmy teraźniejszością, a to jest przeszłość: zazwyczaj większości z nas to wystarcza. Im dalej odchodzi przeszłość, tym atrakcyjniejsze staje się jej upraszczanie. Jakkolwiek wielkie byłoby nasze oskarżenie, przeszłość nigdy nam nie odpowie, zachowa milczenie.
*
Każdy praktykujący powieściopisarz zna dowcipną, choć poważną odpowiedź, kiedy o jego fachu dowiaduje się ktoś dopiero poznany. „Chyba muszę uważać na to, co mówię, prawda?”; albo czasami: „Mam dla pana świetną historię”. Ty odpowiesz (no dobrze, ja odpowiem): „To tak nie działa”, ponieważ to tak nie działa.
Julian Barnes, Mężczyzna w czerwonym płaszczu,
przeł. Iwona Chlewińska,
Świat Książki, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)
C’est bien bô! (To taaakie piękne!).
*
Niektórzy zamkną książkę, którą trzymają w rękach, i jednocześnie zamkną swoje umysły; inni zostawią je otwarte i pełne zadumy.
*
[…] często zanim prawdziwa miłość się zacznie, jest wiele „myślenia o tym, że kogoś kochasz”.
(tamże)
Nie ma to, jak dać się zaskoczyć. Tym razem niemile. Sadownik chciał przy okazji rzucić okiem. Trampki. Nienajtańsze. I co? I sprawa prosta jak sznurek w kieszeni. Trampek na rzepy lub gumki nie ma w ofercie — nie tylko w tym konkretnym sklepie, ale w ogóle w tej firmie — upewniłam się. Osoby z niepełnosprawnościami i kobiety w trzecim trymestrze ciąży nie potrzebują sportowego obuwia, bo każda brana na serio osoba, kura przez wu, musi sobie radzić ze sznurówkami. Naprawdę? Ableizm powszedni w praktyce życia.
New Balance—Old Ableism.
Złota Siekiera 2022
Piękno absolutne! Jak dla mnie niewyobrażalne.
Wspomnienie z mazurskiej wsi wprost.
Dawny zielnik piór od jakiegoś czasu w bezszelestny sposób stał się synonimem zielnika skrzydeł, zauważyłam. Czas więc porządnie liczyć.
fot. Thorsten, fragment.
Thorsten:
Piórolotek pięciopiór
łac. Pterophorus pentadactyla
Piórolotek śnieżynka
Sadownik & Jabłoń:
(mkną obok siebie po centrum handlowym, by zrobić
zdjęcie do nowego drzewkowego dowodu osobistego)
Sadownik:
(z lekkkością pcha prawą ręką
ferrari bez przystawki)
Jabłoń:
(zachwycona, że jest obok Sadownika;
odpowiedzialna za sterowanie rękoma)
To się nazywa partnerstwo!
Ty pchasz, ja steruję.
Biały Kruk niepocieszony. Jeden puzzel nie pasuje. Dwóch dodatkowych brakuje. Skończone, wrócą do inwestora. Jabłoń zachwycona, widzi tylko potencjał w brakach.
Tradycyjnie, z każdymi skończonymi puzzlami jesteśmy bliżej wiosny. Na żurawie już czekam.
fot. Biały Kruk.
żadnego problemu z feminatywami nie było, ponieważ okazało się, że plejada figur wewnętrznych, które mają do powiedzenia tylko: nie tak, bez sensu, źle, nie dość dobrze, za póżno, za wcześnie, za mało, za dużo, to w moim przypadku sami mężczyźni (o!). dumni z siebie opresorzy, ustawieni w szeregu, reprezentują przekrój męskiej Rzeczypospolitej Polskiej przez wieki — jest z sumiastymi wąsami i buzdyganem, jeden z szablą, inny z kijem bejsbolowym, facet z siekierą i taki z maczugą. w pęczku dość osobliwi, nie przyjmują do wiadomości, że żyję w XXI wieku, więc trudno było mi tego nie skomentować:
— ho, ho, panowie, wolne żarty!
11/365
Intensywne trzy dni trzymały mnie skutecznie z daleka od czasu spędzanego wyłącznie w swoim towarzystwie — czasu, którego potrzebuję jak kania dżdżu. Potrzebuję odparować, przemyśleć, poczuć, przeżyć do cna, dowiedzieć się, co ja o tym wszystkim myślę. W moim przypadku to wymaga czasu — nie ma drogi na skróty.
Upuścić tę książkę tutaj, ale jak? Zachwycić się czytaniem o pisaniu? Mało! Nadmienić o słowach, które, choć dawno temu (przed internetem) ułożone w rządek zdań i akapitów, wciąż są aktualne? Mało! Wspomnieć, że Autorka swoje wiedziała na temat choroby neurodegeneracyjnej? To chyba ważne tylko dla mnie. Mało? To niech będzie to wszystko razem. Plus dwa zdjęcia, które robią mi różnicę, więc chcę je tu mieć pod ręką.
Jej narracyjna literatura faktu to pytanie o prawdę. […] prawda jest tymczasowa, a jedyną rzeczą, która ją potwierdza, jest to, kim jesteś w chwili pisania tego czy tamtego tekstu, a twoje radości, skłonności i uprzedzenia też są częścią pisarstwa.
// Hilton Als w Przedmowie.
*
[…] część wyjątkowego charakteru dzieł Didion wiąże się z jej odmową udawania, że nie istnieje.
// Hilton Als w Przedmowie.
fot. Thea Goldberg,
[dostęp: 9.01.2022], źródło.
*
[…]
niepokój potrząsa prętami klatki codzienności […].
// Hilton Als w Przedmowie.
*
Jako dziecko karmiono ją stałą dietą złożoną z mitów – mitu o krzepkich indywidualistach, zachodniego mitu o dążeniu do celu. […] I to Eduene [Mama] dała pięcioletniej Joan dziecięcy notes w linie, żeby przestała narzekać i zapisywała, co ją dręczy.
// Hilton Als w Przedmowie.
*
[…] niektórzy z nas walczą w te same dni, kiedy inni upadają […].
*
Pewnym sposobem, w jaki dzieci trzymają się krawędzi świata, jest wiara w to, że znajdują się w jego centrum. […] Dorastając, człowiek w sposób nieunikniony zaczyna dostrzegać, że odległość między miejscem, gdzie stoimy na stałym gruncie, a całkowitym wypadnięciem przez krawędź świata jest niezwykle mała, a my i inni ludzie, nie mówiąc już o naszych rodzicach, jesteśmy postrzeleni i samotni, bo wszyscy tacy jesteśmy.
// Hilton Als w Przedmowie.
*
[…]
Didion, rzeźbiarka słów w granicie konkretu […].
// Hilton Als w Przedmowie.
*
Why I Write. Mamy tu trzy niedwuznaczne słowa, które współdzielą pewien dźwięk, a mianowicie:
ja
ja
ja.
Pod wieloma względami pisanie to akt mówienia „ja”, narzucania się innym ludziom, twierdzenia: posłuchaj mnie, zobacz to na mój sposób, zmień zdanie. To akt agresywny, nawet wrogi. Jego agresywność można ukrywać jak tylko się chce pod osłoną zdań podrzędnie złożonych, przydawek i nieśmiałych trybów łączących, za pomocą elips i uników – za pomocą całej tej maniery sugerowania zamiast twierdzenia, czynienia aluzji zamiast oświadczania – ale nie da się obejść faktu, że umieszczanie słów na papierze to taktyka ukradkowego tyrana, inwazja, narzucenie wrażliwości pisarza czytelnikowi w jego najbardziej prywatnej przestrzeni.
*
Piszę wyłącznie po to, by dowiedzieć się, co myślę, na co patrzę, co widzę i co to oznacza. Czego chcę i czego się obawiam.
Joan Didion
(1934–2021)
fot. Autor(ka) nieznan(y/a), fragment,
[dostęp: 9.01.2022], źródło.
*
Wszystko, co wiem o gramatyce, to że jest nieskończenie potężna. Zmiana struktury zdania zmienia znaczenie tego zdania, tak samo nieodwołalnie i nieugięcie, jak ustawienie aparatu zmienia znaczenie fotografowanego przedmiotu. […] Układ słów ma znaczenie, a pożądany przez siebie układ znajdziecie w obrazie tkwiącym w waszych głowach. To ten obraz dyktuje układ. To obraz dyktuje, czy będzie to zdanie podrzędnie złożone, czy nie, zdanie kończące się twardo czy wygasające stopniowo, długie czy krótkie, aktywne czy bierne. Obraz mówi wam, jak ułożyć słowa, a układ słów mówi wam, albo mnie, co dzieje się na obrazie. Nota bene:
Mówi wam.
A nie wy mówicie jemu.
*
[…] co mi chodziło po głowie, a nie, o co mi chodziło […].
*
„Jeśli powiesz za dużo, tracisz część tej tajemnicy”, powiedział kiedyś Robert Mapplethorpe dziennikarzowi BBC, który chciał porozmawiać o jego pracy. „Chcesz mieć możliwość skorzystania z magii chwili. To właśnie gorączka uprawiania fotografii. Nie wiesz, dlaczego tak się dzieje, ale się dzieje”.
*
Uczyń miejsce dostępnym dla oczu, a pod pewnymi względami nie będzie już dostępne dla wyobraźni.
*
Był to człowiek [Ernest Hemingway], dla którego słowa miały znaczenie. Pracował nad nimi, rozumiał je, dostawał się do ich środka. […] Albo ci zależy na interpunkcji, albo nie, a Hemingwayowi zależało. Albo ci zależy na „i” oraz „ale”, albo nie, a Hemingwayowi zależało.
*
Szukam tego, co nieoczekiwane. Szukam rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałem.
// Robert Mapplethorpe
Joan Didion, Powiem wam, co o tym myślę,
przeł. Jowita Maksymowicz-Hamann,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
*
Jabłoń:
Kotku, mam problem
z feminatywem od „proroka”.
Sadownik:
Wróżka?!?
*
Joan Didion była prorokinią w 1968, pisząc poniższe słowa, smutne bardzo i tak bardzo prawdziwe w trzecim dziesięcioleciu XXI wieku w kraju nad Wisłą:
[…] mówię tu o czymś otępiającym i kuriozalnym, o niezdolności nas wszystkich do rozmawiania ze sobą w jakikolwiek bezpośredni sposób, o porażce amerykańskich gazet, jeśli chodzi o „nawiązanie kontaktu”.
*
[…] problem polega nie tyle na tym, czy ufa się informacjom, co na tym, czy się je znajduje […].
(tamże)
Przez przypadek odkryta. Z premedytacją zamówiona. Trzeba było tylko poczekać, by przyszła. Przyszła. Piękna. Nic dodać, nic ująć, poza anegdotą o poczuciu wieku.
— To Helmut jeszcze żyje? — błysnęło zachwytem Drzewko w rozmowie z Białym Krukiem kilka dni temu. Pytanie wydało się Białemu Krukowi absurdalne, ale Helmut Drzewku — prawie czterdzieści lat temu, gdy zrobił w konia dziewczynkę, z której miała wyrosnąć Jabłoń — wydawał się wtedy staruszkiem (!). Miał wówczas, jak doliczyliśmy się z Białym Krukiem, czterdzieści pięć lat.
— Są takie książki, których nikt nie wypożycza? — zdziwiła się Anna.
— Owszem, i to całkiem sporo.
— A dlaczego nikt nie chce ich czytać?
— Bo wielu ludzi nie ma pojęcia, co im przechodzi koło nosa — powiedziała cicho pani Monsen.
*
Anna się zamyśliła.
Skoro niszczono książki, których nikt nie czytał, to znikali również istniejący w nich ludzie.
Jak liście jesienią.
Liście więdną.
Potem rozsypują się w pył.
A później znikają na wietrze. Na zawsze.
To straszne.
*
I zaczęli.
A potem wydarzyło się mnóstwo rzeczy.
*
Waldemar często chodził z babcią na wycieczki do zaczarowanego lasu.
Podczas tych wycieczek mówił babci o tym, jak bardzo boi się starości.
Babcia zapewniała go, że nie ma się czego bać.
Na starość też może się zdarzyć wiele ciekawych rzeczy.
*
— Jesteś mądrzejsza niż wyglądasz — stwierdziła.
Teraz to Anna puściła do niej oczko.
— Myśli pani, że wyglądam na niemądrą?
Pani Monsen odmrugnęła.
*
Uśmiechał się on [Milton Berg], i uśmiechnęła się pani Monsen. Chociaż razem mieli ponad sto lat.
*
Jutro skończę dziesięć lat, pomyślała. Boję się tego.
Ale jak mogę się bać czegoś, czego nie znam?
*
— Ile pani ma lat? — spytała.
Pani Monsen popatrzała na nią trochę zdziwiona.
— Za tydzień kończę pięćdziesiąt.
— Czy pani się tym martwi?
— A dlaczego?
— Bo będzie pani stara.
Pani Monsen zaprzeczyła.
— Nie, jestem po prostu bardzo ciekawa.
Ze mną też tak jest, pomyślała nagle.
Przecież nie wiem, co przeżyję jutro.
Przecież jutro jeszcze nie żyłam.
Klaus Hagerup, O dziewczynce, która chciała ocalić książki,
ilustr. Lisa Aisato, przeł. Iwona Zimnicka,
Czarna Owca, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)
Nie wiedziała, czy to sen, czy to jawa.
Jedno i drugie i tak było prawdziwe.
(tamże)
Są w tej książce również skrzydła. Klik, klik i okazało się, że jako dziecko, nie znając jej imienia, spotkałam tę motylą piękność. Pamiętam mój ówczesny zachwyt. Teraz i motyl, i zachwyt wrócili do mnie książką. Magia, ale i proszenie się o wiosnę.
fot. Autor(ka) nieznan(y/a), fragment,
[dostęp: 6.01.2022], źródło.
Kiedyś w ogrodzie znalazłyśmy gąsienicę, gruba i owłosiona siedziała na gałęzi, […] w leksykonie owadów sprawdziłyśmy, co to za gąsienica: niedźwiedziówka, zimuje pod postacią gąsienicy, było napisane, że żywi się liśćmi wierzby, znalazłyśmy wobec tego wierzbę w lesie i karmiłyśmy gąsienicę, a ta pożerała wielkie kęsy liści, słychać było, jak gryzie, słuchając tego, zanosiłyśmy się chichotem.
Therese Bohman, Utonęła, przeł. Justyna Czechowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021.
fot. Andrzej Tokarski,
[dostęp: 6.01.2022], źródło.
Niedźwiedziówka nożówka,
niedźwiedziówka kaja
Dużo w tej książce roślin. Może właśnie już tak będzie czasem. Nie bieganie po świecie, nie cyk, tylko między literkami odnalezione. Miejmy nadzieję, że będzie nie tylko tak. Hawk!
– Trifolium pratense – mruczy Stella, poprawiając zwisającą główkę kwiatka.
– Mądrala. – Gabriel się uśmiecha. […] Stella zna naukowe nazwy wszystkich roślin, czasami ma się wrażenie, że ona nawet nie wie, że je wypowiada.
Therese Bohman, Utonęła, przeł. Justyna Czechowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021.
fot. Autor(ka) nieznan(y/a),
[dostęp: 4.01.2022], źródło.
Koniczyna łąkowa,
(koniczyna czerwona)
łac. Trifolium pratense
Wtedy zaryzykowałam. Zaraz potem zaznaczyłam tę do upolowania. Długo biernie czekałam, aż przyszedł ten dzień, gdy ibukosknera się ożywił i chwilę przed świętami dał znać, że już, teraz, natychmiast. Nie było na co czekać, nabyłam; na moim stosiku czytelniczym tylko chwilkę na mnie poczekała, a teraz jest już po. Czy ja już uprawiam bulimiczne czytanie (termin wyjęty z tej opowieści)?
Lubię szorstkość tej prozy. Lubię nieoczywistości, niezamknięte wątki, nienachalność wniosków, do których dojdę albo nie; myśli, na które sobie pozwolę lub nie. Lubię i tyle.
„Ptasim szlakiem”, pamiętam, jak po raz pierwszy usłyszałam to wyrażenie […] – to najkrótsza droga między dwoma miejscami, droga, którą obierają ptaki. […] „ptasim szlakiem” było bliżej.
*
Zegar na ścianie znów głośno tyka, wydaje mi się, że jakoś nieregularnie, niektóre sekundy trwają za długo, jakby wskazówka wahała się przed każdą nową sekundą, niepewna, czy chce wejść w przyszłość, czy nie.
*
– Nie.
– Dlaczego nie?
Wzdycham, nagle przypominam sobie, jaka potrafi być upierdliwa, choć sama tego nie zauważa.
*
[…] ostatecznie wolę pociąg od samolotu, to mniej brutalne. Człowiek zdąży przyzwyczaić się do myśli, że jest w drodze.
*
Stwierdził: „Przecież to niepotrzebne”, a ja odparłam, że to nieprzyjemne, jak wraca się do ciemnego domu. Wtedy się uśmiechnął, skwitował naszą sprzeczkę jakimś „nie bądź śmieszna”, grzecznym, wręcz czułym tonem, ale który jednocześnie pokazywał, że nie ma zamiaru zostawiać zapalonych lamp i że muszę sobie z tym jakoś poradzić.
*
– No to na zdrowie – mówi, podając mi kieliszek.
– Czyje?
Uśmiecha się.
– Nie wiem. Twoje.
– Moje?
Wzrusza ramionami.
– No to moje?
*
Nigdy nie przepadałam za storczykami, uważam, że są trochę obrzydliwe, namacalnie organiczne.
– Czy to pasożyt? – pytam.
Linda się uśmiecha.
– Nie. Epifit. To nie do końca to samo. Rosną na drzewach, ale nie wysysają z nich soków. Korzystają z nich tylko po to, by móc się piąć wyżej i dotrzeć do światła.
*
[…] rozłamuję łykowatą łupinę, aż z idealnym oporem się otwiera, ukazując połyskujący ciemny kasztan w białym puchowym miąższu. Wyjmuję go i wkładam do kieszeni, zamykam na nim dłoń. Gładki i zimny, niemal oleisty, jakie to przyjemne uczucie.
*
– Jak się pani czuje? – pyta.
Wygląda, jakby naprawdę chciała wiedzieć, w przeciwieństwie do Gabriela, który cały czas o to pyta, nie przejmując się odpowiedzią. Chociaż i ja tak robię, za każdym razem przyjmuję jego „dobrze”.
*
Otwieram okno i go przywołuję, a on natychmiast biegnie do drzwi i zaczyna miauczeć. Wpuszczam go, a on ociera mi się o nogę. Jest mokry, na całym futerku ma krople wody, wygląda, jakby ktoś go obsypał diamentami. Odrywam kawałek kuchennego ręcznika i delikatnie przeciągam nim po jego grzbiecie, kot rzuca mi zdziwione spojrzenie.
*
– Jak się czujesz?
Wzruszam ramionami.
– Nie wiem.
Therese Bohman, Utonęła, przeł. Justyna Czechowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
forma przemocy, forma obrony,
narzędzie w rozwoju duchowym.
trzy zastosowania,
jeden instrument?
milczenie.
3–4/365
Mojego ukochanego pisarza wszystko, co dostępne w języku polskim, wydano, zanim pojawiła się na świecie Heniutka, nim zaraz po Niej pojawił się imperatyw upuszczania tutaj słów.
Od tamtego czasu nie zmieniło się to, że uwielbiam obserwować drogi, które prowadzą mnie do książek. Często jest nudno — newsletter wydawniczy, czasem — ktoś, kogo zdanie biorę pod uwagę, od czasu do czasu — tajemniczy zbieg okoliczności, czysty przypadek, w który nigdy nie wierzę. Tym razem było tak.
Zdegustowana słowem w książce, klik, klik, coś o autorce. O! Jedna z zachwycających mnie ilustracji znalazła swoje miejsce na okładce książki Klausa Hagerupa. Klik, klik w autora. O! Jest współautorem jednej z książek Josteina Gaardera — w kamień o tym zapomniałam. A może jest coś nowego autorstwa Gaardera? Klik, klik, jest! Klik, klik i miałam na czytniku.
Opowieść ta nic sobie nie robiła z ogonka książek, które grzecznie i cierpliwie czekają na swoją kolej. Wskoczyła bezczelnie na szczyt stosiku do przeczytania, wyprzedzając te pozycje książkowe, co już witały się z gąską.
Nic się nie zmieniło, to wciąż mój ukochany pisarz, choć w tej książce kopnął mnie w podbrzusze chorobą neurodegeneracyjną, jakby życie z moją nie dostarczało mi wystarczająco dużo atrakcji. Tę książkę powinno się obowiązkowo czytać w pakiecie z Taylor, tyle w niej gatunkizmu i potencjału na niewyobrażalne cierpienie z okazji uwewnętrznionego ableizmu.
Może się wydawać, że lat nie da się ogarnąć myślą, kiedy człowiek znajduje się pośrodku i usiłuje niemalże po omacku podążać ku nieznanej przyszłości, lecz gdy o tych samych latach pomyśli się, kiedy już miną, można poczuć, że przeleciały szybko jak burza.
*
Nie ma żadnej innej wieczności niż seria momentów, niewymienialnej na nic obecności.
*
Tutaj jest godzina jedenasta, w Melbourne siódma rano. Zdumiewa mnie, jak łatwo się przed sobą nawzajem ukryć przy takiej różnicy czasu. […] musielibyśmy przebywać w tym samym pomieszczeniu, aby teraz do siebie dotrzeć. Tej nocy dzielą nas lata świetlne.
*
Coś tak prostego jak atom wodoru nie jest mniejszym cudem niż lew czy słoń.
*
[…] przysięgliśmy sobie kiedyś, że będziemy razem na dobre i na złe. Dni, które były niemal wyłącznie dobre, są już za nami. Teraz nadchodzą złe dni, ale może również w nich uda nam się znaleźć coś dobrego.
*
[…] w mojej głowie pojawiły się nowe myśli, przypominające małe nasionka rozpoczynającego się procesu pogodzenia z losem.
*
Nie wszyscy członkowie danej rodziny są obecni jednocześnie w tym samym miejscu. Niektórzy umarli, inni jeszcze się nie urodzili. Ten system jest uniwersalny: w każdej rodzinie są tacy, którzy już nie żyją. Ale to wcale nie oznacza, że tę rodzinę opuścili.
*
No man is an island entire of itself; every man is a piece of the continent, a part of the main.
// John Donne
*
Ludzie często chodzą długimi, krętymi, okrężnymi drogami, zanim nawiążą ze sobą kontakt bezpośredni. Zaledwie nieliczne dusze mają daną z łaski Boga zdolność, by natychmiast przejść do rzeczy: Cześć! Chętnie cię poznam!
*
Chyba dostrzegam czerwoną nić w całym tym chaosie, lecz nie wiem, dokąd mnie ona doprowadzi.
Jostein Gaarder W sam raz. Krótka opowieść o prawie wszystkim,
przeł. Iwona Zimnicka, Czarna Owca, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
Myślę więc, że ten czas, który mi został, nie jest ani zbyt długi, ani zbyt krótki. Jest chyba w sam raz.
*
Szukam sensu, zmieniając punkt widzenia. Chociaż być może punkt jest ten sam, ale sonduję głębiej.
(tamże)
Odkryłam to, co jest całkiem na wierzchu, nie trzeba było nawet zbyt mocno skrobać po powierzchni słów. Gatunkizm w języku polskim ma się doskonale. Kto nie zna jakiejś głupiej małpy, upasionej świni czy upartego osła? A nawet jeśli nigdy nie spotkaliście żadnej głupiej krowy, ktoś, do kogo macie maksymalnie dwa uściski dłoni, przynajmniej raz tak o kimś pomyślał. Teraz już wiem, skąd wzięła się żyrafa, spocony jak szczur czy słoń w składzie porcelany, ale mogło być gorzej: cóż, będzie warzywem. Nie, język nigdy nie jest neutralny światopoglądowo.
Przeczołgała mnie w święta ta lektura, jakby było mi mało katoterroru. Odparować musiałam, dystans złapać, paru — osobistym, opresyjnym wobec mnie samej — przekonaniom się przyjrzeć, wewnętrznego ableistę namierzyć i zmierzyć się ze skurwielem. Niechybnie czeka to każdą osobę, która sięgnie po tę książkę.
Biorąc pod uwagę, ile osób w Polsce mierzy się z niepełnosprawnością, obudziłam się któregoś ranka ze zgrubnie określonymi liczbami dla ableistów-wydawców, co narzekają na beznadziejny odsetek czytających. Otóż, powiedźmy, że w kraju nad Wisłą są (zaniżając dla równego rachunku) dwa miliony osób z niepełnosprawnościami. Przypuśćmy, że (znów dla równego rachunku) połowa umie czytać, ale nie jest w stanie obsługiwać książek papierowych. Załóżmy, że każda z tych osób, gdyby tylko miała możliwość, rocznie przeczytałaby (jak? tu) jedną pozycję w ibuku w cenie 10 zł. I co? I dziesięć milionów złotych leży na ulicy, i nikt ich nie chce. Wiem, wiem, to nie jest aż tak proste, ale idiotycznie prostym jest za to fakt, że bez przyjemności czytania daleko jako społeczeństwo nie zajedziemy. Tak, dyskryminację — nie tylko dotyczącą książek — da się przeliczyć na pieniądze. Nie ma takiego społeczeństwa, któremu dyskryminacja osób z niepełnosprawnościami się opłaca.
Po żadnej książce nigdy tak długo nie musiałam czekać na powrót do pionu.
Mówimy o gospodarce, że „kuleje”, albo o kimś, kto nie jest w stanie lub nie potrafi czegoś zrobić, że go „sparaliżowało”. Mówimy o ślepocie, jak gdyby oznaczała ignorancję lub naiwność, a coś, co naszym zdaniem stanowi przejaw niewiedzy lub konserwatyzmu, nazywamy „opóźnieniem w rozwoju”. Rzeczy, które są zepsute lub nie działają, powszechnie postrzegane są jako „ułomne”.
Tego typu przykłady często lekceważy się jako niewinne figury retoryczne. Tymczasem słowa mają wymiar polityczny.
*
Ableizm to uprzedzenie wobec osób z niepełnosprawnościami, które może prowadzić do rozlicznych form dyskryminacji – od braku dostępu do pracy, wykształcenia i mieszkania po krzywdzące stereotypy i systemowe nierówności, które pociągają za sobą marginalizację. Ableizm rodzi dyskryminację i ucisk, ale też pokazuje, w jaki sposób określamy, które ucieleśnienia uważamy za normalne, które za wartościowe, a które za „z istoty negatywne”.
*
Ableizm wspiera nasz antropocentryczny światopogląd, począwszy od wiary w to, że człowiek został stworzony na obraz Boga, aż po przeświadczenie, że stoi na najwyższym szczeblu ewolucji.
Ableizm sprawia, że ludzkie zdolności uchodzą za coś bezsprzecznie lepszego od zdolności zwierząt, napędza nasze przekonanie, że sposób, w jaki się poruszamy, myślimy i żyjemy, jest nie tylko bardziej wyrafinowany od zwierzęcego, ale w istocie nadaje nam wartość. Wiara w niższość stanu zwierzęcego pozwala nam bez moralnych oporów wykorzystywać zwierzęta, a ludzi, których się z nimi kojarzy (między innymi kobiety, osoby niebiałe, queer, biedne, z niepełnosprawnością), postrzegać jako mniej rozwiniętych, wartościowych, a niekiedy nawet jako mniej (lub całkowicie nie) ludzkich.
*
Według różnych statystyk osoby z niepełnosprawnościami stanowią od 15 do 20 procent ludności świata. To największa mniejszość na naszej planecie. Jak to możliwe? Gdzie się podziewa tych 900 (czy coś koło tego) milionów osób?
*
W rzeczywistości mamy na co dzień do czynienia z dużo większą liczbą osób z niepełnosprawnością, niż nam się wydaje, po prostu ich za takie nie uważamy (a i one mogą tak o sobie nie myśleć). Niepełnosprawność bywa głęboko stygmatyzująca, nic więc dziwnego, że wielu ludzi woli „uchodzić” za pełnosprawnych, zamiast identyfikować się ze zbiorowością, którą najczęściej postrzega się jako godną pożałowania, ułomną i uciążliwą. Znaczna część społeczeństwa kojarzy niepełnosprawność z jakimś widomym znakiem różnicy, takim jak wózek, kule albo towarzystwo psa asystującego. Co jednak z osobami, które żyją z chorobami przewlekłymi lub mają problem z pokonywaniem większych odległości? Co z ludźmi, których się dyskryminuje i uznaje za ułomnych ze względu na wagę?
*
Niepełnosprawność jest wszechobecna jako metafora, a jako historia z życia wzięta stanowi praktycznie niewyczerpany temat. W tego typu opowieściach niemal zawsze postrzega się ją jako osobistą tragedię. Oczekuje się przy tym, że – dzięki sile charakteru, a nie wygranej z dyskryminacją i uciskiem – osoby z niepełnosprawnością znajdą odwagę, by przezwyciężyć własne ograniczenia.
*
[…] niepełnosprawność nie jest rezultatem upośledzenia, tylko tego, jak zostało urządzone społeczeństwo.
*
[…] granica oddzielająca pełno- i niepełnosprawnych nie jest ani wyraźna, ani stała. Niepełnosprawność może być tożsamością, którą człowiek przyjmuje, stanem, z którym walczy, przestrzenią, w której znajduje wolność, albo pojęciem, które wykorzystuje się do marginalizowania i ucisku. Może być też wszystkimi tymi rzeczami naraz.
*
Aktywiści i badaczki od dziesięcioleci sprzeciwiają się stawianiu znaku równości między niepełnosprawnością a cierpieniem. Wielu i wiele z nas twierdzi, że znaczna część cierpienia związanego z niepełnosprawnością bierze się z ableizmu, przejawiającego się choćby w dyskryminacji i marginalizacji, których doświadczamy.
*
[…] to nie rozum stanowi problem, tylko raczej fakt, że przedstawia się go jako coś odrębnego i bardziej wartościowego od emocji, uczuć oraz innych form poznania i istnienia. Taka definicja rozumu jest pochodną stuleci patriarchatu, imperializmu, rasizmu, klasizmu, ableizmu, antropocentryzmu i aż nazbyt często niesie ze sobą te właśnie formy ucisku.
*
Gdy miarę wartości stanowią kompetencje ludzi pełnosprawnych i neurotypowych, tracą na tym zarówno pozaludzkie zwierzęta, jak i osoby z niepełnosprawnością. Cechy, które służą ludziom za probierz zdolności kognitywnych, z całą pewnością wskazują na pewien rodzaj złożonych procesów poznawczych, ale niekoniecznie stanowią jedyny miernik inteligencji ani tym bardziej wartości.
*
W ciągu ostatnich pięciuset lat nie było odkrycia, po którym moglibyśmy powiedzieć: «Mój Boże, zwierzęta są głupsze, niż sądziliśmy». Wszystkie dowodziły czegoś wręcz przeciwnego.
// Michael Bérubé
*
Kiedy tym, czego szukamy, są podobieństwa – wspólny typ inteligencji czy umiejętności poznawczych, ta sama wrażliwość i bezbronność, takie same reakcje emocjonalne – mamy skłonność do ukrywania czy przegapiania szczególnie cennych aspektów życia innych.
// Lori Gruen
*
Nie da się zaprzeczyć, że zwierzęta doświadczają straszliwej przemocy z rąk ludzkich – przemocy, która często ma to samo źródło co przemoc ludzi wobec ludzi.
*
To wielkie wyzwanie mówić o inteligencji i kompetencjach, które mają tylko inne zwierzęta, a nie my.
*
[…] niepełnosprawność stanowi część naszego życia. Nie powstrzymuje nas przed cieszeniem się nim w pełni. Nie oznacza też, że przez cały czas musimy swoją niepełnosprawność lubić – po prostu z nią żyjemy. Nie jest też dla nas sprawą najważniejszą.
*
Niepełnosprawność to nie są «dzielne zmagania» czy «odwaga w obliczu przeciwności» […] niepełnosprawność to sztuka. To pomysłowy sposób życia.
// Neil Marcus
*
Harriet McBryde Johnson przejmująco pyta: „Czy jesteśmy «w gorszej sytuacji»?”. I odpowiada: „Nie sądzę. W żadnym istotnym sensie. Za dużo zmiennych wchodzi w grę. W przypadku tych z nas, którzy są niepełnosprawni od urodzenia, niepełnosprawność kształtuje wszystko. Ci, których spotkała później, przystosowują się. W ramach ograniczeń, których nikt by nie wybrał, tworzymy bogate i satysfakcjonujące życie. Cieszymy się tymi samymi przyjemnościami co inni i takimi, które są dostępne tylko dla nas. Mamy coś, czego potrzebuje świat”.
Nawet jeśli niepełnosprawność ma wpływ na jakość czyjegoś życia, zbyt daleko idącym wnioskiem byłoby twierdzenie, że życie tej osoby jest mniej satysfakcjonujące i przyjemne niż osoby bez niepełnosprawności.
*
Niepełnosprawność pyta o to, kogo i na jakich podstawach uważamy za produktywnego członka społeczeństwa, a jakie aktywności za cenne oraz warte podjęcia. Pyta o rzeczy, które uznajemy za oczywistość: o racjonalność, sposób, w jaki się poruszamy i w jaki postrzegamy świat. Może nam podsunąć nowe paradygmaty rozumienia, jak i dlaczego troszczymy się o siebie nawzajem oraz w jakim społeczeństwie chcemy żyć.
Nieżyjący już historyk i badacz niepełnosprawności Paul Longmore opisał systemy wartości, które wykształciły się w łonie wspólnot osób niepełnosprawnych: „[…] cenią nie samowystarczalność, lecz samostanowienie, współzależność zamiast niezależności, osobisty związek, a nie funkcjonalną odrębność, i ludzką wspólnotę, nie fizyczną autonomię”. Te „wartości” związane z niepełnosprawnością zyskują na znaczeniu w naszym coraz bardziej sprekaryzowanym świecie.
*
Niepełnosprawność daje człowiekowi zupełnie nowe możliwości wchodzenia w interakcje ze światem….
*
Niepełnosprawność jest zjawiskiem zbyt złożonym, żeby umieścić ją po stronie zysków albo strat. Ale odpowiedzialne za nią systemowe i gospodarcze nierówności można wskazać bez większego wahania.
*
Za negatywne skutki zależności – czy będą to ekonomiczne ubezwłasnowolnienie, marginalizacja, uwięzienie czy też bariery społeczne, kulturowe lub architektoniczne – w przeważającej mierze odpowiadają ludzie.
Sunaura Taylor, Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt,
przeł. Katarzyna Makaruk, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
Wszyscy istniejemy w spektrum zależności. Chodzi o to, by zależność rozumieć nie tylko jako coś negatywnego i na pewno nie jako coś nienaturalnego, lecz raczej jako integralną część naszego świata i relacji. Ponieważ osoby z niepełnosprawnością traktuje się jak ciężar, nasz wkład w życie rodzinne, społeczne i kulturowe często jest pomijany albo całkowicie negowany.
*
[…] wszyscy jesteśmy istotami bezbronnymi, które w ciągu swojego życia wchodzą w relacje zależności i z nich wychodzą, troszczą się o innych i same są przedmiotem troski (przy czym najczęściej znajdują się w obu tych sytuacjach naraz).
(tamże)