wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Dziki Zachód budzi w Drzewku Zew Stereotypowej Mężczyzny XX wieku. Ledwo noc przespała, wiedziała, że nadszedł Ten Dzień. Wspomnieć wypada, że w rachunku nie należy ujmować jedynego wyjątku, gdy Mężczyzna w Drzewku ukryta upiła się na południu kraju miesiąc po własnym ślubie, z wrażenia chyba. Nigdy jednak ten Zew nie był tak silny jak Tego Dnia, a Dzień Ten nadszedł znienacka.
Ten Dzień. Przez przypadek był to również wigilijny wieczór roku, co właśnie dogorywa. Henia pod stołem prawie gotowa ludzkim głosem mówić. Sadownik. Obok Drzewko. Przy jednym stole nastka ludzi, których żadna inna, nierodzinna okazja nie mogłaby zrzutować w jeden punkt czasoprzestrzeni. Przekrój społecznych ról. Wojsko. Służba zdrowia. Edukacja. Rozrywka. Rzymskokatolickie Imperium. Matki, żony, kochanki. Ojców, mężów i kochanków pęczek szowinizmem lekkim przewiązany. Dzieci, wnuki i prawnuki. Magia Świąt pełną gębą i ościami.
Jak to się stało, że Drzewko emerytowanych wojskowych musiało poganiać, bo za wolno uzupełniali jej kieliszek, tego nie wie nikt, ale mundurowe dusze chętnie poddały się cywilnemu, feministycznemu tempu. A gdy wciąż było za wolno, Drzewko rozpromieniło się na widok kieliszka, do którego nikt nie chciał się przyznać. Stał obok drzewkowego i prawie piszczał ludzkim głosem, że nie chce być niczyj. Nie był! Już ani chwili dłużej. Zaniemówiła Henia z wrażenia.
Może w każdym Drzewku drzemie Diabeł, co chociaż raz w życiu upić się musi, by ludzkim głosem wyrazić swe pragnienie. Drzewkowa Diablica po pijaku naprędce skreśliła list do Mikołaja: nieprzerwanych niczym, ośmiu godzin snu --- bez psich i ludzkich potrzeb, które czekać nie mogą --- osiem godzin Mikołaju mi daj!
Po Tym Dniu, dziwić nie powinno, że przyszedł dzień następny. Drzewko, bez wprawy w kursie pijańskiego dzieła, bezbronne było niczym dziecko.
Jabłoń:
(wytacza się z sypialni pokonując pięciometrowy maraton
z metą na krześle przy stole)
Picie jest przereklamowane.
Ledwo żyję.
Sadownik:
(weteran młodzieńczego picia
nie może powstrzymać śmiechu,
udaje, że grawitacja wcale nie jest przeciwko Drzewku)
Co się dzieje?
Jabłoń:
(wciąż idzie, a krzesło jak na złość ucieka)
Głowa... ty nawet nie wiesz, jak mnie boli głowa.
Do dzisiaj to ja o bólu głowy niewiele wiedziałam.
Sadownik:
(bez empatii, nie ukrywa już śmiechu,
choć zabiera się do konstruowania leczniczego zestawu)
To się uciesz. Jeśli po piciu boli cię głowa to znaczy, że masz mózg.
No i proszę. Mikołaj, męska szowinistyczna świnia, czytać nie umie. Miał dać osiem godzin snu, dał tylko cztery a w ramach gratisu świątecznego dorzucił... mózg. Podarował Drzewku dzień, gdy mózg jej do niczego nie był potrzebny. Pokrętnego Sadowniczego „Jeśli-to” do dziś nie rozumie.
Wróciliśmy. Do siebie. Czas zamykać rok. Piłam, kochałam, płakałam, śmiałam się, jadłam dobre rzeczy, żyłam. W przyszłym roku będę pić, kochać, płakać, śmiać się, jeść dobre rzeczy, żyć! I tego, skromnie, też Wam życzę z całego serca.